Artykuły

Erotyką przepełnione jest całe to dzieło

W Operze Bałtyckiej w Gdańsku trwają próby do "Orfeusza w piekle" Jacquesa Offenbacha. - Udowodnię, że humor tej operetki się nie zestarzał, że wciąż aktualne jest też pytanie, które tu się stawia: Czym jest szczęście? Ale i kwestie związane z zakłamaniem, hipokryzją władzy - mówi reżyserka Maria Sartova.

Przywozi nam Pani z Paryża kawałek starego, dobrego Paryża?

- Absolutnie tak! To realizacja oparta o francuskie tradycje. Może trochę uwspółcześniona, ale libretto pozostaje bez zmian. Wszystko jest tak, jakby tego chciał Offenbach.

Francuski styl.

- Scenografia jest dość abstrakcyjna, oparta nieco o surrealistyczne malarstwo Magritte'a. A kostiumy, które są niejako pomostem między realnością a onirycznością, sprawią, że wątek mitologiczny stanie się wysublimowany, niedosłowny.

Realizując dzieła francuskich autorów lub te bliskie Francji zawsze stara się pani wpleść w nie elementy kultury francuskiej.

- Żyjąc w Paryżu już ponad 40 lat jestem przepełniona atmosferą i tego miasta, i kraju. Nie mam zresztą zamiaru od tego uciekać, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza jeśli dzieło zostało napisane z myślą o Francji. Tak było z "Cyganerią" tak będzie z "Orfeuszem w piekle". Wiele lat temu debiutowałam w tej operetce i dziś, muszę przyznać, nie do końca rozumiałam o czym

śpiewam. To była adaptacja z wątkami dotyczącymi współczesnej polityki, realizatorzy zgubili gdzieś po drodze finezję utworu, jego charakterystyczny humor, ponadczasowy dowcip, wszystko to, co oprócz muzyki sprawia, że operetka ta należy do najważniejszych dzieł kultury francuskiej. Udowodnię, że humor w "Orfeuszu w piekle" nie zestarzał się, że wciąż aktualne

jest też pytanie, które tu się stawia: Czym jest szczęście? Ale i kwestie związane z zakłamaniem, hipokryzją władzy.

"Orfeusz w piekle" to jednak przede wszystkim dobra zabawa.

- Wyłącznie! Wystarczy po prostu poddać się lekkości tego dzieła, jego komizmowi, tej zaskakującej abstrakcji, tej zabawie mitologią...

...i spokojnie czekać sobie na kankana.

- Zależało mi, by szaleństwo, które jest właściwe tej operetce posunąć do granic, by zabawić się tu wszystkim. Więcej nie zdradzę. Mogę tylko zapewnić, że nie będzie tu żadnego wydziwiania, żadnej dzikiej, twardej współczesności. Bo też jest ona i nieciekawa, i niezabawna.

Realizację z 1874 roku w "Le Figaro" podsumowano: "nikt w Paryżu nie wykazał dotychczas tyle dobrego smaku i dowcipu w rozebraniu tancerek: wszystkie są nagie, a jednak przyzwoite".

- (śmiech) Aż tak daleko nie mogłam się posunąć. Nie chciałam narażać tancerek na stres. Jak wiemy, są bardzo pruderyjne. Mogę jedynie zapewnić, że w naszej realizacji kankan nic a nic nie straci na swej erotyce. Zresztą jest nią przepełnione całe dzieło Offenbacha. To zabawa wolnością.

Czyli jednak stary dobry Paryż... Czym jest dziś dla pani to miasto?

- Obserwuję jak się zmienia. Kiedy tu przyjechałam Paryż był brudny i swobodny, potem zrobił się trochę czystszy, ale mniej swawolny.

Nie wiadomo co lepsze...

- (śmiech) Teraz znów jest brudny, natomiast nie ma już w sobie tej wolności, tego porywu. Przemianę wyczuwa się na każdym kroku. Na szczęście, została tolerancja, za którą Francję cenię, ale to już nie to, co było wtedy, gdy postanowiłam zostać tu na zawsze.

Lepiej o Paryżu marzyć niż tam żyć?

- To miasto trudne do życia. Obrazki, które widzimy w filmach Woody'ego Allena nie do końca zgadzają się z rzeczywistością.

To w Paryżu poznała pani swojego mistrza, wybitnego reżysera operowego Bronisława Horowicza.

- Byłam jego asystentką w radiowych produkcjach teatralnych. Nauczył mnie wielu rzeczy, inspirował. Choć w kwestiach artystycznych nie zawsze się zgadzaliśmy, wiele mu zawdzięczam.

Jego duch czuwa nad realizacją "Orfeusza" w Gdańsku?

- Boję się, że nie... (śmiech) Horowicz miał w sztuce swoje świętości, wiernie trzymał się pewnych konwencji, zasad ustanowionych przez twórców. Dziś możemy pozwolić sobie w interpretacji na więcej swobody. Co nie znaczy, że należy łamać tradycje rutynowo. Są libretta napisane tak znakomicie, tak osadzone w epoce, że zbrodnią byłoby w nie ingerować.

Podczas rozmowy towarzyszy nam pani miły pies...

- Czasem nawet uczestniczy w próbach. To pies, który w ogóle nie reaguje na dźwięk. Nawet jak źle śpiewają!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji