Artykuły

Minister Gliński bierze antysemityzm w cudzysłów. Wywiad z "Sieci" to coś więcej niż kuriozum

Użyte przez Ziemkiewicza słowo "parchy", owszem, razi nieco uszy profesora Piotra Glińskiego, ale jednocześnie cieszy się on, "że w Polsce jest tylko taki >>antysemityzm<<". Wywiad z "Sieci" to nie kuriozum - skrajne zaplecze PiS właśnie bada, jak daleko może się posunąć - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Czy takie filmy muszą wciąż powstawać?" - pyta zatroskany dziennikarz ministra. Ten odpowiada: "Nie będę z powodu innych poglądów niczego cenzurował. Nie będę zabraniał twórcom robienia nawet głupich filmów".

Dziennikarz to Jacek Karnowski, współwłaściciel imperium medialnego obejmującego portal wPolityce, internetową telewizję wPolsce czy tygodnik "Sieci", którego sprzedaż gwałtownie spada mimo hojności reklamodawców - spółek skarbu państwa. Rzeczona rozmowa ukazała się w poniedziałkowym numerze pisma.

Film to nagrodzona właśnie w Berlinie "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej.

Pełen dobrotliwej, ojcowskiej tolerancji minister - to rzecz jasna wicepremier Gliński. Powiada on: "Cenzura w Polsce skończyła się w 2015 roku". Nie byłby sobą, gdyby jednak nie dodał: "Choć tam, gdzie granice wolności innych ludzi i praw wspólnoty są ewidentnie przekroczone, np. w kwestii prowokacji Frljicia, podejmowałem trudne, lecz konieczne decyzje".

Przypomnijmy te decyzje. Gliński odbierał przyznane już dotacje festiwalom, które zdecydowały się zaprosić do jakiejkolwiek współpracy reżysera "Klątwy" z Teatru Powszechnego.

Teatralna cenzura (która, jak wynika z rozumowania Glińskiego, nie jest cenzurą, tylko "podejmowaniem trudnych decyzji") i oburzenie na polskie kino to nie są nowe tematy. Wałkowaliśmy je, zresztą w dużej mierze dzięki ministrowi, przez całe ostatnie dwa lata.

Cudzysłów Glińskiego

W rozmowie Karnowskiego z Glińskim mamy jednak nowe wątki. Naczelny "Sieci" szczuje nie tylko na artystów, ale atakuje Muzeum Historii Żydów Polskich "Polin", które na wystawie o Marcu '68 umieściło wydruki tweetów z przykładami współczesnego antysemickiego języka. Niektóre, uważa Karnowski, znalazły się tam "na bardzo, bardzo wątpliwych podstawach".

O jakie "wątpliwe podstawy" chodzi? W głośnym wpisie na Twitterze celebrytka Magdalena Ogórek odpytywała senatora Marka Borowskiego, dlaczego zmienił nazwisko z Berman, i imputuje mu związki ze stalinowskimi zbrodniarzami (w rzeczywistości nazwisko zmienił ojciec senatora Wiktor, komunista, dziennikarz, założyciel "Życia Warszawy").

W innym tweecie publicysta Rafał Ziemkiewicz pisał o protestujących przeciw nowelizacji ustawy o IPN, że to "paru głupich względnie chciwych parchów".

Użyte przez założyciela stowarzyszenia Endecja słowo "parchy", owszem, razi nieco uszy profesora Glińskiego, ale jednocześnie cieszy się on, "że w Polsce jest tylko taki antysemityzm".

Nie spodziewam się już wiele po obecnym ministrze kultury. Jak jednak można stawiać polski antysemityzm w ironicznym cudzysłowie po tym wszystkim, co zaszło w ostatnich miesiącach?

Po telewizyjnym linczu na profesorze Sandauerze w studiu TVP, po kampanii nienawiści wobec dyrektora Muzeum Auschwitz (zresztą Karnowski podaje w wątpliwość zgodność jego wystawy z "polskim doświadczeniem"). Wreszcie po okrzykach "koniec wesela, wracajcie do Izraela" pod Teatrem Powszechnym i "zdejmij jarmułkę, podpisz ustawę" pod Pałacem Prezydenckim?

Ministrze, rób porządek!

Wywiad z "Sieci" mógłby być jedynie anegdotą na felieton, dziennikarskim kuriozum. Jest czymś więcej - modelowym przykładem strategii wojen kulturowych na dzisiejszej prawicy. Tak rozegrała się dewastacja Starego Teatru w Krakowie czy odwołanie przed końcem kadencji dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

Minister niby tonuje nastroje, na tle dociskającego go z prawej Karnowskiego wychodzi przecież na umiarkowanego konserwatywnego liberała. "Stoi na straży wartości", ale zarazem "zachowuje rozsądek" i przypomina o procedurach. To tylko kolejni "niepokorni" dziennikarze i działacze Klubów "Gazety Polskiej" czy Reduty Dobrego Imienia biją na alarm i domagają się zrobienia porządku.

A minister po prostu wychodzi im naprzeciw - bo to przecież głos "wspólnoty", której praw Gliński broni.

Ile dywizji ma pluralizm

Skrajne (co nie znaczy, że dziś marginalne) zaplecze PiS właśnie bada, jak daleko może się posunąć w sprawie Muzeum Polin. Wywiad Karnowskiego to tylko jeden z takich głosów w ostatnim czasie. Gliński na razie uspokaja. Wie, że muzeum jest publiczno-prywatne i na wszelkie zmiany musiałoby się według prawa zgodzić Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce, które zgromadziło miliony dolarów na wystawę od polskich, amerykańskich i żydowskich darczyńców.

"Musimy takie rzeczy wytrzymywać, żyjemy w pluralistycznym społeczeństwie. Nasi zwolennicy też muszą to zrozumieć"

- tłumaczy cierpliwie, znów jak dobry ojciec, minister. A może tylko puszcza oko? Do pluralizmu obecna władza ma przecież podobny stosunek co do prawa.

Gliński zdaje się mówić, że nie jest co prawda cenzorem, ale... Że "parchy" to za dużo, ale... Że antysemityzm w Polsce istnieje tylko w cudzysłowie. I że "pluralistyczne społeczeństwo" trzeba jakoś wytrzymać.

Wierzę, że pluralistyczne społeczeństwo w Polsce wytrzyma i Karnowskiego, i Glińskiego. Ale szkody, które obaj wyrządzą w międzyczasie, naprawiać będziemy latami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji