Artykuły

Sztuka o konieczności wybierania

W głębi sceny pomost z desek, na który prowadzą trzy pary prymitywnie skleconych schodów. Owo wzniesienie przesłonięto jest kurtynką - gdy się uchyli, dobiegną nas odgłosy jubileuszowej uroczystości. Kogoś fetują, komuś wręczają order. Za chwile wbiegnie profesor Szczujniak - rozpoznamy go zresztą dopiero później, w planie właściwej akcji - dyrygując wnoszeniem kwiatów...

Teraz orientujemy się dokładniej: jesteśmy jak gdyby na zapleczu sceny, uroczystość zaś odbywa się na proscenium. Konsekwentnie rzecz biorąc wszystko co zobaczymy, zobaczymy, od strony kulis, od strony - niejako mniej oficjalnej, mniej przeznaczonej na pokaz.

Szkolny chór intonuje piosenkę ku czci zasłużonego pedagoga. Chłopięcy głos zmaga się właśnie z partią solową, gdy bohater schodzi ku nam powolnym, wahającym się krokiem. Zdejmuje okulary, przeciera zmęczone oczy, zasłuchuje w melodię, czy może raczej po prostu w siebie. Zaczyna się wielka retrospekcja.

Sztuka Jana Pawła Gawlika "Wybór", którą Teatr Nowy otworzył nowy sezon 1364/65, a przygotował między innymi z myślą o Festiwalu Sztuk Współczesnych we Wrocławiu, oparta jest właśnie na jednej wielkiej retrospekcji. Wznawiając bieg czasu od lat wojny po dni nam współczesne, podejmuje jeden wiodący temat w y b o r u, zarazem stanowi coś w rodzaju kroniki dwudziestu i kilku lat. Kroniki, przyznajmy, skrajnie uproszczonej, jedynie sygnalizującej mnogość problemów i sytuacji, będącej czymś w rodzaju wielkiego repetytorium z nauki o Polsce współczesnej, mającej jednak tę teatralną solę, iż rejestruje wydarzenia, widziane przez pryzmat indywidualnych losów bynajmniej nie schematycznego bohatera.

Adam Majewski, skromny nauczyciel z niedużej osady w centralnej Polsce, należy wprawdzie do tych - dość chyba typowych - inteligentów, którzy usiłowali przeżyć wojnę z czystymi rękoma, aby dopiero później zobaczyć o co te ręce zaczepić; zarazem jednak jest w nim szlachetny, trochę nawet histeryczny upór domagania się prawdy i ciągłego szukania moralnych racji bez oglądania się na koniunkturę chwili. Jest w nim, chwilami coś z Don Kichota, tyle tylko że siedzącego na realnej barykadzie, nic więc dziwnego, że strzelają doń ze wszystkich stron. Poniewierają nim Niemcy, "pułkownik" z jakiejś pro-londyńskiej organizacji, czupurny porucznik Urzędu Bezpieczeństwa, koledzy pedagodzy w ramach nad czujności... Autor mnoży sytuacje drastyczne, skrajne, zarazem podsuwa bohaterowi skłonnych do dyskusji partnerów, wciąż i wciąż powtarzając słowo "wybór".

- Musisz wybierać musicie wybierać, każdy musi wybierać - woła autor, szczęśliwie jednak darowuje nam chwilę "przełomu", która w schematycznej literaturze nieodwołalnie następowała po którejś tam dyskusji. Aczkolwiek bowiem świadomy wybór był z pewnością tym cenniejszy, im dawniej, w im bardziej złożonej politycznie sytuacji nastąpił, to suma negatywnych wyborów nieodwołalnie musiała zaprowadzić profesora Majewskiego nie gdzie indziej, a do naszego obozu.

Nie kolaborował, a uczył. Nie sypnął, zagrożony śmiercią, ukrywającego się w jego domu komunisty. Nie próbował wraz z "pułkownikiem"? przedzierać się lasami na zachód. Nie uciekał przed organami bezpieczeństwa, mimo że domyślał się posądzenia o kontakty. Nie, nie i nie - zarazem, jako program pozytywny - uparta walka o budowę nowej szkoły, oraz - jak się można domyślać - o nowe metody nauczania. Jak na komunistę może to za mało, Gawlik nie kreuje jednak Majewskiego komunistą; pokazuje po prostu, iż w wielkiej wirówce dwudziestolecia jedynie zupełne męty musiały zostać odrzucone.

Pewien drażniący wszystkoizm, oraz bladość peryferyjnych postaci - czasami jedynie ratowanych przez reżysera i aktorów - ciążą, rzecz jasna, na tej sztuce, mimo wszystko powinna ona trafić do widza, jak trafiają doń filmowe "chwile wspomnień". Zwłaszcza, że Tadeusz Minc dał spektakl bardzo logiczny i czytelny, zwłaszcza w scenach zbiorowych (może tylko upostaciowane zjawy umarłych zbyt trąciły złą odmianą teatralnej "szaniawszczyzny") nie bojąc się dyskretnych chwytów komediowych, które wręcz uratowały scenę zebrania, a przede wszystkim scenę prze słuchania.

Z mnogich epizodów najbardziej zapadł w pamięć Wierzba grany przez Bogusława Sochnackiego, jeszcze Major (Ludwik Benoit) i Dziewczyna (Wanda Chwiałkowska).

Jan Zdrojewski w ogromnej roli Adama trochę niepotrzebnie histeryzował i krzyczał, na ogół jednak pewnie przebrnął przez liczne wiry i mielizny roli.

Scenografia Henri Poulaina, początkowo bardzo przypominająca modną dziś "luźną zabudowę" sceny - z tokiem akcji tłumaczyła się coraz logiczniej: stylizowane na szkolne rysunki obrazki w głębi sceny nie przemówiły jednak do mnie ani razu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji