Artykuły

W pluszowych ścianach

Spośród wielu możliwych ych postaw wobec rzeczywistości zielonogórski teatr z podziwu godną konsekwencją proponuje widzowi ucieczkę. A to w świat angielskiej, drobnej zresztą burżuazji, a to w nieco wyższe sfery rosyjskiego ziemiaństwa, a to do lasu między dobrotliwie głupawych drwali.

Wyobrażam sobie, że pośród widzów są tacy, którzy w teatrze szukają jedynie wytchnienia od codziennych kłopotów. W to, że na tym kończą się oczekiwania całej publiczności, uwierzyć jednak trudno.

Dlaczego więc teatr skazuje na rozrywkę wszystkich bez wyjątku? Dlaczego ignoruje widza, upatrującego w nim partnera do dyskusji na ważne i poważne tematy?

Z nieznanych przyczyn przesunięty został termin premiery "Maestra" Jarosława Abramowa - Newerlego, nowej, granej już na kilku scenach sztuki, po której teatromani sporo sobie obiecywali. Na placu boju pozostał jedyny spektakl serio - "Abelard i Heloiza". Trochę mało...

Tło, na którym pojawiły się ostatnio "Rozkosze życia" według Tadeusza Boya - Żeleńskiego, nie jest bez znaczenia. Bo oto mamy jeszcze jedną pozycję rozrywkową. Trochę to tak, jakby po torcie, ciasteczkach i słodkiej galaretce poczęstować gości cukierkami. Niechby i były najlepsze...

Z powodu dziury po "Maestrze" "Rozkosze życia" zostały zrobione pospiesznie, co nie pozostało niestety bez wpływu na kształt nietypowego wieczoru.

Zacząć by trzeba jednak od innej kwestii - czy dziś i tutaj Boy może być strawą strawną?

Bulwersujące niegdyś teksty szybko trafiły do szkolnych czytanek, a wydanie "Słówek" z 1930 roku autor uznał za stosowne opatrzyć krytycznymi przypisami. Minęło od tego czasu ponad pół wieku, od powstania "Słówek" pisanych dla kabaretu "Zielony Balonik" - prawie osiemdziesiąt lat.

Znać tę patynę i nie jestem pewna, czy wydobycie spod niej żywszych rumieńców dziś właśnie jest możliwe. A bez nich najstaranniej przygotowany wieczór literacki skażony będzie aurą drętwawej akademii.

Pozostaje jeszcze szansa podróży w czasie - udręczony kolejkami i innymi kłopotami widzu, przenieś się na godzinę lub dwie, do "Zielonego Balonika", za pomnij o trudnościach, sko rzystaj z okazji. I taki pomysł - jak się zdaje - przyświecał zielonogórskiemu przedsięwzięciu.

Premierowi widzowie stawali oniemiali w progu teatralnego bufetu - niebufetu: ściany wytłumione brązowym pluszem, obwieszone secesyjnymi obrazami, stoliki nakryte bordem i białymi serwetkami z falbanką, na nich zapalone świece. Ktoś gra cichutko na pianinie. Damy w strojach wieczorowych i kabaretowo-swobodnych konwersują z panami w smokingach i białych jedwabnych szalikach.

Nim zdążymy ochłonąć z pierwszych wrażeń, zjawi się przed nami wytworny kelner w białej marynarce (jeszcze jedna wspaniała rola rekwizytora - Edwarda Tuliszki), serdecznie za prosi do stolika, by po chwili postawić przed nami filiżankę gorącej herbaty.

Wstydliwie chowamy pod krzesło zabłocone kozaki, ściągamy szalik w kratkę, żałując, że zabrakło czasu na przebranie się w strój bardziej do tej scenerii stosowny.

Przez pół godziny łagodnie wtapiamy się w nastrój krakowskiej kawiarni z czasów "Zielonego Balonika" przyjmując rolę kabaretowej publiczności. Jak się okaże po rozpoczęciu programu, rola to niełatwa, i to z kilku różnych powodów.

Raz - że Boy nie tylko bulwersuje, ale i coraz rzadziej autentycznie bawi (a kabaretowa publiczność powinna się przecież często śmiać). Krótkie dwu- trzy minutowe wiersze i piosenki stawiają przed aktorami całkiem inne i wbrew pozorom trudniejsze od codziennych zadania. W tych mini-popisach zawrzeć trzeba to, na co w zwyczajnym spektaklu jest znacznie więcej czasu i oparcie - w innych aktorach, w tym, co się na scenie dzieje. Odpowiednia interpretacja mogłaby zapewne nadać nowy blask niejednej ramocie. Nie było jednak okazji tego sprawdzić.

Dwa - że pierwsza część programu (formalnie nie wyodrębniona, ale w ten właśnie sposób odbierana) nuży wyraźnie wskutek nie najlepszej konstrukcji scenariusza. Autor (Zbigniew Czeski), jakby licząc na większą początkowo wytrzymałość widza, upchnął w niej najpopularniejsze teksty, ostatecznie dobijając publiczność długim i nudnym monologiem "Uwiedzionej" w niedobrym wykonaniu Janiny Buławianki. Druga część dla odmiany urozmaicona jest i tańcem (kankan w wykonaniu dziewcząt z "Sagi" wprowadził wyraźne ożywienie), i piosenką, i inscenizacją. Wrażenie pozostawia lepsze, choć o nierównym tempie i proporcjach całości zapomnieć jednak trudno.

Trzy - że jedynym źródłem żywych emocji staje się w wielu momentach śledzę nie zmagań aktorów z własną pamięcią, wskutek cze go postać (ładnej zresztą, jak orzekli panowie) suflerki wychodzi na plan pierwszy. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby i reżyser, i aktorzy nie usiłowali tego ukrywać: gdzież, jak nie w kabarecie jest miejsce dla improwizowanych popisów. Dowiódł tego Zdzisław Grudzień, który z wdziękiem wygrał własną "wsypę", przy okazji topiąc lody między publicznością a wykonawcami.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Z ogromną starannością budowano nastrój tego wieczoru i klimat krakowskiej kawiarni - kabaretu. Kiedy jednak publiczność poczuje się w nim zupełnie swobodna i kiedy skończy się program, nastrój zostaje ucięty z precyzją żyletki. Zapalają się górne światła, zjawia się kelner i uprząta stoliki. Widz zostaje sprowadzony na ziemię z taką gwałtownością, jakby spadał z krzesła, czy też raczej jakby był z niego zrzucony: spektakl się skończył, idźcie do domu, choćbyście nie wiem jaką mieli ochotę posiedzieć, porozmawiać.

Wielka szkoda, że tak się stało. Rzecz jest jednak do naprawienia tak jak do na prawienia jest wiele błędów popełnionych tego pospiesznie przygotowanego wieczoru. O czym - mam na dzieję - będą się mogli przekonać kolejni widzowie "Rozkoszy życia".

Przed nowym rokiem zaś życzę teatrowi wyjścia z pluszowych ścian. Zacisznie, tam, miło i wygodnie, ale trudno cały sezon spędzić w oazie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji