Artykuły

Moc teatralnych uniesień 2017

To był ciekawy rok dla polskiego teatru. Sporo się działo, nie tylko na scenie, ale też w kuluarach. Teatr wdarł się na scenę polityczną, wieści z pola walki odbiły się szerokim echem w mediach. Odniosłem też wrażenie, że w tym roku jedni twórcy teatralni zaczęli rozmawiać z drugimi właśnie poprzez swoje spektakle. Przedstawienia wchodziły ze sobą w dialog, co więcej, do rozmowy teatr częściej zapraszał również widza. Oto moim zdaniem najciekawsze premiery 2017 roku. Co słonko widziało? - pisze Marcin Miętus w portalu e-splot.pl.

TEATR POWSZECHNY

Palmę pierwszeństwa oddaję w ręce Teatru Powszechnego w Warszawie. Tyle znakomitych premier w jednym roku nie zaliczył moim zdaniem żaden inny; to ten najbardziej zamącił w głowie nie tylko mnie, ale i publiczności, która do teatru nie zagląda wcale. Chodzi mi oczywiście o wywołującą szał wszelkiego rodzaju uniesień "Klątwę" Olivera Frljića, o której napisano już tyle, że w tym miejscu mógłbym zamilknąć. Ale korzystając z okazji może dorzucę co nieco od siebie, o moim odbiorze tego precyzyjnie skonstruowanego, doskonale zagranego i wyreżyserowanego spektaklu. W trakcie oglądania "Klątwy" miałem klasyczne wyparcie: że to nie do mnie i nie o mnie. Zanim zdałem sobie sprawę, że to pułapka zastawiona przez reżysera, kolejne monologi aktorów zdążyły rozłożyć mnie na łopatki; "o jakie to śmieszne, jakie to zabawne" - myślałem. Śmiech jednak szybko ugrzązł mi w gardle, by na koniec przy śpiewie Marii Robaszkiewicz zwyczajnie i po ludzku się wzruszyć. Tak, "Klątwa" mną trochę sponiewierała, przyznaję.

Frljić Frljićem, najlepszym spektaklem Powszechnego (i może nawet całego 2017) są dla mnie jednak "Chłopi" [na zdjęciu] Krzysztofa Garbaczewskiego. Reżyser, rąbiąc Grotowskiego na scenie (dosłownie i w przenośni), stworzył niezwykły, innowacyjny spektakl, zaskakująco wierny Reymontowi, choć właściwie nielinearny i pełen paradoksów. Oryginalny język Garbaczewskiego posłużył tym razem do opowieści o wspólnocie i wykluczeniu, w bardzo współczesnym (ba, niemal kosmicznym) kształcie. Ogromnie ważna wydaje mi się również w Chłopach praca zespołowa aktorów Powszechnego. Śmiem powiedzieć, że to teatr, który w obecnej chwili ma jeden z najlepszych zespołów w Polsce.

Podobało mi się też "Upadanie" Árpáda Schillinga, traktujące o podobnych rzeczach co Klątwa, przy bardzo sprytnym użyciu do tego konwencji teatru mieszczańskiego. Chapeau bas, zwłaszcza dla aktorów. Na deser przedostatnia premiera Powszechnego: "Strach zżerać duszę", intrygująca interpretacja filmu Fassbindera w reżyserii Agnieszki Jakimiak. Reżyserka i dramaturżka w oryginalny sposób przenosi akcję z dużego ekranu na scenę. Pierwsza część spektaklu - parodia spotkań z twórcami - to zdecydowanie wisienka na torcie tego przedsięwzięcia. Co ta Bielawka tam wyczynia (i potem też) to ja nawet nie.

CEZARY TOMASZEWSKI

W Sylwestra w Teatrze Powszechnym odbyła się premiera "Kramu z piosenkami" wg Leona Schillera w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego. To może być prawdziwy przebój, który zobaczę już po Nowym Roku. Zobaczę na pewno i już trochę nie mogę się doczekać, bo nominowany do Paszportów Polityki Tomaszewski wyreżyserował dwa doskonale dowcipne i bezpretensjonalne spektakle: "Cezary idzie na wojnę" i "Gdyby Pina nie paliła to by żyła". Ten pierwszy, o którym pisałem tutaj, powstał w Komunie/Warszawa, której też należy się specjalne wyróżnienie, a która boryka się z brakiem środków finansowych na nowe premiery. Drugi Tomaszewski zrobił w Wałbrzychu, ze wspaniałym zespołem, o którym też wiele by pisać. Zapalić papierosa w księżycowej poświacie to rozkosz, to rozkosz jedyna!

WARSZAWA

Zostajemy w Warszawie, bo jakby nie patrzeć życie teatralne tętni najmocniej właśnie w stolicy. Oprócz Powszechnego w szranki o miano najlepszego stają Teatr Nowy, TR i Studio teatrgaleria. Tak się złożyło, że te cztery instytucje połączył jeden spektakl (co uważam za godną pochwały inicjatywę), premiera, na którą wszyscy od dawna czekaliśmy - "Proces". Dla mnie spektakl Krystiana Lupy to dzieło wybitne, choć niepozbawione wad. Synteza teatru Lupy, w której proza Franza Kafki przedstawiona na scenie po bernhardowsku łączy się z sennymi improwizacjami znanymi z "Miasta snu" czy "Poczekalni". Lupa w swym długim i dotkliwym spektaklu o rozpad społeczeństwa nie oskarża władzy czy groteskowo ukazanych sędziów, ale nas - biernych obserwatorów. To bolesna diagnoza, od której reżyser nie widzi wyjścia i nie daje rozwiązania. Mnie wzięło.

W Nowym Teatrze widziałem fantastyczną, pojechaną "Sonatę Widm" Markusa Öhrna. Katharsis może nie dostąpiłem, ale pewnego olśnienia na pewno. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Pornografia terroru i przemocy wdrożona w wizyjne, symboliczne dzieło Strindberga stanowiła niemałe zaskoczenie, ale jakże spójne i skonkretyzowane. Światem rządzi seks i śmierć - słusznie zauważa Öhrn w wyjętej z horroru i komiksu wizji, z aktorami przyozdobionymi w monstrualne papierowe głowy. Na liście top musi znaleźć się również "Henrietta Lacks", która co prawda miała premierę trochę wcześniej w Centrum Nauki Kopernik, ale weszła do repertuaru Nowego w marcu ubiegłego roku. To znakomity spektakl Anny Smolar, który zdecydowanie wyrasta ponad kategorię teatru edukacyjnego, bawiąc się jego formułą. Reżyserka scenariusz napisała wspólnie z aktorami (Sonią Roszczuk, Martą Malikowską, Maciejem Pestą i Janem Sobolewskim), co dało znakomity efekt. Ubiegłorocznym odkryciem jest dla mnie również "Jeden gest" Wojtka Ziemilskiego. Przepraszam za banał, ale to dla mnie taki mały wielki teatr. Rzecz wspaniała i poruszająca, ważna, bo oddająca głos i autonomię osobom głuchym.

W TR widziałem ciekawą "Fantazję" Anny Karasińkiej, w której reżyserka konsekwentnie rozwija swój oryginalny język. Jest bardzo świadoma jego hermetyczności, dlatego sama często z niego żartuje, co stawia spektakl w dobrym świetle. Niestety przedpremierowe pokazy nowego René Pollescha "Kalifornia/Grace Slick" zostały odwołane, więc nici z recenzji. Słyszałem jednak, że to petarda - nie widziałem, ale się wypowiem. W Teatrze Studio podobała mi się adaptacja prozy Alfreda Döblina, czyli "Berlin Alexanderplatz". Natalia Korczakowska stworzyła teatr postmodernistyczny, widowiskowy, atrakcyjny, nieco nonszalancki. Taką nonszalancję lubię; to, co widziałem na scenie, było dziwne, ale fajne. Ważne były dla mnie również "Dziewczynki" Małgorzaty Wdowik, podejmujące temat dorastania w oryginalny sposób, wydobywając potencjał emancypacyjny i element feministyczny. Dziewczyny - reżyserka, autorka tekstu, choreografka i młodziutkie aktorki - wykonały kawał dobrej roboty.

Co poza tym w stolicy? Teatr Żydowski. Gołda Tencer ideą przewietrzenia teatru (budynku już swojego niestety nie posiada) zaprosiła do współpracy Maję Kleczewską, której "Golem" dopełnił tryptyk żydowski oraz Jędrzeja Pisakowskiego, młodego reżysera, który wziął na warsztat biografię Wiery Gran. Jego przewrotny, intrygujący spektakl (o którym piszę więcej tutaj) oburzył połowę Warszawy, a już na pewno widzów Teatru Żydowskiego. "Kurwa, kurwa" padające z tej sceny, a już w dodatku z ust wielkiej pieśniarki, mogło przyprawić niektórych widzów o zawał serca. Ciekawe, czy wybrali się na "Golema", który zmusza do bardziej aktywnego udziału niż zazwyczaj proponuje nam teatr. Miał być to spektakl-instalacja, co w pewien sposób rzeczywiście miało swoje konsekwencje, choć rozbita narracja i tak była dość czytelna, a granice między aktorami a publicznością widoczne. Nie wiem, czy Kleczewska z Łukaszem Chotkowskim znaleźli dobry sposób na teatralnego "Golema", widzę w ich spektaklu kilka rys, choć z drugiej strony mogą one stanowić zaletę. Stworzony z fragmentów potwór nie może być przecież ideałem.

KRAKÓW

Kraków, jeszcze za dyrekcji Klaty, zaliczył kilka wartych uwagi premier. Rewelacyjny jest "Kosmos" Krzysztofa Garbaczewskiego. Naprawdę piękny i szczerze wzruszający Kopciuszek Anny Smolar, dzięki któremu poczułem się jak dziecko. Ciekawie odczytała "Szewców" Justyna Sobczak, robiąc bardzo polityczne przedstawienie, unikając doraźności i demagogii. Tak wybrzmiewa również, chcąc tego czy nie, świetne "Wesele" Klaty; każdy przebieg tego spektaklu, jest wydarzeniem i manifestem znakomitego zespołu, którego roli w budowaniu Starego Teatru i jego renomy nie można umniejszać, co - w swoim wielopokoleniowym spektaklu - pokazał zrobiony na dudka w konkursie o fotel dyrektora reżyser. Klata się dopiero rozpędzał, jego ostatni sezon należy chyba do najbardziej udanych. Tym bardziej szkoda, że musiał się z Krakowem pożegnać. Wszyscy to powtarzają, ale może przypomnę, bo do niektórych chyba nie dotarło. Do kolejnej premiery w Starym przygotowywał się Konstantin Bogomołow, stara gwardia Starego - Liber, Garbaczewski, Strzępka z Demirskim i Rubin z Janiczak - oraz, to byłby hit, jestem pewny, Luk Perceval! No cóż, nic tylko usiąść i płakać w Bunkrze sztuki nad kieliszkiem piołunówki.

Do Teatru im. Juliusza Słowackiego, podpisującym się teraz jako Teatr w Krakowie (ktoś tu ma aspiracje) warto wybrać się przede wszystkim do MOS-u, gdzie młodzi twórcy mogli sobie trochę poeksperymentować. Polecam przede wszystkim "In Dreams Begin Responsibilities [zobowiązania rozpoczynają się w snach]" Magdy Szpecht, kameralny, intymny teatr oraz Dom dźwięku Wojtka Blecharza, który ma charakter instalacyjno-performatywny. Dość ciekawie wypadła również nowa premiera Pawła Świątka - "Bolesław Śmiały". Język reżysera zaczerpnięty z horroru i gier wideo zaskakująco dobrze odnalazł się w interpretacji dramatu Wyspiańskiego z Michałem Majniczem (brawa!) w roli głównej.

TANIEC

Taniec na ogół w podobnych podsumowaniach się pomija, sam więc chętnie tą lukę wypełnię. A był to bardzo dobry rok dla polskiego tańca, przynajmniej w mojej opinii. Swoje premiery miały takie artystki jak Ramona Nagabczyńska ("Pure"), Iza Szostak ("National Affairs. Sprawy wewnętrzne"), Renata Piotrowska-Aufferet ("Wycieka ze mnie samo złoto"). W ubiegłym roku odbyła się Polska Platforma Tańca w Bytomiu, która pokazała różnorodny przekrój polskiego teatru tańca i nowej choreografii. Większość z nich miała jednak premierę w 2016, więc o nich pisać nie będę. Kuratorem MAAT Festival został Tomasz Bazan, który w Komunie/Warszawa przygotował "Projeckt Monster". Prężnie działała Scena Tańca Studio, na świeżo mam w pamięci ostatnią jej, czwartą odsłonę, zatytułowaną pięknie "Rozstanie" w ramach "Róbmy miłość a nie wojnę" Anny Królicy i Adama Kamińskiego. Na niej pokazano dwie bardzo ciekawe prace młodych polskich artystów: "Jumpcore" Pawła Sakowicza i "Pharmakon" Przemka Kamińskiego. Koncept Sakowicza jest dość karkołomny, bowiem tancerz zbudował swój performans w oparciu o jedną figurę choreograficzną - skok. Skacze więc tak przed czterdzieści minut zainspirowany osobą Freda Herko, nowojorskiego artysty, który -występując przed znajomymi - wyskoczył (lub wypadł - nie wiadomo) przez okno. W tej energicznej, perfekcyjnej pod względem technicznym pracy Sakowicz miesza intensywną muzykę Indecorum z momentami ciszy, wypełnionymi oddechem tancerza. No i do tego Lana del Rey - świetne. Równie dobry jest Kamiński w afektywnie działającym (przynajmniej na mnie) "Pharmakonie". Przy pomocy oryginalnej choreografii, dzięki wyczuciu i wrażliwości, w połączeniu ze sterylną niebieskością powstał piękny wizualnie, znakomity performans.

CO PO ZA TYM?

Na jakie prowincje (wink, wink) warto się jeszcze wybrać poza Wałbrzychem i jego wspaniałą Piną? Na pewno do Szczecina na "Bzik. Ostatnią minutę" Eweliny Marciniak. Spektakl posiada charakterystyczne dla jej teatru elementy (liczne nawiązania do innych tekstów kultury, wysmakowane tableu-vivants, muzyka na żywo i - lust bot not least - golizna), tworząc jednak pewną nową jakość. Marciniak, od lat konsekwentnie przesuwając granice teatru, w Teatrze Współczesnym odnalazła miejsce gdzie mogła ze wspaniałą lekkością powiedzieć co myśli o współczesnej turystyce, neokolonializmie oraz o samym teatrze i jego narzędziach. Reżyserka z powodzeniem aktywizuje widza, tworząc spektakl na temat i bez zadęcia.

Do Wrocławia jechać nie ma za bardzo po co, wiadomo. Poznań ("Malowany ptak" Kleczewskiej i "K." Strzępki i Demirskiego) oraz Kielce ("Rasputin" Rubina i Janiczak i "1946" Brzyka) nadrobię w nowym roku. Obiecuję!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji