Artykuły

Kajzara wspomnień cd.

"Zacząłem spisywać i opowiadać historie prawdziwe - zwierza się nam apostoł teatru metacodziennego Helmut Kajzar w programie do "Obory", najnowszej swojej prapremiery w Teatrze Małym. - Wysłuchuję i zapisuję głosy. Te głosy, które zapamiętałem. Chciałbym, by moje utwory wywoływały opowieści równoległe, pomagały wspominać. Co zapamiętałeś?" - zapytuje Kajzar...

Otóż, nie pamiętam czasów stalinowskich. Byłem wówczas małym chłopcem i było mi beztrosko. Sam już nie wiem, czy moje jedyne wspomnienie z tamtych lat - minuta ciszy, która unieruchomiła wszelkie życie w naszym kraju - czy była ona hołdem pamięci Stalina, czy może już Bieruta. Moja pamięć sięga późniejszych lat, mniej może ponurych, choć i one odkładały w nas niebanalne doświadczenia. Pewnie dlatego "Obora" Kajzara nie wywołuje we mnie osobistych wspomnień "równoległych". Żywo zaś wciąż we mnie wspomnienia dorosłych, wśród których wyrosłem, każą mi myśleć o czasach tych jako o mrocznych, żałosnych raczej, aniżeli śmiesznych. I chyba pozostanę przy swoim.

A jednak, wsłuchując się w "historie prawdziwe" Kajzara, opowiadane w jego nowym przedstawieniu, uśmiecham się - jak każe mi autor i reżyser zarazem - na widok jego kreacji teatralnej okresu wypaczeń największych. I wierzę Kajzarowi, że wszystkie te niedorzeczności miały u nas miejsce; nawet jeżeli dziś, po całym serialu błędnych okresów i na fali odnowy po ostatnich wypaczeniach - tamte sprzed lat mniej już śmieszą, a te ostatnie wymagają raczej w obecnej chwili poważnej refleksji. "Obora" jest wprawdzie momentami głęboko ironiczna, miejscami szydercza wręcz; jest aż nadto aluzyjna, bo aluzji tych - społecznych i politycznych - sporo mieliśmy w teatrze również w przeszłym okresie.

Nowy utwór Kajzara nie wykracza jednak poza luźną zbitkę epizodów, pomysłów teatralnych i dowcipów politycznych - bardzo dobrze znanych już na ogół i przytaczanych wciąż na nowo przy nowych okazjach. Oczekiwałem dziś, przyznam, od autora "Paternoster" i "Trzema krzyżykami" powagi dramatu, a czułem się jak na "Podwieczorku przy mikrofonie". Oczywiście można i tak, ale po co?

Rozumiem Kajzara, gdy i wielką dozą sentymentu wspomina swoich rodziców: ich mądrość życiową, ich ciepło, ich zdrowy rozsądek. Jolanta Lothe i Tadeusz Janczar doskonale wyczuli tu intencje autora i reżysera. Rozumiem, że wprowadza na scenę Konfucjusza (Jan Ciecierski), by wskazać na konieczność poszanowania tradycji, przestrzegania norm życia społecznego, sięgnięcia do przeszłości w procesie poszukiwania właściwych wzorców i społeczno-etycznych. Rozumiem, że pragnie być wyrazicielem całego pokolenia naszych 40-latków, którzy chcieliby już pewnie definitywnie położyć kres wszelkim kruchym kultom, demagogii i dehumanizacji życia społecznego. Rozumiem to wszystko, bo znam twórczość Kajzara. "Obora" nie wnosi jednak do tej znajomości nic nowego. Warto natomiast odnotować jeszcze udział skutecznie rozśmieszającego publiczność Wojciecha Siemiona w trywialnym momentami epizodzie Profesora Ryjkowskiej (szkoła Miczurina!) i Andrzeja Łapickiego - Ministra Graby w dobrym numerze kabaretowym przy kolacji w oborze. Świetny jest pomysł wprowadzenia "spluwającego" komentarza Czesia Gierała do wydarzeń scenicznych (Jacek Łapiński). Niepotrzebnie przerysowuje Wiktor Zborowski wizerunek Dyrektora Pająka w doskonałym skeczu z Księdzem Czają (Paweł Nowisz). Znakomita jest Bożena Dykiel jako Towarzyszka Miętowa. Cóż z tego, skoro ten "odcinek" wspomnień Helmuta Kajzara (zrealizowany w scenografii Leszka Puchalskiego i z muzyką Piotra Mossa) wydaje się banałem przy teatrze nie meta-, ale codzienności, jaki wykreowało nam po prostu życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji