Artykuły

Drzewo nudy

Od wielu lat narzucono nam następującą interpretację literatury: o ile coś jest nudne i długie pewnikiem ma w sobie nader głębokie treści filozoficzne. Ulegamy takim złudzeniom, ponieważ łatwiej się nudzić filozoficznie niż po prostu ziewać. Gusty artystyczne i literackie są zawsze sprawą indywidualną: jednym się podoba to, innym zaś - zapewnie coś innego. Można także przy pomocy odpowiedniej reklamy skutecznie wmówić ludziom zupełnie nowe upodobania. Do pewnego czasu, albowiem później i tak zwyciężają ich własne upodobania. Obecnie postacią do czczenia i to wyłącznie na klęczkach jest Wiesław Myśliwski, ponieważ w swej twórczości preferuje tzw. temat wiejski, ponadto zaś stara się w swej warstwie językowej łączyć mocne wyrazy, z jakich słynie język ludu - a te wyrazy zalecają nam ostatnio prawdziwi znawcy jako przełom w języku twórczym, oraz szczególny mistycyzm, który także ostatnio jest dobrze widziany w kręgach intelektualnych. Zawszeć to bliżej religii niż realizmu.

Tak wiec widzowie w Teatrze Polskim mają okazję obejrzeć na scenie nowe dzieło cenionego powszechnie pisarza w pieczołowitej reżyserii (a także opracowaniu tekstu) Kazimierza Dejmka. Trzeba przyznać dyrektorowi Dejmkowi, iż konsekwentnie lansuje na obu scenach polski repertuar, także i ten współczesny, poczynając od satyry politycznej, a kończąc na rodzimej odmianie realizmu prezentowanego w tekście W. Myśliwskiego pt. "Drzewo". Mocnym elementem przedstawienia jest scenografia Jana Polewki, jako że owo tytułowe drzewo jest czołowym elementem nie tylko dekoracji, ale również podstawą niby to moralitetu wiejskiego.

Z dydaktyczną wymową dzieła Myśliwskiego zgadzam się bez zastrzeżeń: nie należy ścinać, starych drzew i to nie tylko dlatego, że przywołują one duchy przeszłości czyli zjawy dawno zmarłych ludzi. Myśliwski nie jest tu zresztą szczególnie oryginalny w swych pomysłach: hrabia i hrabina, partyzant i zastrzelony szpicel. Duch jego pomaga oczywiście nowej władzy, bo jak tu zostawić władzę bez różnych drobnych uszczypliwości? Ze świata żywych przychodzi więc na scenę głupkowaty milicjant, co daje okazję do wygłoszenia paru mocno zwietrzałych dowcipów, by widownia wreszcie mogła się nieco pośmiać. A przyznać należy, że ciężko byłoby bez owych przerywników wysiedzieć, jako, że ogólnie na sztuce jest "laurowo i ciemno".

Świat zjaw i duchów miesza się ze światem żywych, a także trudno się zorientować w czasie scenicznym, jako że panuje także w kostiumach pomieszanie czasu i przestrzeni - pewnie zamierzone dla większej filozoficznej głębi dzieła. Ktoś już napisał, iż Myśliwski miał zamiar napisać dzieło równe "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Tam Chochoł - tu stare drzewo ma dar przywoływania ludzi oraz ech przeszłości, tej odległej, jak i stosunkowo najbliższej. Aż dwa obrazy święte mają sakryfikować widzenia nie tylko starego chłopa (oglądałam w tej roli znakomitego Macieja Maciejewskiego) ale i reszty żywych mieszkańców wsi. Milicjanta aresztującego duchy oraz użytkowo traktującego okupacyjnego szpicla-ducha gra Bogdan Baer - najbardziej oklaskiwana postać sztuki. Mnie osobiście ogromnie podobała się kreacja Szpicla, jaką zaprezentował Jan Tesarz. Prawie można polubić kanalię. Dialog Szpicla z Partyzantem chyba jest najbardziej udany pod względem artystycznym obok roli Zośki - Łucji Żarneckiej.

Motyw orkiestry zjaw, a w szczególności Kołodzieja czy Kościelnego zupełnie się nie tłumaczy, chyba że dodałby autor postać Proboszcza, którego wyraźnie brakuje w tej koncepcji. Bardzo piękną postać kreuje Mieczysław Voit, tyle tylko że jego Hrabia powinien się znaleźć w zupełnie innej sztuce. Kultura i wdzięk owej hrabiowskiej pary (w roli Hrabiny - Hanna Stankówna) budzi tęsknoty za światem wytwornych ludzi, tak korzystnie odbijają się na tle przaśnych zjaw zwykłej codzienności. Ach, gdzież są niegdysiejsze śniegi...

Ostatnia część przedstawienia, mająca być kulminacją, wyraźnie się łamie, odsłaniając wszelkie braki literackie oraz mielizny tekstu, zastąpiono je żywymi obrazami korowodu cieni. Oszołomienie inscenizacyjne podoba się widowni, bije tedy brawo artystom, może także i z radości, że dosyć męczące widowisko wreszcie się zakończyło i w poczuciu własnej snobistycznej wyższości można wreszcie udać się do domu. Tak czy inaczej obejrzało się sztukę, o której się mówi w kręgach intelektualnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji