Artykuły

Zawsze realizuję swoje plany

O Święcie Teatru, które każdego roku obchodzimy w Łodzi, czyli o Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, z Ewą Pilawską - dyrektorką artystyczną Festiwalu - rozmawia Aleksandra Dulas w piśmie Miasto Ł.

Aleksandra Dulas: Czym jest Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych? Proszę w kilku zdaniach powiedzieć, na czym polega jego wyjątkowość?

Ewa Pilawska: Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych prezentuje spektakle, które są istotne tematycznie i artystycznie. Co roku otwiera kalendarz najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce. Jako dyrektor artystyczny bardzo się z nim identyfikuję, więc trudno mi go oceniać. Co świadczy o jego wyjątkowości? Przede wszystkim to, że opiera się na nieustającej potrzebie rozmowy o teatrze - rozmowie widzów i twórców. Cieszę się, że ta konfrontacja odbywa się właśnie u nas.

Niektórzy mówią, że każdy może zrobić taki festiwal, ale to bierze się stąd, że najwięcej do powiedzenia na temat teatru mają zawsze ci, którzy w teatrze bywają bardzo rzadko lub w ogóle. Przyjrzyjmy się więc różnym, podobnym wydarzeniom - dlaczego na niektóre z nich bilety rozchodzą się w piętnaście minut, a na inne nie ma chętnych? Czy kluczem do sukcesu jest zaproszenie spektakli z gwiazdorską obsadą? Rzeczywiście, każdy może zrobić festiwal. Tylko, jaki on będzie?

Czym zaskoczy nas tegoroczny Festiwal? Co Ewa Pilawska osobiście poleca jako "must watch"?

EP: Wiem, że nie takiej odpowiedzi Pani oczekuje, ale rekomenduję absolutnie wszystkie spektakle i towarzyszące im wydarzenia. Wartość tego Festiwalu polega właśnie na tym, że jest on spójną całością, a nie przeglądem spektakli. Jeśli nazwiemy festiwalem każdy impresaryjny występ z gwiazdorską obsadą, możemy śmiało powiedzieć, że Łódź ma ich najwięcej w kraju. Coraz częściej próbuje się wmówić łodzianom, że wartościowy teatr to ten, który importuje się z Warszawy na zaproszenie np. biznesmenów. O tym, że teatr jest w ich rękach tylko instrumentem, już się nie wspomina. Uważam, że w Łodzi powinniśmy dbać o łódzkich artystów, zamiast płacić ogromne pieniądze za gościnne występy. W Teatrze Powszechnym w sezonie prezentujemy ponad 370 przedstawień, w których biorą udział nasi aktorzy. Mało który teatr w Polsce tyle gra. Festiwal to wartość dodana, to kilka lub kilkanaście przedstawień dla tych, którzy chcą zobaczyć jeszcze więcej. Ale to nie impresariat. To teatralne święto, podczas którego w jednym miejscu w krótkim czasie spotykają się najważniejsi twórcy teatralni. Chemii, która wytwarza się między widzami i artystami, nie da się podrobić. Oczywiście każdy spektakl, każde osobne wydarzenie stanowi zamkniętą całość, jednak w kontekście Festiwalu zyskuje nowe wartości, konfrontuje się z innymi, a to pozwala widzom na świeże, szersze spojrzenie.

Czy warto przychodzić na sztuki nieprzyjemne?

EP: Te nieprzyjemne są moim zdaniem najprzyjemniejsze.

Co uważa Pani za największy sukces dotychczasowych edycji Festiwalu?

EP: Największym sukcesem jest obecny kształt Festiwalu. Przez lata tworzyłam go bez dotacji. Nie mówiłam: dajcie mi pieniądze, to przywiozę Wam ważny teatr. Wykułam go od fundamentów. Jeździłam po Polsce z moim synem, który był wtedy dzieckiem, sypiałam kątem u przyjaciół, aby móc obejrzeć spektakl, na którym mi zależało. Jednak każdemu, kto tworzy tego typu wydarzenie, życzę takiej drogi. Ona uczy pokory, cierpliwości, a jednocześnie pozwala dostrzec rozwój. Patrząc z dystansu, widzę ogromną pracę, na której wyrósł Festiwal.

Czy ma Pani jakieś niezrealizowane jak dotąd marzenia, plan, żeby spełnić je w kolejnych edycjach Festiwalu?

EP: Ciągle stawiam przed sobą cele, mam marzenia, dzięki którym Festiwal cały czas się rozwija. Wiele lat temu obejrzałam genialną premierę - Wymazywanie Krystiana Lupy. Marzyłam, żeby pokazać ten spektakl w Łodzi, ale Festiwal był wtedy w innym miejscu; to nie był dobry moment. Jednak już kilka lat później przedstawienie Lupy zainaugurowało kolejną edycję. Dzięki pracy i uczciwej "rozmowie z widzem" publiczność była już na to gotowa, wręcz potrzebowała tego spotkania. Dlatego, że Festiwal jest w drodze, w procesie.

Pyta Pani o plany. Jeśli tylko nie przeszkadzają urzędnicy czy nawiedzeni politycy, zawsze realizuję swoje plany. Festiwal ma markę, również zagraniczne teatry zabiegają o prezentacje swoich spektakli w Łodzi. W zeszłym roku bardzo chciałam zaprezentować Eiswind Árpáda Schillinga z wiedeńskiego Burgtheater, ale ze względu na zbyt wysokie koszty nie mogłam. Im także bardzo zależało, żeby wystąpić w Łodzi - przygotowali specjalnie dla nas profesjonalny zapis z kilku kamer, który zaprezentowaliśmy na Festiwalu. Przyjechał reżyser, dramaturdzy z Wiednia, spotkanie z widzami po projekcji trwało kilka godzin. Wiele osób mówiło, że to świetny pomysł na prezentacje zagranicznych spektakli. Postawa austriackiego Teatru Narodowego była budująca - przecież gdyby im nie zależało, nie zdecydowaliby się na takie przedsięwzięcie. Nie angażowaliby się, gdyby nie widzieli pracy i wiarygodnego człowieka.

Od przyszłego roku ma się zmienić sposób finansowania Festiwalu. Zamiast dotacji podmiotowej miasto będzie przekazywać dotację celową na to wydarzenie. Jak to zmienia zarządzanie imprezą, czy rodzi jakieś zagrożenia?

EP: Zasadnicza różnica jest taka, że dotacja podmiotowa jest stałym finansowaniem, a celowa dotyczy konkretnego przedsięwzięcia. Pod względem dbałości o finanse publiczne - nie ma żadnej różnicy. Obie są tak samo kontrolowane i rozliczane. Podmiotowa gwarantuje, że kolejne edycje Festiwalu się odbędą. W przypadku dotacji celowej jest inaczej. Na przykład w przyszłym roku Wydział Kultury może stwierdzić, że Festiwal nie zasługuje na dotację, więc nie będzie pieniędzy na jego organizację. Pozornie sprawa dotyczy niuansów, ale ich konsekwencje są fundamentalne.

Jakie są Pani oczekiwania względem przyszłej umowy, żeby móc realizować Festiwal ze spokojem i pewnością, że wszystko przebiegnie bez problemów?

EP: Oczywiście nie uchylam się od dotacji celowej. Jeśli jednak Festiwal ma funkcjonować normalnie i wciąż się rozwijać, umowa na dotację celową musi zabezpieczać tkankę artystyczną Festiwalu. W sierpniu ubiegłego roku, podczas mojego urlopu, do Teatru dotarło pismo z zapowiedzią zmiany dotacji podmiotowej na celową. Nikt wcześniej nie zapytał nas, czy to nie sparaliżuje organizacji - decyzja nie podlegała dyskusji. Zgodnie z wymogami (nie mając wyboru) złożyliśmy wniosek o dotację celową. Oczekiwano jednak od nas szczegółowego harmonogramu i repertuaru, na podstawie których Wydział Kultury oceniłby, czy Festiwalowi należy przyznać pieniądze. Jak mogę do 15 grudnia przedstawić kompletny program, jeśli do końca stycznia następnego roku oglądam kolejne premiery (dzięki czemu Festiwal jest wybitnie aktualny)? Nasze argumenty nie przekonały urzędników. Do inauguracji Festiwalu pozostawało niewiele ponad półtora miesiąca, a my nie wiedzieliśmy, czy mamy jakiekolwiek środki! Nie mogłam zawrzeć żadnych umów, kontynuować negocjacji z zaproszonymi teatrami, bo złamałabym ustawę o finansach publicznych, a przecież Teatr jest instytucją miejską.

Dopiero 22 stycznia otrzymaliśmy propozycję umowy na dotację celową, która nie gwarantuje Festiwalowi bezpieczeństwa - komisja może odrzucić wniosek lub nie uznać części wydatków, bo na przykład nie zgodzi się na zmiany w przedstawionym harmonogramie. A jeśli akurat w styczniu ma miejsce premiera wybitnego spektaklu, który chciałabym pokazać łodzianom? Nic nie mogę zrobić. Program jest złożony, harmonogram spisany - nikt nie ma obowiązku akceptowania zmian. Stracą widzowie. Oczywiście mogę zmienić program, ale to ogromne ryzyko. Jeśli moje działania nie znajdą akceptacji, jako dyrektor poniosę tego konsekwencje. Czy ta sytuacja nie nosi znamion cenzury?

Na szczęście moje argumenty zrozumieli radni miejscy. Decyzją Komisji Kultury i Rady Miasta z 24 stycznia przywrócili dotację podmiotową. Bez niej Festiwal mógłby się nie odbyć.

Propozycję zmiany rodzaju dotacji Wydział Kultury uzasadnia dbałością o finanse publiczne. Tymczasem zawsze rozliczamy dotację Festiwalu tak samo drobiazgowo, jak celową. W 2017 roku Festiwal był poddany dwóm bardzo wnikliwym kontrolom, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości ani uchybień. Po prostu zabrakło rozmowy. A ta jest, moim zdaniem, najważniejsza. Po obu stronach musi być człowiek, a umowa, którą wypracujemy, musi być wynikiem zrozumienia specyfiki naszej pracy i faktu, że Festiwal odbywa się na początku roku, więc dużo wcześniej musi mieć zagwarantowane finansowanie.

W tym roku Festiwal jeszcze jak zawsze w Powszechnym. W przyszłym roku powinien rozpocząć się remont teatru. Jak to wpłynie na losy Festiwalu?

EP: Mam nadzieję, że kolejny przetarg zakończy się rozstrzygnięciem i rozpoczniemy remont. Dwa dotychczasowe pokazały, że 20 mln zł przy obecnej sytuacji na rynku budowlanym to bardzo mało. Projekt zakładał nie tylko modernizację sceny, ale również przebudowę budynku i dobudowę pięter. W związku z rosnącymi kosztami trzeba było "odchudzić projekt". W trakcie remontu Teatr nie będzie "bezdomny" - mam nadzieję, że będziemy grać w kinie Bałtyk, do którego już się prawie spakowaliśmy, wierząc, że pierwszy przetarg zakończy się pozytywnie. Jednak jako dyrektor Teatru muszę przede wszystkim myśleć o instytucji i zatrudnionych w niej ludziach. Chcę, aby przeszli przez okres modernizacji suchą stopą. Remont nie będzie miał wpływu na Festiwal - gramy w różnych miejscach w mieście, w tym roku będzie to Hala Expo.

Gdyby miała Pani nieograniczone środki i całkowitą wolność finansową, to jak wyglądałby Festiwal za rok? Kogo by Pani zaprosiła, czym chciałaby zaskoczyć widzów?

EP: To pytanie trochę w stylu: co by Pani zrobiła, gdyby złota rybka mogła spełnić Pani trzy życzenia? A poważnie - wolę nie mówić o swoich pomysłach, dopóki ich nie zrealizuję. Często śmiejemy się w Teatrze, że zaraz po tym, jak powiemy o jakimś głośno, ktoś inny zaczyna go realizować

Dlaczego w tym roku warto przyjść? Co ma nas oderwać z kanapy i zaprowadzić do Powszechnego?

EP: Myślę, że do teatru - nie tylko Powszechnego - zawsze warto przychodzić. Teatr wzbogaca nas i rozwija. Mam nadzieję, że repertuar Festiwalu, który Państwu rekomenduję jako jego dyrektor artystyczny, jest istotny i że każdy kolejny spektakl pozostanie w Państwa pamięci, inspirując przemyślenia. Teatr kształtuje krytyczną postawę, pozwala nam widzieć więcej. Poza tym, warto odwiedzić Festiwal, który wyrósł tu, w naszym mieście. Powinniśmy być z tego dumni.

****

Aleksandra Dulas - socjolożka, członkini Łódzkiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. Redaktorka naczelna gazety.

****

Ewa Pilawska - dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi od 13 października 1995 roku. Stworzyła Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Autorka projektu Polskie Centrum Komedii, mającego na celu rozwój i uwspółcześnienie języka tego gatunku. Wielokrotnie nagradzana i odznaczana za osiągnięcia w dziedzinie kultury. Łodzianka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji