Artykuły

Grażyna Bułka - Polka, która urodziła się na Śląsku

Fenomen zawodowy Bułki polega właśnie na tym, że granica pomiędzy jej autentycznością a aktorstwem nie istnieje. Jeśli nawet, to jest bardzo cienka. Dzięki swojej prawdziwości Bułka potrafi przenieść widza do świata, który stwarza na scenie, potrafi skąpać go wręcz w jego magiczności. I choć prawda w teatrze jest fikcją, to przyglądając się scenicznym poczynaniom Bułki odnosi się wrażenie, że fikcja przegrywa z prawdą - pisze Grzegorz Ćwiertniewicz w Teatrze dla Was.

W drugiej połowie stycznia "Gazeta Wyborcza Katowice" po raz dwunasty wręczyła Cegłę z "Gazety", czyli Nagrodę im. Janoscha. Tym razem laureatką została Grażyna Bułka, aktorka Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w Katowicach. Wyróżnienie to przyznawane jest przez czytelników, którzy oddają swoje głosy w ogłaszanym dużo wcześniej plebiscycie. Nagrody przyznawane przez publiczność cieszą najbardziej, bo są wiarygodne i uczciwe. Aktorka wyprzedziła muzealnika, naukowca, lekarza, śląskiego pisarza i Kwartet Śląski. To dla niej w pewnym sensie świadectwo uznania talentu, kunsztu, ale także dowód sympatii oraz akceptacji. "Czym się ja wam mogę odwdzięczyć za tę nagrodę? Przyjdźcie i oglądajcie mnie w teatrze, będę dla was grać" - mówiła, odbierając Cegłę.

Tę wyjątkową statuetkę przyznano Bułce za jej liczne śląskie role teatralne. Ale nie tylko. Również za wdzięk, charyzmę, kobiecość, życzliwość, prawdziwość, szczerość, normalność, bezpośredniość w kontakcie z publicznością. Aktorka jest taką swoją śląską babą, Grażką, która zjednała sobie publiczność nietuzinkową osobowością, miłością do Górnego Śląska oraz artystycznym mistrzostwem, które paradoksalnie podszyte jest fenomenalną prostotą. Trzeba wyraźnie w tym miejscu zaznaczyć, że Bułka jest dzisiaj najbardziej rozpoznawalną i najważniejszą górnośląską aktorką. Dzięki swojej charakterystyczności (a to naprawdę jej ogromna siła) szybko wspięła się na ostatni szczebel teatralnej drabiny. I choć mówi, że sukcesy zawodowe zawdzięcza mężowi, który wspiera ją w zawodzie, bez aktorskiego wyczucia i warsztatu nie wyrosłaby na królową górnośląskiej sceny, a królową górnośląskiej sceny jest. Ale nie taką z koroną na głowie. Taką królową w fartuchu, ludzką królową. Dostojną bardzo. Damą przy tym niebywałą.

Artystyczną dojrzałość Bułki przypieczętował jej monodram "Mianujom mie Hanka" [na zdjęciu] (2016) w reżyserii Mirosława Neinerta, grany z powodzeniem w katowickim prywatnym Teatrze Korez. Pięćdziesięciosześcioletnia aktorka przeżywa obecnie swoje teatralne apogeum, co nie oznacza, że za chwilę przestanie artystycznie kipieć czy odkrywać przez widzami sceniczne możliwości. Wypracowała sobie tak silną pozycję, że już niewiele musi, choć witalność i perfekcjonizm nie pozwolą jej spocząć na laurach. Publiczność nagradza ją oklaskami już za samo pojawienie się na scenie, co nie znaczy, że nie jest wobec niej krytyczna, że nie liczy wraz z nią jej scenicznych kroków. Ta afirmacja nie wynika z niczego innego jak z ogromnego kredytu zaufania, który wzrastał wraz z każdą dobrze zagraną przez nią rolą.

Grażyna Bułka od trzydziestu kilku lat mieszka w Czechowicach-Dziedzicach. Żżyła się z tym miastem. Jest jednak rodowitą świętochłowiczanką. Wychowała się na Lipinach. Spędziła tam ponad dwadzieścia lat swojego życia. Sięgnie do nich pamięcią, kiedy przyjdzie się jej przygotowywać do roli Świętkowej w "Cholonku" (2004) w reżyserii Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka (autorem tekstu "Cholonek, czyli Pan Bóg z gliny" jest właśnie wspomniany w pierwszych zdaniach Janosch). Do zbudowania postaci przyda się aktorce wspomnienie wszystkich swoich ciotek, które również mieszkały w tej samej, co ona, dzielnicy Świętochłowic. W rodzinie nie było tradycji aktorskich. Ojciec pracował jako górnik, matka zajmowała się domem. Kiedy ojciec dowiedział się, że jego córka chce być aktorką, robił wszystko, by tak się stało. Aktorką została, bo najprawdopodobniej, jeszcze przed narodzeniem, dotknął ją palec boży. Tak mówi. Na podwórku między piekarnią a rzeźnią śpiewała pierwsze piosenki i recytowała wiersze. Nie miała idola, który wpłynąłby na wybór przyszłego zawodu. Trochę pomogli jej nauczyciele, którzy zarazili ją miłością do teatru i wspierali w aktorskich działaniach.

Bułka próbowała dostać się do krakowskiej szkoły aktorskiej, ale bez powodzenia. Poszła do studium budowlanego. Zaliczyła tylko jeden rok. Ukończyła natomiast Studium Aktorskie działające przy Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. Należała do pierwszego rocznika. Uczył ją sam Jan Dorman. Chciała być lalkarzem. Miała obiecany etat w Teatrze Lalkowym Banialuka, ale jak to często bywa - nic z tego nie wyszło. Juliusz Wolski, który uczył ją technik lalkarskich, napisał list polecający do dyrektora Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Do dziś nie wie, co w tym liście było, ale została przyjęta. Ukończyła studium, ale nigdy nie trafiła do teatru lalek. Od razu do teatru dramatycznego. Na głęboką wodę. Po trzech latach zdała egzamin eksternistyczny. W ciągu trzydziestu lat wystąpiła w blisko osiemdziesięciu przedstawieniach. Zagrała między innymi Mag w "Królowej piękności z Leenane", Janet w "Milczeniu", Lubow Raniewską w "Wiśniowym sadzie", Hortensję w musicalu "Zorba". Zagrała również strasznego Knura Napoleona w "Folwarku zwierzęcym". W 2013 roku Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, został wybrany na dyrektora Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w Katowicach. Rok później zabrał do Katowic Grażynę Bułkę.

Na początku Bułce nie było ze Śląskiem po drodze. Przez wiele lat próbowała od niego uciekać. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Wina leży po stronie nauczycieli ze szkoły podstawowej i liceum. Wśród nich byli bowiem i tacy, którzy przyjechali na Śląsk z różnych części Polski, bo akurat tutaj dostali nakaz pracy i nie rozumieli śląskości, tradycji, korzeni. Próbowali u uczniów tę śląskość wytępić. W późniejszym życiu zawodowym wcale nie było inaczej. Reżyserzy ganili ją za śląski akcent. Miała prawo sądzić, że bycie "stąd" nie pomoże jej w karierze. Punktem zwrotnym okazała się propozycja, którą otrzymała od Neinerta i Talarczyka. Była wtedy jeszcze aktorką Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Na casting do "Cholonka" przyszła z myślą, że zagra jedną z córek Świętkowej (tę miała zagrać Elżbieta Okupska). "Cholonek" jest przedstawieniem o ludziach żyjących "pomiędzy": pomiędzy Polską a Niemcami, jawą a snem, tragedią a farsą. Według jego twórców jest kijem wsadzonym w mrowisko śląskich kompleksów, nacjonalizmów i krzywd wobec Polski i Niemiec. Co ważne, spektakl przepełniony plebejskim, śląskim humorem i anegdotami znanymi wszystkim Ślązakom, nie jest spektaklem jedynie dla Ślązaków. Dzięki językowi śląskiemu Bułka otrzymała w nim rolę matki i żony. To, od czego próbowała uciec, wróciło do niej w dwójnasób. Krytycy uznali postać Świętkowej za najbarwniejszą. Docenili także i to, że Bułka mówi gwarą, co, wydaje się, aktorkę nieco uspokoiło. Kiedy przed pięcioma laty pisałem recenzję spektaklu (zatytułowaną "Rzecz o Ślązakach XX wieku"), również zwróciłem uwagę, że na szczególne uznanie zasługuje właśnie Grażyna Bułka, że nie odegrała swojej roli, ale że się "wygadała, że perfekcyjnie opanowała umiejętność tworzenia autentycznych postaci, że nie była na scenie aktorką, ale sąsiadką z familoka. Określiłem ją wtedy mianem "śląskiej Dulskiej". Późniejsze przedstawienia z udziałem aktorki potwierdzają jej autentyczne aktorstwo (taki typ aktorstwa według mnie reprezentuje).

Fenomen zawodowy Bułki polega właśnie na tym, że granica pomiędzy jej autentycznością a aktorstwem nie istnieje. Jeśli nawet, to jest bardzo cienka. Dzięki swojej prawdziwości Bułka potrafi przenieść widza do świata, który stwarza na scenie, potrafi skąpać go wręcz w jego magiczności. I choć prawda w teatrze jest fikcją, to przyglądając się scenicznym poczynaniom Bułki odnosi się wrażenie, że fikcja przegrywa z prawdą. Za Świętkową aktorka otrzymała swoją pierwszą Złotą Maskę (2005). Drugą dostanie po czterech latach za rolę Jean w spektaklu "Utarczki" Catherine Hayes oraz rolę Pani Bouvier w spektaklu "Napis" (oba przedstawienia grane w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej). Chyba ważniejsze od Złotej Maski za Świętkową było to, że Świętkowa pokazała aktorce jej miejsce na ziemi i że tym miejscem jest właśnie Śląsk. Można wręcz przypuszczać, że dzięki tej roli osiągnęła wewnętrzny spokój. Dzięki tej roli inaczej spojrzała również na śląski teatr - nie ma dla niej lepszego miejsca od teatru śląskiego (jako przestrzeni). Wróciła do korzeni i osiągnęła sukces. Aktorka nie ma swoich ulubionych ról. Są natomiast takie, o których chciałaby zapomnieć. Powtarza, że ukochaną rolą jest zawsze ta ostatnia, bo najbliższa sercu. Z punktu widzenia krytyka najważniejszą i najbliższą rolą w dorobku Bułki jest Świętkowa. To ta bohaterka ściągnęła ją z emigracji (również wewnętrznej) na Śląsk, który trudno sobie dzisiaj bez niej wyobrazić. W każdej innej części Polski byłaby dobrą, może bardzo dobrą aktorką, a na Śląsku jest aktorką wybitną (nie "gwiazdą", jak pisze o niej często prasa, co uważam za umniejszenie wybitności). Śląsk jest dla Bułki ważny ze względu na historię rodzinną, dzieciństwo, wspomnienia, ale nie przecenia go. Nie uważa, że jest najważniejszy. Jest Ślązaczką, ale przede wszystkim Polką. Często powtarza, że jest Polką, która urodziła się na Śląsku. To chyba dzięki takiemu podejściu do przynależności zdobyła sympatię i szacunek widzów w różnych zakątkach kraju.

Zależało mi nie na omówieniu dorobku teatralnego Grażyny Bułki, bo analiza ról wymaga już dzisiaj nie tak skromnej objętości artykułu, ale całkiem sporej monografii, a ukazaniu drogi, jaką aktorka musiała pokonać ze Śląska na Śląsk, by znaleźć się na Śląsku, że to, przed czym się wzbraniała, stało się w konsekwencji jej receptą na sukces. Zbudowała swoją pozycję na gruncie, z którego wyrosła. Prostą drogę przemierzyła naokoło, ale dzięki temu zrodziła się w niej inna świadomość (bez niej w tym miejscu nie byłaby tą, którą jest). Imponująca metamorfoza psychologiczna, która pozwoliła jej uwolnić siebie z siebie, nie byłaby jednak możliwa bez Neinerta i Talarczyka i ich "Cholonka". Grażyna Bułka występuje na deskach Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w Katowicach od czterech sezonów. Wcześniej pojawiała się na tej scenie gościnnie ("Jakobi i Leidental" - 2011; "Piąta strona świata" - 2013). W drugim przedstawieniu zagrała brawurowo Chrobokową. Po obejrzeniu tego spektaklu napisałem odważnie w recenzji ("Z Polską nie należy się tarmosić!"), że dyrektor Talarczyk powinien być dumny i dozgonnie wdzięczny aktorce, że zdecydowała się kontynuować z nim współpracę jako etatowa aktorka. Pisałem też o mojej pewności, że widzowie będą częściej odwiedzali scenę w Rynku, by zobaczyć spektakle z jej udziałem, by zobaczyć na żywo skarb Górnego Śląska. Nie wycofuję się z tego poglądu. Rolą Babci w przedstawieniu "Wujek 81. Czarna ballada" (2016) wręcz mnie w nim aktorka utwierdziła.

***

Grzegorz Ćwiertniewicz - doktor nauk humanistycznych (historia filmu i teatru polskiego po 1945 roku), polonista, wykładowca akademicki, pedagog, autor wydanej pod koniec 2015 roku biografii Krystyny Sienkiewicz - "Krystyna Sienkiewicz. Różowe zjawisko"; należy do Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych (AICT/IATC); jego teksty można przeczytać w "Polonistyce", "Teatrze", "Dyrektorze Szkoły", "Kwartalniku Edukacyjnym" i "Edukacji i Dialogu"; współpracował jako recenzent z Nową Siłą Krytyczną Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie, wortalem "Dziennik Teatralny"; od 2013 recenzent wortalu "Teatr dla Was".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji