Artykuły

Barokowe czary

"Armide" Jean-Baptiste'a Lully'ego w reż. Dedy Cristiny Colonny w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Jean-Baptiste Lully, kompozytor bodaj szesnastu oper, żył w latach 1632-1687. I choć jest twórcą nowej operowej formy, w której obok muzyki i śpiewu równie ważną funkcję pełnią tancerze, mający okazję nie tylko do popisów baletowych, ale biorący od początku do końca aktywny udział w scenicznej narracji, w Polsce znany jest dość słabo. A szkoda, bo instrumentacja jego dzieł, szczególnie w swej gęstości, jest choćby w sekwencjach kulminacyjnych szalenie intrygująca. Wystarczy jeszcze wspomnieć, że "Armide", napisana do libretta Philippe'a Quinaulta, która pojawiła się właśnie w repertuarze Warszawskiej Opery Kameralnej, nigdy wcześniej wystawiana w naszym kraju nie była. Sięgnięcie zatem do tego utworu to ciekawy przyczynek do rozważań na temat dzisiejszej recepcji oper barokowych i sposobów ich inscenizowania.

Warszawska "Armide" to efekt współpracy kilku instytucji europejskich, a także australijskiego dyrygenta, Benjamina Bayla (MACV pod jego batutą brzmi świetnie). Deda Cristina Colonna (reżyseria i choreografia) wraz z Francesco Vitalim (scenografia i reżyseria światła) postanowili dzieło Lully'ego pokazać w całej jego okazałości, jednocześnie rezygnując z kilku fragmentów partytury, które byłyby dziś szczególnie trudne do uwiarygodnienia. Ciekawe pomysły scenograficzne przyniosło wykorzystanie manekinów, których funkcja w tym zdecydowanie magiczno-baśniowym świecie została wyraźnie rozdzielona między częścią pierwszą a drugą. Ich użycie buduje też pewien rodzaj dystansu i powoduje, że inscenizacja Colonny wychodzi poza czysty sztafaż historycznego porządku stylistyczno-estetycznego. Równie interesująco wybrzmiały wszystkie projekcje, które nie tylko zmieniały perspektywę maleńkiej sceny przy Solidarności, ale dopełniały psychologię postaci, która jest tutaj rozpisana na bardzo wysokich rejestrach ludzkiej emocjonalności. Wyjątkowej urody są w tej realizacji barokowe kostiumy, w przypadku tancerzy szwedzkiej grupy Nordic Baroque Dancers wspaniale oddające nastrój w sekwencjach dworskich i diametralnie różną atmosferę w tajemniczych działaniach uruchamiających siłę mocy piekielnych, dla których nienawiść staje się źródłem wyzwalającym energię mającą doprowadzić do wyznaczonego celu. Bo choć tak wiele śpiewa się tutaj o najpiękniejszych uczuciach, to zło nie odstępuje protagonistów ani na krok. A nienawiść z miłością wciąż stoją obok siebie. Daje to możliwość solistom stworzenia bohaterów pełnych wewnętrznego rozdarcia, w próbach pokonania uczuciowych rozterek i niepewności. Wszyscy w tym dramatycznym widowisku są zdeterminowani działaniem czarodziejskich sił i praw wojennych, które nie pozwalają na osiągnięcie uczuciowej harmonii, równowagi psychicznej i spokoju.

Znakomicie w konwencji tego urokliwego spektaklu odnaleźli się wszyscy śpiewacy. Marcelina Beucher potrafiła dźwiękiem oddać wszystkie namiętności tytułowej bohaterki, jednocześnie nie gubiąc tego, co stylowe dla interpretowania muzyki barokowej. Jej nieustanna walka o miłość Renauda (w tej roli Aleksander Rewiński, trochę jeszcze aktorsko nieśmiały, ale wokalnie dobrze rokujący) jest pełna pasji i prawdziwej determinacji. Jej metamorfoza od kobiety zimnej i pozbawionej uczuć, do tej, która ostatecznie nie zdecyduje się zabić kochanka, jest fantastyczną podróżą po meandrach ludzkiej duszy, tyleż sentymentalnej, co tragicznej. Poprawnie i z dużą dozą wdzięku towarzyszyły jej kolejnym planom i intrygom, w rolach powiernic, Sylwia Krzysiek (Phenice) i Aleksandra Borkiewicz (Sidonie). Z równie dobrym skutkiem pojawiają się na scenie Tomasz Rak jako Nienawiść i Jarosław Bręk w roli Hidraota, stryja Armidy.

Co by jednak nie powiedzieć o solistach tego spektaklu, trzeba oddać, że największym jego atutem jest udział wspomnianej już sześcioosobowej grupy Nordic Baroque Dancers. Umiejętności taneczno-aktorskie zespołu są imponujące, zarówno w sferze tańca barokowego, jak mowy ciała w jej najszerszym spektrum wyrazowo-ekspresyjnym. Wspólnymi siłami udało się w tym przedstawieniu osiągnąć integralność w połączeniu muzyki ze słowem i gestem. A to w tego typu dziełach wcale nie jest łatwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji