Artykuły

Chciałam przytulić Marilyn

- To prowokacyjne spotkanie dwóch ikon XX wieku Marilyn Monroe i papieża Jana XXIII w wymyślonej przez pisarkę korespondencji - o pracy nad monodramem "Marylin i papież. Listy między niebem a piekłem" w Teatrze Polonia w Warszawie mówi EWA KASPRZYK.

W warszawskim Teatrze Polonia jutro premiera. W monodramie "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" Ewa Kasprzyk podejmuje wyzwanie. Gra Marilyn Monroe. Inną Monroe.

Agnieszka Michalak: O czym jest ten monodram?

Ewa Kasprzyk: To prowokacyjne spotkanie dwóch ikon XX wieku Marilyn Monroe i papieża Jana XXIII w wymyślonej przez pisarkę korespondencji. Niemiecka autorka, Dorothea Kuehl-Martini, z wykształcenia teolog, żona pastora, stworzyła opowieść o ich przyjaźni. Okazuje się, że ich życiorysy mają wiele wspólnego. W ten sposób pokazała coś, co było poza zainteresowaniem hollywoodzkich biografów Marilyn. Adaptację napisał Remigiusz Grzela. Dla mnie ten tekst stał się pretekstem do szukania odpowiedzi na odwieczne pytania o sens życia, o szczęście, miłość, grzech, przebaczenie.

A Marilyn? Kim jest dla pani?

Pierwsze skojarzenie jest oczywiste - była najwspanialszą gwiazdą wszech czasów. Mnie jednak interesuje jej złożona osobowość, delikatność, kruchość i słabość, które kryły się pod perfekcyjnym wizerunkiem. Bardzo trudno jest dotrzeć do prawdziwej Marilyn. Była bardzo nieszczęśliwą kobietą. Przez całe swoje życie poszukiwała nie tylko miłości i zrozumienia, ale przede wszystkim własnej tożsamości. Dzieciństwo w sierocińcach, obłąkana matka zaowocowały wewnętrznym rozdwojeniem. Z jednej strony była Monroe, a z drugiej na zawsze pozostała Normą Jean. Podobnie Angelo Roncalli, który, zostając papieżem, przybrał imię Jana XXIII.

To bzdura, że Marilyn była złą aktorką, tylko symbolem seksu. Była genialna i magiczna. Kamera ją kochała, a ona poddawała się jej. Umiejętnie kreowała też swój wizerunek. Dla mnie jest "najgenialniejszym potworem popularności."

To rola inna niż pani poprzednie.

Każda rola jest zawsze czymś innym. Do każdej trzeba odbyć długą podróż. Dla mnie jest to wyzwanie, bo jestem kojarzona z postaciami silnych kobiet, matek, potworów (śmiech). Próbuję zmierzyć się z osobą kruchą i słabą, która mimo to miała u stóp cały świat... Kiedy oglądałam dokumenty o niej, chwilami chciałam ją przytulić. Ale wiem, że potrafiła być złośliwa, histeryczna, mocna i umiała postawić na swoim. Kochała życie, kochała się bawić i kochała mężczyzn. Myślę, że to całkiem możliwe, żeby ktoś taki jak ona napisał do papieża.

Gra pani w prywatnym teatrze. Krystyna Janda ingeruje w spektakl?

Długo szukałam miejsca, w którym mogłabym zagrać ten monodram. Pokazałam tekst Krystynie, przyjęła go z wielkim entuzjazmem. Bardzo się ucieszyłam, bowiem sztuka trafiła na dobry grunt. Krystyna włączyła się całą sobą, zresztą podejrzewam, że inaczej nie potrafi. Przychodzi na próby, podsuwa nam pomysły. Dawno nie spotkałam człowieka, który by tak entuzjastycznie traktował to, co robi i szanował innych za ich pracę. Zresztą proszę przyjść do tego teatru i poczuć atmosferę. To świetne miejsce i super ludzie. A że czasem wiertarka za głośno pracuje...

Po raz drugi spotyka się pani z Martą Ogrodzińską. Z jakim reżyserem pracuje się najlepiej?

Najlepiej pracuje się z reżyserem, który mnie rozumie i już trochę zna. Jednocześnie chce, bym go zaskakiwała. Reżyser i aktor powinni iść tą samą drogą, powinni też słuchać się nawzajem. Pracowałyśmy z Martą przy moim pierwszym monodramie "Patty Diphusa". Pomyślałam, że to będzie następny wspólny krok. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

W "Patty Diphusa" gra pani kobietę Almodovara. Lubi go pani?

Pewnie, że tak! Uwielbiam. To odlotowy facet (śmiech). Każdy jego film wyprzedzał epokę. Almodovar przekracza normy, formy, wchodzi w niedostępne innym rejony. Poza tym doskonale portretuje kobiety dojrzałe. Żaden teatr w Polsce nie

chciał wystawić "Patty...", bo Almodovar nie jest grzeczny. Pokazy przedpremierowe odbyły się dzięki zaufaniu i otwartości Krystiana Legierskiego, szefa klubu Le Madame. Miejsca dziś już niestety zamkniętego, z czym do teraz nie mogę się pogodzić.

"Patty Diphusa" zrealizowała pani pod szyldem Teatru Rozmaitości. "Marilyn..." realizuje w teatrze Krystyny Jandy. A jednocześnie grywa pani w farsach w Teatrze Kwadrat. Krytyka demonstracyjnie omija to miejsce.

Omija, bo nie jest zapraszana. To typowo rozrywkowy komercyjny teatr. Nastawiony na zabawianie ludzi. Ma swoją wierną publiczność, nadkomplety. Myślę, że jego zamknięcie na krytykę wynika z dobrego samopoczucia. Po co ma przychodzić krytyk i "psuć spektakl" ? A propos - krąży taka anegdota, że jeżeli ktoś z publiczności w Teatrze Kwadrat nie śmieje się na premierze, to jest to właśnie krytyk. Przez siedem sezonów byłam tam na etacie i szczęśliwie nie miałam żadnej recenzji. Zorientowałam się, że się nie rozwijam i że nie chcę dożyć emerytury w ten sposób. Po prostu postanowiłam przesiąść się do innego pociągu.

- Marilyn to dla pani rola ważniejsza od pozostałych?

Po pierwszym monodramie wydawało mi się, że z następnym powinno być już łatwiej, że już coś na ten temat wiem. Ale praktyka uczy, że wcale tak nie jest. Bycie na scenie sam na sam z publicznością jest szalenie trudne. Trzeba utrzymać uwagę widza przez ponad godzinę. Teraz na scenie rozmawiam z papieżem. Zadaję mu trudne pytania, spieram się. I jeszcze pragnę od niego błogosławieństwa...

I dostaje pani?

Tak. Marilyn nie jest w niebie, ani w piekle, to raczej czyściec. Tam czeka na błogosławieństwo. Ten spektakl daje siłę.

Marilyn Monroe była wewnętrznie rozdwojona. To zupełnie jak pani. Jedna Ewa Kasprzyk grywa w "Złotopolskich", "Magdzie M.", a druga wystawia Almodovara...?

Gra w serialach też jest zawodowym doświadczeniem. Do "Złotopolskich" mam duży sentyment, bo właśnie rola Dony dała mi popularność. Staram się odbić od jej wizerunku, nie chcę być jednorodna. Z drugiej strony publiczność bardzo często przychodzi do teatru właśnie "na nazwisko" aktora. Seriale dają aktorom finansową swobodę robienia innych rzeczy. A poza wszystkim, czy to nie jest intrygujące i naprawdę zabawne: rano święta, a wieczorem dziwka...?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji