Artykuły

Krystyna Janda: Po prostu lubię ludzi

- Przede wszystkim gram. Także reżyseruję, a wszystko inne jakby przy okazji. Czy mam siłę za dwóch? Chyba nie, po prostu widać to, co robię - mówi Krystyna Janda.

"Ukazujący się dziennik Krystyny Jandy to ewenement na skalę światową. Nikt ze współczesnych artystów nie prowadził tak systematycznie zapisków. Jest w nich cała Janda" - pisze Leszek Bugajski w tygodniku "Wprost". To cała prawda o pani?

- Prawda na użytek publiczny. Jeśli pani czytała już te dzienniki, jest jasne, że piszę je codziennie, poruszam sprawy bieżące, które mogą zainteresować wielu. Nie jest to pamiętnik ani nie ma to charakteru zwierzeń osobistych. Te zapiski są prawdziwe, ale to raczej rozmowy z ludźmi na tematy ogólne.

Prowadzenie dwóch teatrów, fundacji, spektakle, reżyserowanie, pisanie. Kobieta z żelaza.

- Przede wszystkim gram. Także reżyseruję, a wszystko inne jakby przy okazji. Czy mam siłę za dwóch? Chyba nie, po prostu widać to, co robię.

Skąd czerpie pani tyle sił, energii, tę niezwykłą pasję życia?

- Jestem otwarta, wiele rzeczy mnie interesuje, lubię ludzi, to, co robię, zaskakuje mnie codzienność. Może to ten "napęd". Moja dusza płonie, kiedy gram albo kiedy robię coś ważnego. Wiem, czego chcę, wiem, czego nie zrobię.

Pani życie, choć pełne sukcesów, było nie tylko usłane różami: rozstanie z pierwszym mężem, śmierć drugiego, śmierć najbliższej przyjaciółki. Ma pani receptę na ucieczkę od bólu?

- Chyba nikt nie ma. Całym lekiem jest praca i spotkania z publicznością. Poza tym każdy dostaje swoją "porcję" cierpienia i kłopotów. Trzeba to przyjąć. Trudno.

Wiara pomaga przetrwać najtrudniejsze chwile?

- U mnie to raczej racjonalne myślenie i optymizm mimo wszystko. Lubię mieć świadomość, że to ja sama radzę sobie z przeciwnościami losu. Staram się być na to przygotowana i pomagać losowi, jak umiem.

Człowiek często w dramatycznych sytuacjach zadaje sobie pytanie: dlaczego właśnie mnie to spotyka? Ksiądz Kazimierz Orzechowski, niegdyś aktor, powiedział mi kiedyś, że on też zadaje czasami takie pytanie i jest ono najgłupsze ze wszystkich.

Zgadza się z tym pani?

- Nie zadaję sobie takich pytań. Jestem wyjątkowo wynagradzana przez los. Dookoła mnie jest tylu ludzi dużo bardziej doświadczonych, podziwiam ich, w miarę możności staram się im pomóc. Cały ten teatr, sztuka jest czymś w rodzaju takiej pomocy. Wzajemnej próby zrozumienia świata i losu i tworzeniem wspólnoty.

Zdarza się pani zwątpienie w sens cierpienia?

- Nie rozumiem jego sensu. Duchowy, wzbogacający, oczyszczający sens? Dziękuję bardzo. Są inne sposoby na zdobycie pełni człowieczeństwa. Ale skoro cierpienie, choćby z miłości, nas doświadcza, trzeba sobie z tym radzić.

W dzisiejszych czasach łatwiej widza wzruszyć, niż rozśmieszyć - mówiła mi pani kilka lat temu. A dziś? Coś się zmieniło?

- Ludzie chcą się śmiać za wszelką cenę, zapomnieć o kłopotach, ale przychodzą i szanują tematy trudne. Najważniejsze, żeby teatr był dobry, mądry, dobrze grany, żeby teatr był partnerem.

Dzięki tytanicznej pracy i talentowi osiągnęła pani: miłość publiczności, karierę, kochającą rodzinę. Czego zabrakło?

- Niczego. Przeżyłam ciekawe życie, nie oglądam się za siebie, pracuję dalej. Od kiedy powstała fundacja, są to zadania naprawdę trudne, ale radzimy sobie. Wymaga to ode mnie wysiłku i odpowiedzialności, jakiej nigdy wcześniej nie miałam. Myślę tylko o przyszłości.

Czego życzy pani sobie z okazji minionych niedawno urodzin, a czego Czytelnikom w tym świątecznym czasie?

- Chciałabym móc zajmować się tylko sztuką, znaleźć wytchnienie od codziennej teraz szarpaniny. Chciałabym, żeby wszystko się budowało, a nie rujnowało i psuło. Czytelnikom życzę spokoju, dostatku, poczucia bezpieczeństwa i szczęścia osobistego.

***

Krystyna Janda

Aktorka, ur. w 1954 r. Dyrektor artystyczny Teatru Polonia w Warszawie. Z równym powodzeniem wciela się w najlepszą - Marię Callas - jak i w najgorszą - Florence Jenkins - śpiewaczkę świata. W panią Dulską i w knajpianą piosenkarkę dręczoną przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. A już w monodramach, które są od wielu lat jej znakiem firmowym, nie ma sobie równej aktorki: świetnie wciela się w Danutę Wałęsową i w rozmaite postaci kobiet po przejściach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji