Artykuły

Powodzenie Maćkowiaka z Nizyńskim

- "Niżyński" to najtrudniejszy spektakl, w jakim przyszło mi grać. Mimo to po przedstawieniu przychodzi do mnie za kulisy mnóstwo osób. I nie są to dziewczyny proszące o autograf, tylko ludzie w dojrzałym wieku, którzy sami zetknęli się z dramatem choroby psychicznej w rodzinie - mówi łódzki aktor KAMIL MAĆKOWIAK o swoim monodramie.

Monodram "Niżyński" [na zdjęciu] jest oblegany przez publiczność. Przychodzą zaproszenia z całego kraju, w tym z Teatrów Narodowego w Warszawie i Rozrywki w Chorzowie

Spektakl miał premierę 3 grudnia ubiegłego roku na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza. W kwietniu Maćkowiak dostał nagrodę im. Kazimierza Krzanowskiego na 41. Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie.

Krzysztof Kowalewicz: Twój monodram stał się znakiem firmowym tego sezonu w Teatrze Jaracza. O to Ci chodziło?

Kamil Maćkowiak: W tym zawodzie nosi się w sobie trochę ducha cyganerii i marzy o wędrownym życiu. Jestem zadowolony, że spektakl udaje się pokazać poza Jaraczem i to nie tylko na festiwalach. Różne teatry zapraszają mnie z tym monodramem. Cieszę się, że z tego co wiem na łódzkie spektakle bilety trzeba kupować z dużym wyprzedzeniem. Sam mam kłopot, by znajomemu załatwić dwuosobowe zaproszenie. Takie zainteresowanie mnie zaskoczyło. Przecież "Niżyński" to trudny spektakl. Myślałem, że będzie elitarny, a odniósł również sukces frekwencyjny. Gram często, mam nadkomplety. I nieważne jest to, czy jedni przychodzą na Niżyńskiego, a inni tylko ze względu na mnie. Monodram to spektakl szyty na miarę na konkretnego aktora, trudno oderwać temat od osoby. Powód przyjścia do teatru nie jest ważny. Chodzi o to, czy uda mi się wciągnąć widza. Późniejsze reakcje publiczności są dowodem, że się udaje. "Niżyński" to najtrudniejszy spektakl, w jakim przyszło mi grać. Mimo to po przedstawieniu przychodzi do mnie za kulisy mnóstwo osób. I nie są to dziewczyny proszące o autograf, tylko ludzie w dojrzałym wieku, którzy sami zetknęli się z podobnym problemem, np. z dramatem choroby psychicznej w rodzinie. Fantastycznie, że w tak trudnym zagadnieniu ludzie znajdują coś dla siebie i jeszcze na dodatek mają odwagę mi o tym opowiadać.

Tuż po premierze mówiłeś, że bardzo przeżywasz każdy spektakl. Czy teraz już grasz "Niżyńskiego" z większym dystansem?

- Trudno tę rolę grać "bezpiecznie". Składa się na to kilka elementów: temat, sam fakt monodramu. To w końcu studium psychozy, dwie godziny obcowania z autentycznymi dziennikami pogrążającego się w obłędzie człowieka. Do tego spektakl jest mocno eksploatujący fizycznie, bo dochodzą etiudy ruchowe i taneczne. Ale nie chcę uprawiać martyrologii, tym bardziej że uwielbiam grać to przedstawienie.

W maju zagrasz ten spektakl aż dziewięć razy, ale na tym nie koniec. Zostałeś też zaangażowany do kontynuacji serialu "Oficer".

- Dostałem ciekawą rolę wymagającą nie tylko pod względem aktorskim. Muszę zrobić prawo jazdy i iść na kurs capoeiry. Będę dużo jeździł samochodem, dlatego nie ma mowy o udawanych ujęciach za kółkiem. Zabierałem się do zrobienia prawa jazdy od dłuższego czasu i gdyby nie serialowy "przymus", chyba jeszcze długo bym się nie zmotywował. Mam nadzieję, że dostanę prawko. Trafił mi się cierpliwy instruktor, dlatego nie odczuwam stresu, poruszając się po ulicach.

Monodram bardzo eksploatuje fizycznie aktora. Scenicznych sukcesów koledzy mogą Ci pozazdrościć, ale czy nie czujesz się niedoceniany filmowo?

- Wszystko jest kwestią wyboru. Przygotowanie "Niżyńskiego" zabrało mi kawałek życia. Teraz będę miał więcej czasu, żeby zawalczyć o propozycje pozateatralne. Oczywiście trudno mówić o graniu w serialach w kategoriach spełniania marzeń, ale filmów fabularnych kręci się tak niewiele, że mało komu udaje się do nich załapać. Zatem nie mam co narzekać. Mam teatr, dwa seriale, przymierzam się do kolejnego spektaklu. Jest dobrze.

W maju nie będziesz miał ani chwili odpoczynku. Czy w takim nawale pracy jest jeszcze miejsce na sztukę?

- A czy żeby uczciwie uprawiać ten zawód, należy jedynie wyjść na scenę trzy, cztery razy w miesiącu, a resztę czasu spędzać w domu w cudownym natchnieniu? Wszystko jest kwestią dobrej organizacji, stosunku do swojej pracy. Ilość zajęć wcale nie znaczy, że tracą one na jakości. Rzeczywiście w maju propozycje się spiętrzyły. Ten miesiąc spędzę na przemian w pracy, pociągu i autokarze, ale jestem zadowolony. Czeka się z utęsknieniem na takie momenty zawodowe i jak w końcu się zdarzają, trzeba się z nich cieszyć. Jestem młodym aktorem i kiedy mam tyle pracować, jak nie teraz. U mnie energia rodzi energię. Chciałbym mieć jeszcze więcej fajnych propozycji, ciekawych ról, spotkań z inspirującymi reżyserami, żeby sprawdzać się aktorsko w zupełnie nowych rzeczach. Nie zależy mi na popularności. To produkt uboczny uprawiania tego zawodu. Popularność nigdy nie była i nie będzie dla mnie celem samym w sobie. To byłoby straszne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji