Artykuły

Dowcipna opowieść o trudnej miłości

- Myśląc o "Poskromieniu złośnicy", przywołałam w wyobraźni klimat włoskiego miasteczka z lat 50., 60. ubiegłego wieku. Towarzyszyły mi skojarzenia musicalowe - "Hair" czy "Grease"- z Anną Gryszkówną, aktorką i reżyserką, która w tarnowskim teatrze przygotowuje inscenizację "Poskromienia złośnicy", rozmawiała Beata Stelmach-Kutrzuba w tygodniku Temi.

Beata Stelmach-Kutrzuba : Skąd pomysł, by w Tarnowie wystawić komedię Williama Szekspira "Poskromienie złośnicy"?

Anna Gryszkówna: Ten tekst "chodził" za mną od dłuższego czasu. Dlatego w trakcie niezobowiązującej jeszcze rozmowy z dyrektorem Marcinem Hycnarem na pytanie, z czym chciałabym się zmierzyć jako reżyser w najbliższym czasie, odpowiedziałam bez zastanowienia: z "Poskromieniem złośnicy". Postać Katarzyny zawsze mnie fascynowała i uważam ją za jedną z najlepiej napisanych, najbardziej energetycznych postaci Szekspirowskich.

Ale przecież w dzisiejszych czasach sztuka ta uchodzi za dość kontrowersyjną. Tekst, skądinąd zabawny, oceniany jest jako antyfeministyczny...

- Dlatego mój spektakl jest polemiką z Szekspirem. Staram się być uczciwa i wierna wobec literatury, wiersza, jego rytmu, natomiast gdy chodzi o relacje między Katarzyną a Petruchiem oraz Katarzyną i jej ojcem, polemizuję z dramaturgiem. Zadaję pytanie, kto tu tak naprawdę kogo poskramia, bo to nie jest do końca oczywiste. Czy Petruchio, przychodząc do kobiety, bierze bat, jak radził Nietzsche, czy ma na tyle osobowości, charyzmy i odwagi, by pokazać, jak wygląda jej własne odbicie. Jeśli ona jest uparta, okropna, fatalnie traktuje ludzi, to on robi to samo wobec niej. To jest facet, który nie boi się stanąć oko w oko z kobietą o diabelskim charakterze, dyskutuje z nią jej własnymi argumentami i pokonuje jej własną bronią. Robi to pod wpływem miłości, zaangażowania i tego, że zobaczył w niej coś więcej niż wszyscy dookoła, niż jej własna rodzina - dostrzegł, że pod powłoką sekutnicy Kasia skrywa wrażliwość i czułość, bojąc się zranienia.

W takim razie kim dla Pani jest tytułowa złośnica?

- A czy można określić kobietę jednoznacznie? Kasia jest jędzą i wrażliwą osobą, jest i harpią, i czułą, delikatną kochanką. To mężczyzna stwarza kobietę taką, jaką potem ma na co dzień, na zawsze. Jeśli kobieta ma cudowną możliwość, żeby rozkwitnąć, jest pielęgnowana, otoczona miłością, staje się pięknym kwiatem, przyjacielem, partnerem na całe życie. Natomiast kiedy jest w opresji, źle traktowana, myślę, że odpłaca pięknym za nadobne. Katarzyna daje ludziom to, na co zasługują. Ojciec, który faworyzuje Biankę, dostaje trudne dziecko w wychowaniu, nieposłuszne, wierzgające. Zastanawiam się, czy to nie jest jej sposób na zwrócenie na siebie ojcowskiej uwagi, wołanie: przytul mnie, zauważ mnie! Natomiast w relacjach z zalotnikami wypróbowuje ich intelektualnie przy pomocy złośliwego, jadowitego dowcipu i sprawdza, czy rzeczywiście chcą wejść w poważne relacje, czy kieruje nimi kaprys. Wydaje się inteligentniejsza niż większość postaci, które ją otaczają. Jest to jej przekleństwem, a jednocześnie czymś, co ją wyróżnia.

Czy w zakończeniu staje się potulna, a nawet będzie namawiać do tego inne panie?

- Tak jest u Szekspira. Ja nie zdradzę zakończenia spektaklu, ale mogę powiedzieć, że nie do końca będzie takie, jak zapisał autor w 1592 r. Wyrasta raczej, z pytania: a co byś na ten temat powiedział dziś William? Sądzę, że dramaturg pisząc "Poskromienie złośnicy", tak mocno ironizował, przerysowywał sceniczne sytuacje, że jego tekst jest rodzajem pastiszu na zachowania będące spełnieniem oczekiwań ówczesnych mieszczan. To był bardzo inteligentny człowiek. Wydaje mi się, że gdyby żył w dzisiejszych czasach, byłby feministą.

Główną rolę w przedstawieniu zagra nowa aktorka w tarnowskim teatrze, Katarzyna Pośpiech. Jak Pani dobierała odtwórców postaci?

- Z Katarzyną Pośpiech znamy się z czasów moich studiów na reżyserii. Jest to niezwykle utalentowana osoba i zjawiskowej urody kobieta, trudno jej nie zauważyć, a przy tym fantastycznie śpiewa i jest bardzo pracowita.

Uważam, że 70 procent sukcesu w pracy nad widowiskiem teatralnym czy filmowym zależy od obsady, dlatego przyjeżdżałam dużo wcześniej do Tarnowa, chodziłam na spektakle, a od dyr. Hycnara dostałam nagrania przedstawień, których obejrzeć nie mogłam. Obsada wyniknęła więc z długich przemyśleń. Na koniec było trochę perypetii, ponieważ okazało się, że aktor, który przewidziany był do roli Petruchia, z jakichś powodów nie może wziąć udziału w naszej produkcji. W związku z tym nastąpiły pewne roszady w obsadzie, a w ich konsekwencji w Petruchia wcielił się Michał Wiśniewski. Jestem z tego zadowolona -nieoczekiwanie stworzył się niezwykły kontrast między silnym, osiłkowatym, mocno skonstruowanym i prostolinijnym mężczyzną a kruchą, eteryczną, delikatną jak płatek śniegu Katarzyną, która jednak jak wrzaśnie, to przykuca nawet dzielny Petruchio.

Na jakie przedstawienie mogą liczyć widzowie? Czy będzie to kostiumowa wersja w pełnych dekoracjach, czy umowna pod względem strojów i scenografii, a może nawet uwspółcześniona?

- Nie robię spektaklu w konwencji Szekspirowskiej, ale nie jest to także współczesna wersja komedii. Kiedy opowiadam historię, to wyobrażam sobie zawsze, gdzie mogłaby się ona zdarzyć. Myśląc o "Poskromieniu złośnicy", przywołałam w wyobraźni klimat włoskiego miasteczka z lat 50., 60. ubiegłego wieku. Towarzyszyły mi skojarzenia musicalowe - "Hair" czy "Grease". Taka cukierkowa, landrynkowa rzeczywistość mieszczańskiego środowiska z tamtych lat pozwala nam "wyłuskać" na tym tle Katarzynę i Petruchia, którzy są dla mnie zapowiedzią dzieci-kwiatów. Są hipisami, prekursorami rewolucji seksualnej. Trzymamy się zatem realiów tamtej epoki, a wszystko dzieje się na schodach włoskiego miasteczka. Za całą oprawę wizualną przedstawienia, czyli kostiumy, scenografię, światła odpowiadają dwie panie, z którymi zawsze pracuję - Katarzyna Szczurowska i Anna Skupień.

A co z oprawą muzyczną?

- Muzyka będzie odpowiednia do stylistyki lat 60. Śmiejemy się nawet z kompozytorem Andrzejem Perkmanem, że będzie to musical bez piosenek, z jednym małym wyjątkiem. Przestrzeń muzyczna cały czas towarzyszy postaciom. Jak pojawia się Petruchio, to brzmi charakterystycznie dla niego, oddaje jego osobowość, a także naturę tego obcego człowieka przybywającego do miasta. Mamy też tańczących panów, którzy w umowny sposób pokazują umizgi do Bianki. W ogóle muzyka jest dla mnie bardzo ważnym elementem spektaklu, jest partnerem dyskutującym z postaciami i publicznością. Staramy się z kompozytorem znaleźć takie brzmienia, które nie będą ilustracją tego, co się dzieje na scenie, ale muzyka będzie takim "trzecim językiem", dopełnieniem.

No to na zakończenie zachęćmy tarnowian do obejrzenia "Poskromienia złośnicy" w Pani inscenizacji...

- Nasza inscenizacja jest dowcipną opowieścią o trudnej miłości. Okoliczności nie sprzyjają kochankom, ale determinizm losu bardzo pcha ich sobie nawzajem w ramiona. Pokonawszy wszelkie przeciwności, dostają prezent w postaci szczęścia w związku. Cała ta historia miłosna ma uroczą oprawę kostiumową i scenograficzną, i okraszona jest fantastyczną muzyką. A co najważniejsze, kończy się happy endem, więc wprowadzi publiczność w znakomity nastrój sylwestrowy.

Życzę sukcesu i dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji