Artykuły

Sorry, Winnetou

"Ciemność widzę" - zakrzyknąłby zapewne Maks z "Seksmisji", gdyby przyszło mu obejrzeć "Norę" Henryka Ibsena w Teatrze Narodowym. W wyreżyserowanym przez siebie spektaklu Agnieszka Olsten korzysta wyłącznie z pomysłów będących ostatnim krzykiem mody w nowoczesnych inscenizacjach. Wiadomo: jeśli sztuka ma być głęboka, scena musi być niedoświetlona, tak by sylwetki aktorów tonęły w mroku. Dobrze jest też umieścić część akcji poza polem widzenia publiczności i kazać odtwórcom głównych ról mamrotać coś pod nosem, dodatkowo zagłuszając ich kwestie sączącą się z głośników transową muzyką.

Olsten poprzebierała bohaterów w dziwaczne stroje, a ich autentyzm psychologiczny sprowadziła do poziomu postaci z serialu "Klan". W efekcie Nora jest równie nieskomplikowana co Agnieszka Lubicz. Młoda pani reżyser niewiele wie o Ibsenie. Ważkie pytania z jego sztuki sprowadza do kwestii: założyć błyszczący kostium kosmonauty czy pióropusz dzielnego wodza Apaczów? W tym banale gubią się świetni aktorzy Narodowego - ze zbyt rzadko oglądaną Dorotą Landowską i Mariuszem Bonaszewskim na czele. Wyparowały gdzieś także emocje, a potwory ukryte w duszach postaci Ibsena jakby skryły się w zapadni sceny. Pozorowana głębia ma przysłaniać brak intelektualnych i reżyserskich kwalifikacji Olsten. Nawet słynny wódz Apaczów nie wytrzymałby widoku wijącej się w rytualnym tańcu i przystrojonej w pióropusz Landowskiej. Sorry, Winnetou, ale ciebie i Ibsena nikt o zdanie nie zapytał...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji