Artykuły

Skandalizująca "Klątwa". Do zapowiadanej katastrofy jeszcze nie doszło

"Klątwa" wg Stanisława Wyspiańskiego w reż. Olivera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jana Machalická w portalu Lidovky.

Teatr Divadlo na Palmovce punktuje - bez zbędnego gadania wprowadził w życie festiwal ukierunkowany na teatr polski, słowacki oraz węgierski, i działając już drugi rok, zaprasza kolejne ciekawe przedstawienia. W tym roku podczas przeglądu można było obejrzeć najbardziej skandalizujący polski spektakl - "Klątwę" z Teatru Powszechnego w Warszawie, w reżyserii Olivera Frljicia. Przedstawienie to wzbudza w Polsce skrajne emocje, a jego twórcy są przesłuchiwani w prokuraturze.

Inscenizacja "Klątwy", w której wykorzystano sztukę o tym samym tytule autorstwa polskiego klasyka, Stanisława Wyspiańskiego, jest brutalnym, niepochlebnym i zjadliwym obrazem społeczeństwa polskiego. Chorwacki reżyser Oliver Frljić jest niegrzecznym dzieckiem teatru europejskiego, które mało komu kojarzyć się może z tradycyjną twórczością - jego dzieła obarczone są przesadą i ekscentryzmem, niektóre stanowią jeden wielki chaos, a w ich trakcie dosłownie "wióry lecą". Niczego nie owija w bawełnę, ale z drugiej strony trafnie przekazuje swoje przesłanie, a przy tym nie brakuje mu humoru ani zjadliwości.

"Klątwa" jest właściwie nieprzerwanym pasmem bluźnierstw, ale promieniuje z niej także radość z tego, że można dosłownie wykrzyczeć na głos swoją niezgodę na ograniczanie wolności. Krytykuje aktualną polską klasę rządzącą, jej totalitarne zagrywki, jak również przedstawicieli Kościoła. Jednak nie atakuje wiary ani chrześcijaństwa - wskazuje tylko na to, jak religijne wartości są wykorzystywane dla wzmocnienia reżimu.

Frljić zdecydowanie jest skandalistą i świetnie się z tym czuje, ale wystawienie mu tylko takiej oceny nie byłoby sprawiedliwe, ponieważ jego podstawowym celem nie jest uzyskanie doraźnego efektu. Inscenizacja opiera się na skutecznej autoironii, chociaż warto byłoby dowiedzieć się, w jakim stopniu jest ona dziełem samych aktorów, a na ile stanowi wyraz artystyczny reżysera.

"Klątwa" jest wyraźnie antyklerykalna, co w katolickiej Polsce musi działać jak czerwona płachta na byka. Także w czasie dyskusji po praskim przedstawieniu dramaturg spektaklu powiedział, że widzieliśmy tylko pierwszy akt, bo podobno drugi akt odgrywany jest Polsce na ulicach, gdzie demonstrują nacjonaliści, a zwolennicy Kościoła demonstracyjnie się modlą. Jednak większość przeciwników nie widziała spektaklu, a wiedzę o nim mają tylko z drugiej ręki. Na przykład w Czechach potępił ją także prymas Dominik Duka.

O sprawie napisały też zagraniczne gazety. "The Guardian" poświęcił jej dość obszerny artykuł. Aktorzy i zespół inscenizatorów zostali zasypani pogróżkami, cała sprawa oczywiście została przeniesiona na scenę polityczną, złożono nawet zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. W spektaklu pojawia się bowiem moment, kiedy aktorka wygłasza fikcyjny monolog na temat zlecenia dotyczącego zamordowania premiera Kaczyńskiego, a monolog kończy się pełną przesady refleksją nad tym, kiedy fikcja zmienia się w rzeczywistość i czy może być ona ścigana na podstawie prawa. Przedstawiciele partii rządzącej odnieśli się do tego fragmentu i określili inscenizację jako prowokacyjną, ponieważ publicznie wzywa do zabójstwa i obraża uczucia religijne Polaków.

Dla części publiczności "Klątwa" może być trudna do strawienia, ale teatr niemiecki już od dawna korzysta z podobnych środków prowokacji. Może rzeczywiście nieczęsto widuje się polskiego aktora z obnażonym członkiem, który stawałby się "bohaterem" inscenizacji w obszarze całej kultury teatralnej. Podczas jednej z początkowych scen widzimy stosunek oralny z plastikowym przyrodzeniem rzeźby papieża Jana Pawła II, na której potem zostaje umieszczona tabliczka z określeniem "obrońca pedofilów", a później sama rzeźba zostaje powieszona. Frljić stosuje bardzo wyraziste metafory, jego szyderstwo jest okrutne i nie waha się przed tym, aby na końcu przewrócić wielki drewniany krzyż i wyłączyć światełka tworzące polskiego orła. W innym momencie aktorzy chórem skandują słowa "Polska" i w orgiastycznym zapale imitują ruchy kopulacyjne - nie, ten spektakl z pewnością nie jest dla narodowców, bo bezkompromisowo wyśmiewa wszystko. I jednocześnie w zabawny sposób łączy rzeczywistą tożsamość aktorów z fikcją, a ci z kolei ośmieszają przedstawiane postawy i utrwalają paradoksy przekazu.

Na przykład Michał Czachor z elżbietańskim kołnierzem i w czarnym habicie wykrzykuje jak szalony, wije się i deklamuje, że jako aktor przekroczy wszystkie możliwe bariery, co w końcu też czyni, kiedy członkiem "defloruje usta" na fotografii Frljicia. Jego wystąpienie jest wyraźną parodią samego siebie, bo naśmiewa się on z poważnego traktowania podobnie naturalistycznych aktów na scenie.

Dramat Wyspiańskiego "Klątwa" w inscenizacji Frljicia stanowi pewien pretekst. Sztuka traktuje o związku księdza katolickiego z młodą kobietą, którą wieś obwinia za suszę, ale nie można powiedzieć, żeby była w niej zawarta krytyka Kościoła, choć może to już raczej sprawa interpretacji. Tu chodzi raczej o to, że Wyspiański ma pozycję polskiej ikony narodowej.

Właściwie reżyser już od początku daje wyraźny sygnał, jak odczytywać całe to zamieszanie, kiedy każe aktorce prowadzić fikcyjną i sarkastycznie zabarwioną rozmowę telefoniczną z nieżyjącym Bertoltem Brechtem na temat tego, jak należy wystawiać sztukę Wyspiańskiego. Zastosowana tu metoda dystansowania się wobec dzieła przeplata się później w różnych - mniej lub bardziej odkrywczych - wariantach przez cały spektakl. W pierwszej części z tekstu Wyspiańskiego odegrane są tylko mocno stylizowane fragmenty, po których z reguły następuje przeskok do współczesności. Na przykład po scenie chrztu nieślubnego dziecka, następuje ostra krytyka polityki aborcyjnej państwa polskiego, która nie rozwiązuje podstawowych problemów, a jej jedynym efektem jest to, że polskie kobiety muszą wyjeżdżać za granicę, żeby dokonać aborcji.

Frljić oczywiście nie może pominąć ciągle aktualnego tematu, jakim jest wykorzystywanie dzieci przez księży katolickich. Aktorzy opowiadają o przypadkach wykorzystywania seksualnego - może we własnym imieniu, może w imieniu postaci. Jednak tutaj konwencja mieszania realizmu z fikcją poniekąd zawodzi - taka liczba "wykorzystanych aktorów" w jednym zespole wydaje się dość przesadzona. Następnie każdy aktor z drewnianych krzyży składa karabin maszynowy i w dzikim tańcu wszyscy radośnie rozstrzeliwują publiczność.

Niektórzy postrzegają Frljicia jako reżysera-prowokatora, inni uważają go za oszusta. Nie jest wykluczone, że dla niego najważniejsze jest wywołanie skandalu i obserwowanie, na ile można sobie pozwolić. To wynika także z jego wypowiedzi. W Polsce pozwolił sobie na dużo, choć oczywiście większe ryzyko ponoszą polscy inscenizatorzy i aktorzy, ale i o tym mówiono na scenie z dużą dozą ironii. Frljić naprawdę nie zapomniał o żadnym szczególe ani interpretacyjnym wątku. W każdym przypadku poruszył szereg palących problemów dzisiejszej Polski i wyraźnie wskazał, do czego zmierza obecny rząd. Jednak dopóki w Polce jego inscenizacje są wystawiane, a ich twórcy i aktorzy nie siedzą na ławie oskarżonych, do katastrofy jeszcze nie doszło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji