Artykuły

Nowe mitologie, nowe laboratoria

- Zawsze zależało mi na tym, żeby festiwal nie świecił jedynie światłem odbitym, czyli nie ograniczał się tylko do pokazywania spektakli, które powstały gdzie indziej. Chciałam, żeby stał się dosłownie laboratorium twórczym, w których wykluwają się nowe pomysły i projekty, powracające potem w pełniejszej formie na rzeszowską, i nie tylko, scenę - mówi Joanna Puzyna-Chojka, dyrektor programowy Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie w rozmowie z Agatą M. Skrzypek.

W tekście programowym tegorocznej edycji napisała Pani o artystach nowego teatru, że sięgają do klasyków, by zapytać o naszą wspólną tożsamość. Kim natomiast są odbiorcy nowego teatru, z którymi artyści mogliby na te tematy rozmawiać?

- Widzowie nowego teatru są rzeczywistymi partnerami artystów w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania stawiane w ich spektaklach, zwłaszcza tych, które tworzą nasz portret zbiorowy czy rozmaite projekty życia wspólnotowego. A z takich w dużej mierze zbudowany jest program tegorocznej edycji festiwalu. Ta rozmowa nie odbywa się tylko na poziomie wymiany intelektualnej - prowokowania do jakiejś refleksji. To najbardziej elementarna i oczywista metoda "emancypacji widza". Nowy teatr wymaga jednak od niego znacznie więcej, często aktywizując odbiorcę do działania i zapraszając do współtworzenia spektaklu w jego wymiarze performatywnym. Na tegorocznym festiwalu nie zabraknie i takich prób: "wchłonięcia" widza przez zaanektowanie go do wspólnej przestrzeni, jak w "Chłopach" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego, czy dosłownego wykorzystania go przez obsadzenie w jakiejś roli, jak w poznańskim spektaklu Agaty Dudy-Gracz, gdzie możemy poczuć się pełnoprawnymi gośćmi weselnymi. Najwięcej będą mieli widzowie do roboty podczas przedstawienia Eweliny Marciniak, ale szczegółów nie zamierzam zdradzać.

"Nowe mitologie" wydaje mi się prowokacyjnym hasłem wywoławczym. Z jednej strony "nowe" obiecuje gorące nazwiska, eksperyment, twórczy rozpęd, z drugiej zaś wskazuje na siłę ustanawiania, stwarzania pewnej jakości czy narracji - tak, jak dzieje się to w przypadku mitu. Czy jednak rzeczywiście każde "nowe" ma tę moc? I z drugiej strony, a jeśli mity należy podważać, a nie ustanawiać kolejne?

- Myślę, że można obie strategie połączyć, przy założeniu, że mitologie - traktowane tu w oderwaniu od ich pierwotnego, stricte sakralnego sensu - mają strukturę palimpsestu, w którym odkładają się ślady różnych czasów. Lévi-Strauss przekonywał, iż mit wcale nie odsyła do jednego tylko, wyjściowego scenariusza, lecz wchłania w siebie niejako wszystkie jego wersje - w toku wielokrotnego powtarzania ulega nieustannemu demontażowi, wyłaniając z siebie wciąż nowe konstrukcje i obrastając w nowe warstwy znaczeniowe. W takim rozumieniu mitologie, które przepracowuje nowy teatr, zwracając się demonstracyjnie ku klasyce, są w istocie stare, bo oparte na "szczątkach" dobrze znanych tematów i motywów; ale zarazem nowe, bo współcześni artyści podejmują dialog z tym materiałem, układając go po swojemu, przyoblekając go często w obce mu formy i sensy (czego najbardziej symptomatycznym przykładem są inscenizacje Radka Rychcika, goszczące w poprzednich latach na rzeszowskim festiwalu). W kolejnych wariantach mitu niezmienna pozostaje tylko jego struktura, która odsłania się właśnie dzięki mechanizmowi repetycji. Spójrzmy na przykład na - wywiedziony z "Pana Tadeusza" - romantyczny mit ślubu jako obrzędu godzącego zwaśnione stany, który odbija się w "Weselu" Wyspiańskiego, "Ślubie" Gombrowicza i spektaklu "Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk" Dudy-Gracz. Albo na sprzężony z nim mit chłopskiej/ludowej rewolucji, który tak mocno eksponuje inscenizacja Jana Klaty ze Starego Teatru - wielkiego nieobecnego w programie tegorocznej edycji. A już najlepszym przykładem tego łączenia "nowego" ze "starym" są "Dziady" - nie tylko te Mickiewiczowskie, ale przede wszystkim dziady traktowane jako uniwersalny projekt kulturowy, rodzaj matrycy formotwórczej dla teatru definiowanego jako spotkanie żywych z umarłymi. Odnajdziemy go choćby w spektaklach Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, od ich wrocławskiego debiutu "Dziady. Ekshumacje" po ostatni spektakl - poznański "K.", który można czytać jako dziady posmoleńskie, ożywiające upiory i widma polskiej sceny politycznej epoki transformacji. Na naszym festiwalu ten "dziadowski" kontekst pojawi się nie wprost, ale poprzez figurę dybuka, która będzie patronować modułowi multimedia/KONTEKSTY, towarzyszącemu głównemu nurtowi festiwalu. Oglądając premiery ostatniego sezonu, bardzo szybko przekonałam się, że "nowe" rodzi się w starciu ze "starym". Stąd wziął się między innymi tytuł naszej konferencji naukowej, którą chcę traktować jako formę podsumowania tegorocznej edycji festiwalu: "Nowe czy stare mitologie?"

Jednocześnie bardzo zależało mi na tym, żeby nie koncentrować się tylko i wyłącznie na projektach życia zbiorowego, choć te - w obliczu dynamiki procesów społecznych zachodzących w rzeczywistości zewnętrznej - wydają się szczególnie istotne; pasożytujące na mitach i mitotwórcze zarazem. W moim myśleniu o budowaniu idei tegorocznego festiwalu pojawiły się "Nowe mitologie" Jérôme'a Garcina, które - podobnie jak opublikowane pół wieku wcześniej "Mitologie" Rolanda Barthesa - są próbą zdiagnozowania współczesnego społeczeństwa europejskiego poprzez rejestrację typowych dla niego ikon ekonomicznych, politycznych, kulturowych i wewnętrznych. Chciałam poszukać w teatrze ich refleksów, dopuszczając tym samym do głosu dyskurs bardziej prywatny. Myślę, że te "nowe mitologie" dojdą najmocniej do głosu w spektaklach Eweliny Marciniak czy Cezarego Tomaszewskiego. Choć z drugiej strony "Bzik. Ostatnia minuta" też karmi się "resztkami": Witkacego i - przede wszystkim - kultowej inscenizacji "Bzika tropikalnego" w reżyserii Grzegorza Jarzyny, która dwadzieścia lat temu zainicjowała zmianę estetyczną w polskim teatrze.

Chciałabym zapytać o decyzje programowe. Co, prócz spójnego pomysłu na profil festiwalu, było dla Pani kluczowe podczas wybierania i zapraszania spektakli?

- Profil festiwalu, sygnalizowany przez jego szyld, był dla mnie zawsze decydującym kryterium przy wyborze spektakli. Zgodnie z formułą zaproponowaną i realizowaną przeze mnie od 2014 roku, głównym założeniem rzeszowskiego festiwalu jest odnotowywanie najnowszych zjawisk i trendów w obszarze polskiego teatru ujawnionych w danym sezonie. Zależało mi na tym, żeby pokazywać w Rzeszowie - ośrodku o długiej tradycji scenicznej, jednak nieco zamkniętym dla poszukiwań i eksperymentów artystycznych - teatr zasługujący na określenie "nowy". Choć to słowo ma też różne odcienie i konotacje. Czy Anna Augustynowicz, zaliczona dwie dekady temu przez Piotra Gruszczyńskiego do pokolenia "młodszych zdolniejszych", które dokonało w polskim teatrze gwałtowanego przewartościowania repertuaru, tematyki, estetyki, reprezentuje dziś nadal "nowy teatr"? Czy Janusz Opryński, działający konsekwentnie od wielu lat na obrzeżach teatru instytucjonalnego z lekceważeniem jego rozmaitych mód, wcielający to, co najlepsze w teatrze offowym, czyli jego ideę, ale okrzepły w obszarze "języka", wpisuje się jeszcze w jego orbitę? Sama nie jestem pewna, co kryje się dzisiaj pod tym hasłem, dlatego postanowiłam sprowokować dyskusję na ten temat podczas debaty "Nowy, nowszy, najnowszy - dwie dekady później", towarzyszącej pokazowi telewizyjnej wersji "Bzika tropikalnego" Jarzyny.

Oczywiście, ostateczny kształt programu odbiega o tego, co było moim wyjściowym założeniem i marzeniem. Z wielu względów. Moje wybory były w pierwszym rzędzie weryfikowane przez możliwości techniczne i finansowe organizatora, czyli Teatru im. Siemaszkowej, które w porównaniu z innymi dużymi festiwalami są raczej skromne. Ale nie tylko. Istotną, wręcz dominującą rolę przy budowaniu repertuaru odegrał w tym roku Jan Nowara, który wiele moich pomysłów odrzucił, w zamian proponując inne tytuły, niekoniecznie - przynajmniej w moim mniemaniu - zgodne z profilem festiwalu i nadrzędnym tematem edycji. Dlatego zabrakło kilku ważnych spektakli, między innymi "Wesela" w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru, który okazał się zbyt drogi jak na możliwości rzeszowskiego organizatora; ale także "Malowanego ptaka" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Polskiego w Poznaniu czy "Rasputina" w reż. Wiktora Rubina z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, których nie zaakceptował dyrektor Nowara. Z powodu kilku takich podmian, demontujących moją pierwotną koncepcję programową, sama nie jestem już pewna, na ile "nowe mitologie" okażą się rzeczywiście wyrazistym spoiwem dla poszczególnych odsłon programu. Widzowie będą mieli okazję sami się o tym przekonać.

Jak czwarta edycja Festiwalu sytuuje się w kontekście poprzednich jego odsłon?

- Zawsze zależało mi na tym, żeby festiwal nie świecił jedynie światłem odbitym, czyli nie ograniczał się tylko do pokazywania spektakli, które powstały gdzie indziej. Chciałam, żeby stał się dosłownie laboratorium twórczym, w których wykluwają się nowe pomysły i projekty, powracające potem w pełniejszej formie na rzeszowską, i nie tylko, scenę. Z roku na rok coraz śmielej wkraczaliśmy w rolę inicjatora rozmaitych zdarzeń artystycznych. Stąd też, szukając jakiejś ramy dla projekcji "Walsera" - pierwszego filmu pełnometrażowego Zbigniewa Libery, zamówiłam oryginalną sztukę albo - jak kto woli - "tekst dla teatru", przybliżający postać "odmieńca" i "galernika wrażliwości", jakim był szwajcarski pisarz Robert Walser - dziś postać w niektórych kręgach wręcz kultowa, ale za swego tragicznego, samotnego, naznaczonego chorobą psychiczną życia zupełnie niedoceniona. Tekst napisał Beniamin Bukowski, a Katarzyna Kalwat wymyśla dla niego formę sceniczną - mam nadzieję, że nie mniej fascynującą niż dla biografii Tomasza Sikorskiego przepracowanej w "Holzwege".

W tym roku festiwal jest też po raz pierwszy producentem koncertu, firmowanego przez Pawła Passiniego i D'Roots Brothers. Odbędzie się on pod znaczącym tytułem "Obecni", w przestrzeni BWA, czyli dawnej synagogi, która nosi wciąż ślady obecności przedwojennych mieszkańców Rzeszowa pochodzenia żydowskiego. Chcemy dokonać swoistej operacji na naszej wspólnej pamięci, by wpuścić do niej "dybuka" - nie w sensie dosłownym, ale jako rodzaj niezabliźnionej rany, prowokującej współobcowanie żywych i umarłych. Dopełnieniem tego spotkania z "dybukami" będzie projekcja przedwojennego filmu Michała Waszyńskiego zrealizowanego na podstawie dzieła An-skiego, połączona ze wspólnym czytaniem listy dialogowej, a także odegraniem niektórych scen z nowej wersji sztuki przepisanej przez Artura Pałygę.

W programie pojawił się też zupełnie nowy element, czyli prezentacja teatru europejskiego. W tym roku wybór padł na Słowaków, którzy będą za chwilę partnerami Teatru Siemaszkowej w realizacji innego projektu festiwalowego: TRANS/MISJE. W ramach modułu nowy teatr/EUROPA pojawi się teatr z Koszyc ze spektaklem "Dziennik Anny Frank", Zaprosiliśmy też słowacką artystkę eksperymentującą z językiem różnych mediów, Slavę Daubnerovą, z jej performansem "Cells/ Komórki", który jest jej osobistym komentarzem do biografii twórczej amerykańskiej rzeźbiarki Louise Bourgeois. Z kolei w moduł "dybukowy" wpisuje się idealnie Anna Grusková, która przyjedzie do Rzeszowa, by pokazać swój film dokumentalny "Rabinka" o bohaterskiej Gisi Fleischmann, ratującej swoich żydowskich braci przed Zagładą. Pokaz dokumentu zostanie uzupełniony czytaniem jej sztuki o tym samym tytule, którą przetłumaczyliśmy na język polski, licząc na wprowadzenie jej do naszego obiegu teatralnego. To taki mały krok w kierunku nadania rzeszowskiemu festiwalowi formatu międzynarodowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji