Połowa sukcesu
Czy szaleństwo może być zwyczajne? To sprzeczność sama w sobie, bo albo coś jest zwyczajne, czyli normalne..albo szalone, czyli od tej normy odbiega. Tymczasem żaden z bohaterów tego spektaklu nie jest całkiem normalny, ergo: nienormalność jego świata staje się swoistą powszedniością. Zelenka już od pierwszej sceny łapie widza za przeponę, łechce i nie popuszcza. Oto bohater, Piotr (Jan Jankowski), trzydziestoparolatek, pyta przyjaciela, co zrobić, by wróciła do niego dziewczyna. Jego kumpel Mucha (Waldemar Barwiński). który od miesięcy nie wychodzi z domu, współżyje płciowo z odkurzaczem i umywalką, radzi: ucięte włosy ukochanej wygotuj w mleku, ususz, spal i rozsyp w miejscu, gdzie pierwszy raz ją zobaczyłeś. A jak się nie uda, to jest jeszcze sposób romantyczny - nadaj się w paczce na jej adres z dopiskiem "do rąk własnych". Tenże Mucha po kolejnym zawodzie miłosnym omal nie zaonanizuje się do wykrwawienia, a jego przyjaciele Piotr i Jana (Małgorzata Kożuchowska), zatrzaśnięci w windzie i zajęci sobą, zapominają o rannym.
Absurd niczym uporczywy ból zęba narasta. Zaczynają się zazębiać wątki - sfrustrowany ojciec Piotra (Władysław Kowalski), człowiek skompromitowany jako lektor zideologizowanych kronik filmowych, dzwoni pod przypadkowo wybrany numer i w ten sposób poznaje 30 lat młodszą artystkę, sfrustrowaną alkoholiczkę, która wyciąga go na piedestał. Matka Piotra (Jadwiga Jankowska-Cieślak) zajmuje się wycinaniem artykułów o wojnie w Czeczenii i bieganiem do stacji krwiodawstwa. Gdy już nie chcą od niej nazbyt rozrzedzonej krwi, zmusza Piotra, by sam jej pobrał 200 gramów i przechowywał, a nuż się komuś przyda. W końcu ląduje w psychiatryku, gdzie jest "bardzo przyjemnie". Piotr z kolei pada ofiarą sąsiadów (Dominika Ostałowska i Krzysztof Dracz), którzy do uprawiania seksu potrzebują obserwatora. I dręczą go halucynacje: przemawia do niego koc z kanapy i manekin (cudownie wdzięczna Dominika Kluźniak). Oba przedmioty podają się za inspiracje, z których bohater nie korzysta. Postanowiwszy wreszcie skorzystać, zwalnia się z roboty u szefa-pedofila i zaczyna układać wiersze. Zelenka jest mistrzem konstrukcji - każdy poruszony temat powraca, domagając się rozwinięcia lub puenty. Tekst (przekład Krystyny Krauze) i aktorskie etiudy są główną zaletą trochę rozlazłego przedstawienia.
Zastanawiam się, czym różni się Zelenka od młodego Mrożka, jedynego z naszych dramatopisarzy, który 40 lat temu zabijał widownię podobną dawką śmiechu i absurdu. Otóż postaci Zelenki to nie są figury na szachownicy, które odgrywają precyzyjnie wyspekulowane przez autora role. To ludzie z krwi i kości, idealny materiał dla dobrych aktorów. Można się do nich przywiązać, choćby mignęli w jednej scenie jak Anusia (Agata Kulesza), sprzątaczka zwariowana na punkcie baletu. Agnieszka Glińska z pomocą Władysława Kowalskiego udowodniła nie pierwszy raz, że ma dar obsadzania. A, jak wiadomo, dobra obsada to przynajmniej połowa sukcesu.