Artykuły

Płock. Jarosław Jakubowski na premierze swojego "Magika"

- Jestem dramatopisarzem osobnym - po prapremierze swej sztuki w płockim teatrze mówił Jarosław Jakubowski. - Przypięto mi łatkę twórcy prawicowego, co skazuje mnie na pewien rodzaj banicji. Łatka jest niesprawiedliwa, bo nie jestem ani prawicowy, ani lewicowy. Ale lubię być taki osobny.

W czwartkowy wieczór w Piekiełku, na najmniejszej scenie płockiego teatru, Mateusz Olszewski wystawił "Magika" [na zdjęciu] - groteskową jednoaktówkę Jarosława Jakubowskiego. Autor mieszka w Komorowie, a pracuje w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy, był dziennikarzem, krytykiem, jest poetą i dramatopisarzem. Przyjechał do naszego miasta na prapremierę swej sztuki. Po spektaklu opowiadał publiczności o sobie i swoich tekstach. I właściwie nie sposób myśleć o "Magiku" w oderwaniu od niego i tego, co mówił.

- Zawsze fascynowali mnie klauni i magicy - przyznawał. - Szczególnie ci występujący w trzeciorzędnych przedstawieniach w prowincjonalnych miastach. Przyglądałem się im uważnie. I... współczułem im. Byli tacy zmęczeni, żałośni, często skacowani starsi faceci, w znoszonych kostiumach.

Zapewne z tej fascynacji powstał "Magik" - rozpisana na dwie postacie przypowiastka o magiku nieudaczniku, który bawi publiczność sztuczkami niewypałami. W pewnym momencie w jego szafie pojawia się dziewczyna marzenie. Magik najpierw chce, by była gwoździem jego programu, potem, by była lekiem na jego samotność. A cała historia kończy się..., no cóż, tak jak można było się tego spodziewać.

Przedstawienie jest skromne - na scenie mamy tylko Bogumiła Karbowskiego (który gra magika Tima), jego wyczarowaną z szafy asystentkę Lottę (w tej roli Julia Chętkowska), szafę, walizkę z rekwizytami, muzykę. Miejsce jest nieokreślone, czas - niedoprecyzowany, fabuła - z lekka tylko zarysowana. Wiemy, że magik miał swego mistrza, którego stracił, miał również żonę, która także się ulotniła... To właściwie tyle. Nad sceną w oparach dymu i w takt wygrywanego na akordeonie tanga unosi się duch poezji, Felliniego, teatrzyków studenckich z lat 60. I zagadki.

Bo kim właściwie jest magik? Naprawdę tylko magikiem? Czy pacjentem szpitala psychiatrycznego, do którego trafił, gdy opuściła go żona? A może duchem skazańca błąkającym się gdzieś w zaświatach, bo przecież Tim wspomina, że żonę ostatecznie zastrzelił? Dlaczego marzy, "by zniknąć"? Dlaczego mówi do asystentki: "Wiem, kim jesteś", choć wcale tego nie wyjaśnia? Dlaczego mówi, że "czuje się jak Bóg", ba, próbuje nawet stworzyć sobie obiad (konkretnie kiełbasę), rzecz jasna, bez powodzenia? Dlaczego na zakończenie mówi o "duchu unoszącym się nad wodami"?

Historia magika jest w pewnym sensie zagadką, a reżyser, choć podrzuca nam pewne tropy, nie ułatwia jej rozwiązania. Mamy niewiele danych, samotnego człowieka, nieuchronną porażkę, na którą skazane są jego starania, i perspektywę dalekiego, milczącego Boga.

- Dla mnie to opowieść o kimś, kto mimo wszystko goni za marzeniem - mówił po przedstawieniu reżyser.

- A może magik to po prostu Polak? Przecież lubujemy się w porażkach i jesteśmy głęboko zszokowani, gdy czasem nam coś wyjdzie - ironizował nieco autor.

- To jest po prostu o człowieku. I o naszym życiu - nieco smutno podsumowała to wszystko pani z publiczności.

Jeśli więc chcecie się posmucić w taki skromny, stylowy sposób, a przy okazji chcecie rozwiązać tę zagadkę - idźcie na "Magika". Spektakl będzie wystawiany jeszcze w poniedziałek, 18 grudnia, o godz. 18 oraz 6 i 7 stycznia (sobota i niedziela) o godz. 17.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji