Artykuły

Adam Orzechowski: Nie uprawiam teatru politycznego

- Realizuję "Śmierć białej pończochy", bo głęboko wierzę w jej potencjał teatralny i język. A co najważniejsze, wierzę w jej, niestety, ciągle aktualny przekaz - mówi Adam Orzechowski, dyrektor Teatru Wybrzeże i reżyser najnowszego spektaklu w repertuarze gdańskiej instytucji.

Przemysław Gulda: Marian Pankowski to kolejny nieco zapomniany autor, którego Teatr Wybrzeże "reaktywuje". Czemu warto to zrobić?

Adam Orzechowski: My w Teatrze Wybrzeże akurat o Pankowskim nie zapomnieliśmy. Przypomnę, że kilka lat temu mieliśmy premierę "Księdza Heleny" - u nas ten dramat grany był pod tytułem "Ksiądz H". Poza tym z zapomnianymi autorami jest tak, że jednych zapomina się słusznie, bo byli albo przereklamowani za życia, albo na tyle zmienił się język teatru, że ich utwory tracą rację bytu. Ale są i tacy autorzy, a do nich zaliczam właśnie Pankowskiego, którzy mimo niewątpliwej wartości literackiej bądź teatralnej z różnych powodów nie mogą zadomowić się w teatrze. I takich autorów warto przywracać scenie, bo może to być szansa nie tylko dla ich twórczości, ale także dla teatru. Innymi słowy, realizuję "Śmierć białej pończochy", bo głęboko wierzę w jej potencjał teatralny i język. A co najważniejsze, wierzę w jej, niestety, ciągle aktualny przekaz.

Co pana szczególnie zainteresowało w tym tekście?

- Historia. Ale nie przez wielkie "h", tylko ta widziana z perspektywy pojedynczego człowieka, w tym wypadku 12-letniej królowej Jadwigi, która w dramacie Pankowskiego jest dzieckiem złożonym na ołtarzu państwa i narodu. Ikonografia, a nawet szerzej - cała legenda powstała po śmierci Jadwigi pomijała wiele biograficznych wątków, jak choćby ślub Jadwigi z młodym Wilhelmem Habsburgiem, który przed powstaniem unii polsko-litewskiej unieważniono, a z upływem wieków niemal zupełnie o nim zapomniano. Dlatego dramat Pankowskiego jest również o "powstawaniu" historii, o tym, jak konstytuuje się określona narracja historyczna, która nie tylko nie obejmuje, ale często nie chce objąć złożoności zjawisk historycznych, pozostawiając je wyłącznie w rękach zamkniętych w swoich katedrach i bibliotekach profesorów. I mówię to bynajmniej bez ironii, raczej ze smutkiem niż satysfakcją.

To spektakl historyczny. W jaki sposób wpisuje się - albo raczej: jak bardzo nie wpisuje się - w obecną politykę historyczną, uprawianą przez polski rząd?

- Żyjemy w czasach, w których bieżąca polityka dotyka nas na powiększającej się ilości pól. Nie jestem specjalnie rozpolitykowany, nie uprawiam teatru politycznego, ale coraz częściej łapię się na tym, że różne nasze gesty, szczególnie te w przestrzeni publicznej, robią się nachalnie polityczne.

W tym sensie i jeszcze pewnie w kilku innych ten spektakl może dialogować z bieżącą polityką historyczną.

Historia często, może nawet zawsze, jest wykorzystywana do bieżących celów, a "Śmierć białej pończochy" dyskutuje z przyjmowanymi za pewnik oczywistościami, nakłuwając jednocześnie wiele balonów naszego rozbuchanego ego.

Ciało jest ważnym elementem tej historii, bardzo odważny jest też plakat przedstawienia. Czy w pana przedstawieniu będzie dużo erotyki?

- Zależy jak zdefiniować erotykę. Jeśli erotyka jest czymś, co ma nas podniecać, to raczej w tym zakresie nie będzie występować w moim spektaklu. Ciało już od dawna odgrywa istotną rolę w teatrze, staje się metaforą, obrazem kondycji człowieczego bytowania. I jako takie wywołuje w nas przedziwne, czasem skrajne emocje. Aktor to twórca, którego tworzywem jest ciało.

U nas To Ciało - Człowiek staje się obiektem pożądania, jest uprzedmiotowiane, aż w końcu staje się ofiarą.

A jeśli chodzi o plakat, to stanowi on artystyczną formę interpretacji tekstu, dokonaną przez innego artystę, w tym wypadku plastyka. Autorem naszego plakatu jest Wiesław Wałkuski, wybitny twórca plakatu. Zdaję sobie sprawę, że plakat może być odbierany jako kontrowersyjny, ale ze sztuką tak chyba powinno być, że jest niejednoznaczna i budzi emocje.

Główną bohaterką dramatu Pankowskiego jest 12-letnie dziecko, co jest w jakimś sensie wyzwaniem dla reżysera. Jak pan sobie poradził z tym problemem?

- Rolę 12-letniej dziewczynki powierzyłem zdolnej, profesjonalnej aktorce, która od niedawna jest w naszym zespole - Magdzie Gorzelańczyk. Gra oczywiście nie tylko dziecko. To bardzo trudna i wymagająca rola, a konwencja tego spektaklu sprawia, że wszystko powinno być wiarygodne. Czy jest to wyzwanie dla reżysera? Pewnie tak, ale w tym przypadku największym wyzwaniem jest język. Znalezienie właściwego języka naszej opowieści jest niezwykle trudne, bo mówimy o historii, o naszych władcach, o dziecku i dojrzałym mężczyźnie, o sprawach wiary itd., itd., a mówimy językiem na wskroś groteskowym.

W spektaklu będzie można zobaczyć nowe twarze gdańskiego zespołu, m.in. po raz pierwszy na wybrzeżowej scenie Agatę Woźnicką. Co sprawiło, że chciał pan, aby stała się etatową aktorką Teatru Wybrzeże?

- Bo mimo młodego wieku jest obdarzona dojrzałą i wyrazistą osobowością sceniczną. Wierzę w jej talent i mam nadzieję, że nasi widzowie sami się o tym będą mogli niebawem przekonać.

***

"Śmierć białej pończochy", Marian Pankowski, reż. Adam Orzechowski, dramaturgia: Radosław Paczocha, scenografia: Magdalena Gajewska, muzyka: Marcin Nenko, wystąpią m.in.: Dorota Androsz, Agata Woźnicka, Magdalena Gorzelańczyk, Krzysztof Matuszewski, Duża Scena Teatru Wybrzeże, Gdańsk, Targ Węglowy, premiera: sobota, 24 marca, godz. 19, bilety: 100 zł, kolejne spektakle: niedziela, 25 marca, godz. 19, bilety: ulgowe - 30 zł, normalne - 40 zł, wtorek, środa, 27-28 marca, godz. 19, bilety: ulgowe - 25 zł, normalne - 30 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji