Artykuły

Lublin. Ostatni film z udziałem Danuty Szaflarskiej w Starym

- Jest dobrym duchem naszego teatru. Bardzo nas dopingowała, kiedy przygotowywaliśmy się do otwarcia. To właśnie Danuta Szaflarska wymyśliła gong, który obecnie rozpoczyna wszystkie wydarzenia - tłumaczy Karolina Rozwód, dyrektorka Teatru Starego. To właśnie tam w pierwszą rocznicę śmierci zobaczymy ostatni film z udziałem aktorki. Będą też wspomnienia jej najbliższych.

Szaflarska była legendą polskiego kina i teatru. Debiutowała w 1939 roku na deskach Teatru na Pohulance w Wilnie. Brała udział w powstaniu warszawskim jako łączniczka, występowała też w teatrach konspiracyjnych. W ostatnich latach kojarzono ją głównie ze współpracy z Dorotą Kędzierzawską - reżyserką filmową, z którą w 2007 roku zrobiła głośne "Pora umierać". Aktorka Grzegorza Jarzyny, fanka Doroty Masłowskiej, niedługo przed śmiercią grała na scenie i przygotowywała się do kolejnej premiery.

Taniec na Jezuickiej o 3 w nocy

- Moja znajomość z Panią Danutą rozpoczęła się w czasach współpracy przy "Pora umierać". Kiedy zaczęłam zajmować się teatrem, Szaflarska bardzo mnie dopingowała. Była dwa razy w Lublinie, kiedy trwał u nas remont i za każdym razem przychodziła oglądać postępy. Te wizyty zawsze były szalone - gdy tu wpadała, była nie do zatrzymania - wspomina Karolina Rozwód.

Aktorka uczestniczyła też w uroczystym otwarciu Teatru Starego, do Lublina przyjechała razem z Dorotą Kędzierzawską i operatorem Arthurem Reinhartem. - Otwieraliśmy ten teatr do godz. 3 nad ranem. I tylko z troski o Danusię musieliśmy powiedzieć, że jesteśmy już zmęczeni, bo pewnie ona chciałaby świętować dalej. Ale jeszcze tej samej nocy tańczyła na ul. Jezuickiej. Była niezmordowana - śmieje się dyrektorka teatru.

Lubelski teatr tak bardzo ją urzekł, że już następnego dnia wyszła na scenę, by - jak sama podkreślała - "otupać ją na szczęście". Wtedy też zwróciła uwagę, że tak magiczne miejsce powinno mieć gong, który rozpoczynałby wszystkie wydarzenia.

Kilka miesięcy później to właśnie Szaflarska uderzyła w niego jako pierwsza. - To w ogóle była niespodzianka. Dorota i Arthur kończyli dokument "Inny świat" opowiadający o życiu Danusi i umówiliśmy się, że pokażemy go przedpremierowo w teatrze, a aktorka będzie gościem specjalnym. Nie pytałam o zgodę, czy może być to gong jej imienia, bo do samego końca utrzymywaliśmy, że nigdzie nie udało się nam go dostać. Zaskoczyliśmy ją dopiero na scenie - dodaje Rozwód.

Szaflarska nie kryła zaskoczenia, ale i radości. - Gong w teatrze to jest magia. Nie można pozbawiać teatru, zwłaszcza tak cudownego, tego czaru. Dziękuję, że moje marzenie i pragnienie zostało spełnione - mówiła podczas spontanicznego wystąpienia.

Kto się będzie teraz tak uśmiechał?

Od 1 października 2012 roku uderzenie w gong rozpoczyna już wszystkie wydarzenia w Teatrze Starym. Nieliczne protesty występujących tu artystów na nic się zdają, bo jak powiedział kiedyś Jan Peszek, "gong jest tu świętością". Tylko raz zapomniano o tej tradycji, 19 lutego 2017 roku. To o tyle niezwykłe, że właśnie tego dnia zmarła wspaniała aktorka. Ale wtedy w teatrze nikt jeszcze o tym nie wiedział.

- Danusia była niezwykłą osobą, która zawsze czerpała z życia radość. Pamiętam, jak któregoś dnia zadzwoniła do mnie totalnie rozbawiona, by opowiedzieć mi o pomyśle Grzegorza Jarzyny. Mówiła: "Grześ właśnie mi zaproponował etat. Mam 95 lat i idę pracować do TR Warszawa". Ją absolutnie bawiły takie historie, choć oczywiście cieszyła się też z tego - mówi Karolina Rozwód. Według dyrektor teatru, żywotność i pogoda ducha Szaflarskiej wynikała z tego, że cały czas pracowała i otaczała się młodymi ludźmi. - Bariera między nami była mniejsza, niż zdarza się pomiędzy młodymi ludźmi w tym samym wieku. Gdy na początku zwracałam się do niej "Pani Danuto", pytała, czy to dlatego, że ma prawie sto lat. Powiedziała też, że albo zacznę jej mówić po imieniu, albo w ogóle nie będziemy rozmawiać - dodaje.

Sama o starości mówić nie lubiła. Podkreślała, że człowiek starzeje się tylko wtedy, kiedy tak czuje. "Ja nie czuję się staro. Można to nazwać wtórnym zdziecinnieniem. Ale po prawdzie, dzieciństwo nigdy ze mnie nie odeszło. Może tak jest wtedy, kiedy to dzieciństwo było piękne" - mówiła w rozmowie Karoliną Sulej z "Gazety Wyborczej".

Wśród tłumu żegnającego aktorkę byli najwybitniejsi polscy aktorzy oraz jej rodzina, przyjaciele i sąsiedzi. - No i kto się będzie teraz tak uśmiechał? - pytali. - Danusiu, już tęsknimy - ubolewali. Danuta Szaflarska zmarła w wieku 102 lat. Jej pogrzeb miał charakter państwowy.

Moja matka i inni wariaci z rodziny

Ostatnią filmową przygodą Danuty Szaflarskiej była w 2015 roku rola dziewięćdziesięcioczteroletniej seniorki rodu, opowiadającej córce historię swoją i swojego kraju w węgierskiej produkcji "Moja matka i inni wariaci z rodziny". W materiałach prasowych do filmu czytamy: "Czy istnieje coś takiego jak normalna rodzina? W świecie, w którym wiatry historii targają ludźmi, a każdy dzień jest walką o przetrwanie, długo można dyskutować, co jest normą. A wariacką" rodziną opisaną w filmie wiatr targał wręcz dosłownie - z problemami i zagrożeniami bohaterka radziła sobie najlepiej, zmieniając miejsca zamieszkania. Dwadzieścia siedem razy...".

Film węgierskiej scenarzystki i reżyserki Ibolyi Fekete będzie można zobaczyć w pierwszą rocznicę śmierci Danuty Szaflarskiej. To dopiero drugi polski pokaz. Wcześniej wyświetlono go w Kosarzyskach - rodzinnej miejscowości Szaflarskiej. Po poniedziałkowej projekcji w Teatrze Starym odbędzie się spotkanie z Michałem Merczyńskim i Marią Maj. Wśród publiczności zasiądą obie córki aktorki.

Początek o godz. 18. Bilety w cenie 8 i 10 zł.

Na zdjęciu: kadr z filmu "Moja matka i inni wariaci z rodziny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji