Artykuły

Iwona Bielska: Krakowianka z Łodzi

Iwona Bielska urodziła się na łódzkich Bałutach w rodzinie fotografików. Pracowała w teatrach krakowskich: im. J. Słowackiego, Stu oraz Starym, w Teatrze Rozmaitości w Warszawie i Teatrze Nowym w Łodzi, w którym zagrała jedną ze swoich najlepszych ról - królową Elżbietę w sztuce "Królowa i Szekspir". Obecnie gra w ośmiu sztukach, występuje w filmach i serialach.

Czy pani ma sentyment do rodzinnej Łodzi?

- Mam wielki sentyment i zawsze mówię, że jestem krakowianką z Łodzi. Mam tu groby dziadków, które odwiedzam przy każdym pobycie w tym mieście. Jak często bywa pani w Łodzi? Tak często, jak dyrektor Teatru Nowego wstawi do repertuaru spektakl, w którym gram.

Rola Zofii Komedowej w sztuce "Komeda" satysfakcjonuje panią?

- Wizja reżyserki była trochę inna od mojej, ale jako aktorka chcę być lojalna i musiałam się poddać wizji, którą ona nakreśliła.

Jakie role chce pani grać teraz jako aktorka po 60.?

- Ja już w ogóle nie chcę grać. Mam strasznie dużo propozycji, że już nie wiem z czego rezygnować, ale czuję, że muszę trochę przystopować.

Ról dla aktorek w pani wieku jest mniej...

- Na pewno mniej jest w filmie i telewizji, więcej w teatrze, który zawsze był moją pasją i zawsze przedkładałam pracę w nim nad inne formy, na pewno daje on więcej możliwości, ciekawych ról dla aktorek w moim wieku. W teatrze starszy aktor może grać młodego i odwrotnie. W teatrze można więcej poszaleć.

Jakie role aktualnie pani gra?

- W Teatrze IMKA w Warszawie ciągle gram "Opis obyczajów i "Dzienniki Gombrowicza", w Teatrze Nowym w Łodzi gram "Komedę" i w sztuce "Wiele demonów", w Teatrze Soho w Warszawie "Ości", w Teatrze Variete w Krakowie gram w "Dziewczynie z plakatu", w Teatrze IMKA w "Słowniku ptaszków polskich" i jeszcze gram w "Ślubie", w Teatrze w Lesznie.

W głowie musi pani mieć co najmniej osiem tekstów, podziwiam panią...

- Na szczęście zawsze miałam bardzo dobrą pamięć. Pamięć aktorów jest wyćwiczona poprzez uczenie się kolejnych ról.

Dzisiaj opanowanie następnej roli nie jest dla pani problemem?

- Czy ja wiem, właśnie się uczę kolejnej roli na Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie mam recytować razem z Robertem Więckiewiczem poezję Jacka Podsiadły.

Co to za spektakl "Ości" Ignacego Karpowicza?

- Adaptacja książki pod tym tytułem, która dwa lata temu była w finale książek zgłoszonych do nagrody Nike. Gram tam postać, która jest celebrytką, gadającą głową w telewizji. Bohaterowie "Ości" mają swoje problemy, rozdmuchiwane do rozmiarów cierpienia, nieszczęścia itd. Moja postać w sposób kompletny i nierzeczywisty przyjmuje w swoim życiu nowe wyzwania i jest na to gotowa.

Czytała pani ostatni numer tygodnika "Na żywo"?

- Nie.

Piszą o pani. "Iwona Bielska zasłabła na scenie. Zaczęła zapominać tekstu, mylić słowa, plątać się, po czym całkowicie straciła świadomość". Przedstawienie przerwano, na miejsce przyjechała karetka".

Tak było?

- To wszystko nieprawda. Nie zasłabłam, nic takiego się nie stało. Rzeczywiście stwierdzono, że mam nadzwyczaj wysokie ciśnienie, lekarz powiedział, że to wynik przemęczenia, bo mieliśmy po 18 godzin prób dziennie. Następnego dnia grałam spektakl.

Z jakimi reżyserami pani pracuje?

- Z takimi, którzy mnie chcą i z którymi ja chcę pracować. Najbardziej lubię pracować z reżyserem Mikołajem Grabowskim i Pawłem Miśkiewiczem. Bardzo miło wspominam próby z Krystianem Lupą.

Po drodze był jeszcze jeden spektakl który zagrała pani ze swoją siostrą. Nie wiedziałem, że ma pani siostrę, która jest aktorką.

- Ela jest młodsza ode mnie, ukończyła PWST w Krakowie i razem zrobiłyśmy spektakl, który nazywa się "Dług Kruczkowskiej" i był okazjonalny, z przeznaczeniem na Festiwal Sztuki Faktu w Toruniu. Przepiękna historia o Polce, która w Niemczech przeprowadzała Niemki przez śmierć. Mądra i wzruszająca sztuka.

Czy siostra od razu zgodziła się przeprowadzić do miejsca, gdzie mieszkacie, gdy złożyła jej pani taką propozycję?

- To było jakiś czas temu i ja to nazywam akcją łączenia rodzin. Ela ma swój domek 300 metrów ode mnie.

Lubi pani pracować z młodzieżą?

- Z inteligentną młodzieżą tak, ponieważ ja w środku jestem bardzo młoda, więc nie mam trudności w nawiązywaniu kontaktów z młodymi ludźmi.

Jest pani po zdjęciach do filmu Wojciecha Smarzowskiego "Trzy". Jaką rolę pani tam zagrała?

- Scenariusz jak zwykle u Wojtka jest bardzo odważny, gram jedyną pozytywną osobę, ponieważ ten świat jest pozbawiony pozytywnych bohaterów.

A w telewizyjnej wersji "Botoksu"?

- Gram z Janem Fryczem rodziców dziewczyny, która czuje się chłopcem, a nam bardzo trudno jest pogodzić się z tym faktem.

Zagrała pani także w amerykańskiej produkcji "My Name is Sara". Jaką rolę?

- Najciekawsze było to, że całą naszą rodzinę powiesili za ukrywanie Żydów, bo jest to film o tematyce wojennej. Bardzo ciekawe były zdjęcia, kiedy wieszano nas na wielkim drzewie. Na wysokości trzech metrów, na cienkich linkach, w przepięknych okolicznościach przyrody. Osobliwe wrażenie.

Sporo tego wszystkiego. Kto steruje pani zawodowymi sprawami?

- Ja sama.

Byłoby łatwiej, gdyby miała pani agenta.

- Teraz? Na starość? Jak mnie potrzebują, to jakoś znajdują.

Gdzie stoi Złota Maska?

- Ona nie stoi, leży, jest to taka maska w etui, której się nie da postawić. Leży obok Orłów, Ludwików, innej Złotej Maski, którą dostałam za rolę królowej Elżbiety w sztuce "Królowa i Szekspir".

Nie wspomniała pani o medalu Kalos Kagatles z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Leży obok tej Złotej Maski, leży, bo też nie da się go postawić.

To nietypowa nagroda sportowa z wyższej uczelni dla aktorki.

- Byłam zaskoczona, nie przypuszczałam, że ktoś pamięta, że ja kiedykolwiek grałam w siatkówkę, a w kapitule same znakomitości sportowe. Wśród nagrodzonych - towarzystwo sportowe.

Patrzy pani w przyszłość czy skupia się nad tym, co jest teraz?

- Skupiam się głównie na tym, co jest teraz, bo przyszłości niewiele mi już zostało. Jestem teraz szczęśliwa, że kilka dni mogę być w domu. W poniedziałek wyjeżdżam do Warszawy, gdzie będę podkładać głos pod Oprah Winfrey w disnejowskiej produkcji. Nigdy nie pracowałam w dubbingu, więc jestem bardzo ciekawa jak mi to pójdzie.

Dlaczego syn Michał nie został aktorem, chociaż podobno miał stosowne uzdolnienia?

- Miał, jako ll-latek zagrał Małego Lorda, potem w "Dzieciach z Bullerbyn". Ale stwierdził, że nie będzie nas dublował i pójdzie swoją drogą. Ukończył Akademię Filmową w Berlinie i jest tam operatorem.

Chyba rzadko przyjeżdża do was na wieś?

- Często się widujemy, bo Michał zawsze robi światła do spektakli Mikołaja. Zajmuje się teraz korekcją barwną filmu. Jak tęsknimy, to wsiadamy w auto i jedziemy do niego.

Ciągle pani podróżuje. Jak wytrzymuje pani takie tempo życia?

- Uwielbiam takie tempo życia, chociaż z rozkoszą potem napawam się spokojem przez kilka dni, które zakłócają mi nieprzewidziane wydarzenia, jak np. ta rozmowa z panem. Lubię ruch i pracę, dlatego nic mi nie jest straszne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji