Artykuły

Podróż przez piekło z Janaczkiem

Po raz pierwszy opera "Z domu umarłych" Leosza Janaczka (1928) zabrzmiała w wersji źródłowej. Debiut reżysera Krzysztofa Warlikowskiego w London Opera House - Covent Garden (dyrygował Mark Wigglesworth) publiczność przyjęła przychylnie - pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

Krzysztof Warlikowski zadebiutował w Royal Opera House - Covent Garden w Londynie (a tym samym w Wielkiej Brytanii) operą "Z domu umarłych" Leosza Janaczka. Przyjęcie premierowej publiczności było przychylne. Czy wystawione po raz pierwszy w historii Covent Garden dzieło czeskiego kompozytora się przyjmie? O tym zdecydują najbliższe spektakle.

Tekst opery opiera się na "Wspomnieniach z domu umarłych" Fiodora Dostojewskiego. W 1849 r. rosyjski pisarz za przynależność do lewicującej grupy dyskusyjnej został skazany na cztery lata na katorgi. Owocem pobytu na zesłaniu była swoista powieść-reportaż, która stała się kanwą libretta opery.

Przez lata uważano, że Janaczek nie zdążył ukończyć swojej ostatniej opery. Zachowaną partyturę do tego stopnia traktowano jako "inną" i "dziwaczną", że dopiskom (zwłaszcza w III akcie i zakończeniu) oraz spekulacjom nie było końca. Na premierze w Brnie w 1930 r. wystawiono "poprawioną" wersję. Od końca lat 50. rozpoczął się jednak powrót do źródeł - dźwiękowej chropowatości oryginału. Janaczek wszak doskonale wiedział, co komponuje.

W 1958 r. po pierwotny finał sięgnął w Pradze Jaroslav Vogel, tym samym tropem poszedł Rafael Kubelik, który przygotował nowe wydanie. Gdy w 1980 r. dyrygent Charles Mackerras nagrywał dzieło dla Dekki, poprosił Johna Tyrrella, badacza i znawcę twórczości kompozytora, o odrzucenie z zachowanej partytury wszystkich późniejszych naleciałości. Tyrrell zgłębiał temat dalej, a efekt ukończonych prac (wydanych przez Universal Edition w 2017 r.) po raz pierwszy został pokazany na scenie właśnie w Covent Garden. Pod względem muzycznym dostajemy zatem wersję źródłową.

Męskie granie

Krzysztof Warlikowski stworzył spektakl, w którym od początku aż do wybrzmienia ostatniej nuty czuć napięcie i grozę. To męska opera, w której nie ma miejsca na tanie sentymenty, tak jak nie ma miejsca na litość i współczucie we współczesnych zakładach karnych.

Reżyser podczas pracy nad inscenizacją świadomie nie sięgnął po pierwowzór Dostojewskiego, koncentrując się wyłącznie na libretcie sporządzonym przez Janaczka. Ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, gdzie jesteśmy: obskurne boisko do koszykówki, wybieg, szpitalne prycze. Brutalne zachowania, napaści, wzajemna agresja strażników i więźniów, "grube" dowcipy, "cuchnące" od potu powietrze. Więzienie, jakich setki pod każdą szerokością geograficzną: w Chinach, Turcji, Brazylii, Stanach Zjednoczonych, w demokracjach europejskich.

Opera w więzieniu

Warlikowski portretuje zamkniętą społeczność, która rządzi się własnymi prawami. Oglądamy ją oczyma Aleksandra Gorianczikowa, więźnia politycznego (jak się domyślamy, samego Dostojewskiego). Jego przybycie rozpoczyna operę, odejście zaś kończy. W tym czasie jednak tracimy go z oczu, bo opera Janaczka nie ma głównego bohatera ani linearnej fabuły. Przywołujące kryminalną przeszłość opowieści więźniów reżyser scala w jedną całość (w spektaklu nie ma przerwy).

Powracająca trauma, koszmary, resztki świadomości, a do tego kapitalnie rozegrana przez więźniów na scenie opera o Don Juanie (teatr w zakładzie karnym) tworzą z II aktu prawdziwy kocioł napięć, perwersji, wręcz hedonistycznych doznań (gdy na scenę wkracza Prostytutka). Teatr w teatrze Warlikowskiego i wielowątkowość planów niemal rozsadzają operę. Brutalny, naturalistyczny świat jest jednak przesiąknięty ludzkim cierpieniem, co reżyser pokazuje postacią młodego Aljei. W kontekst opowieści wprowadza nas wyświetlany monolog Michela Foucaulta oraz wypowiedzi, jak się domyślam, jednego z więźniów.

Dzika muzyka

Między Warlikowskim i prowadzącym spektakl Markiem Wigglesworthem czuć nić porozumienia. To bardzo ważne. Angielski dyrygent (rówieśnik polskiego reżysera), którego kariera coraz intensywniej się rozwija, wszedł zarówno w świat kompozytora, jak i w koncepcję Warlikowskiego. Jego Janaczek był dziki, kanciasty, wyostrzony. I piekielnie precyzyjny.

Międzynarodowa męska obsada okazała się bardzo wyrównana - to zespół, który w całości świetnie się sprawdził, choć szczególnie dobrze wypadli: John Reuter (jako Szyszkow), Nicky Spence (Nikita i Rosły Więzień), Pascal Charbonneau (Aljeja), Štefan Margita (Luka Kuzmić) i Williard White (Gorianczikow).

Trudno wyrokować po premierze, czy inscenizacja Warlikowskiego przypadnie do gustu tradycyjnym odbiorcom Covent Garden. To jedna z najlepszych ostatnio operowych propozycji polskiego reżysera. Bezkompromisowa i świetnie oddająca piekielny świat utrwalony przez Dostojewskiego oraz Janaczka.

Leosz Janaczek "Z domu umarłych", reż. Krzysztof Warlikowski. Premiera 7 marca 2018, Royal Opera House - Covent Garden w Londynie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji