Andrzej Malinowski nie żyje
Andrzej był też wspaniałym kolegą, zawsze uśmiechnięty, obdarzony specyficznym poczuciem humoru, dysponujący dowcipną i ciętą ripostą, potrafiący żartować z kolegów, ale i nieszczędzący siebie - Teatr Wielki w Łodzi żegna swojego solistę.
Jeden z najwybitniejszych basów Teatru Wielkiego - pozostawił nas już tylko ze wspomnieniami o sobie. A jest ich naprawdę wiele. Przez kilkadziesiąt lat - z krótką przerwą na występy w Niemczech - był tym, który swoim pięknym głosem i wyrazistym aktorstwem zachwycał łódzką publiczność, dostarczając swoimi rolami wielkich emocji i niezapomnianych przeżyć.
Wspaniale czuł się w rolach komediowych w operach Mozarta ("Cosi fan tutte", "Wesele Figara") czy Rossiniego ("Cyrulik sewilski"), dramatyczne role świetnie tworzył w operach rosyjskich ("Kniaź Igor" Borodina, "Borys Godunow" Musorgskiego, Eugeniusz Oniegin Czajkowskiego). W każdej z ról był postacią "z krwi i kości", nie przestając być Andrzejem Malinowskim. Zachariasz w "Nabuccu", Filip i Inkwizytor w "Don Carlosie", Sparafucille w "Rigioletcie", De Silva w "Ernanim" Verdiego, Baron Ochs w "Kawalerze srebrnej róży" Richarda Straussa oraz niepowtarzalny i wzorcowy Mefisto w "Fauście" Gounoda i Mefistofelesie Boita - to role, które na trwałe zapisały się w dorobku artystycznym Teatru Wielkiego w Łodzi.
Ale Andrzej był też wspaniałym kolegą; zawsze uśmiechnięty, obdarzony specyficznym poczuciem humoru, dysponujący dowcipną i ciętą ripostą, potrafiący żartować z kolegów, ale i nieszczędzący siebie. Po prostu fajny człowiek i kolega, znakomity Artysta! Był...
Andrzej Malinowski zmarł 30 stycznia w Poznaniu.