Artykuły

Teatr. Henryk Ibsen "Nora"

Gdyby przedstawienie Agnieszki Olsten pokazano w Teatrze Narodowym 1 kwietnia - wszystko byłoby jasne. "Nora" sprawia bowiem wrażenie dobrego żartu. Zapowiadano spektakl ostro feministyczny, radykalizmem prześcigający nawet zamierzenie samego Ibsena. Olsten problem feminizmu odłożyła na bok i tak poprowadziła aktorów, by tekstu zbytnio nie interpretowali, za to zajęli się raczej niezwykłymi działaniami scenicznymi. A to mecenas Helmer Mariusza Bonaszewskiego i podobno nieuleczalnie chory doktor Rank Macieja Kozłowskiego uprawiają wrestling jak zawodnicy ekstraklasy, a to Nora Doroty Landowskiej, zamiast tańczyć tarantelę, wykonuje figury znane raczej z koncertów zespołów death metal. Bezwzględny ponoć Krogstad, zamiast szantażować Norę, uderza w płacz.

Pysznym kawałem jest takie ustawienie świateł, aby połowa przedstawienia rozgrywała się poza ich zasięgiem. I oprawa muzyczna towarzysząca akcji w nieoczekiwanych chwilach swoją monotonią przywodząca na myśl awarię klimatyzacji. Śmieszy scenografia przypominająca zaplecze podrzędnego biura.

Premiera "Nory" odbyła się jednak po prima aprilis. Jeśli zaś pomyśleć, że bezmyślny spektakl Olsten pokazano w Narodowym niedługo po wspaniałym "Tartuffie", to ta premiera nie powinna była się odbyć. Narodowy do czegoś zobowiązuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji