Artykuły

"Wybór"

Istnieją sytuacje w życiu jednostek i w życiu całych narodów, w których należy dokonać - wyboru. Polacy na przestrzeni dziejów stali nader często wobec alternatywy i musieli dokonywać wyboru, który miał zadecydować o dalszych ich losach. Nie, stanowczo nie jesteśmy rozpieszczani przez historię!

Okresem wielkiej próby dla całego narodu i dla wielu z nas była ostatnia wojna i okupacja. Wybierało się między rezygnacją i nadzieją, lojalnością i oporem, tchórzostwem i odwagą, podłością i bohaterstwem, a wreszcie między wstecznictwem i postępem. Sztuka dramaturga krakowskiego Jana Pawła Gawlika, dającego się po raz pierwszy poznać bezpośrednio łódzkiej publiczności, jest rzeczą o tej właśnie konieczności wyboru.

Bohater "Wyboru" - Adam, inteligent wiejskiego pochodzenia, nauczyciel, człowiek przeciętnej odwagi, ale nieprzeciętnie oddany misji swojego zawodu, staje wobec konieczności decydowania, po której stronie się opowiedzieć. Czasy są trudne, przewartościowują się mity i ideologie, a wybór zgodny z przekonaniami i sumieniem może oznaczać cierpienie lub wręcz utratę życia.

Mimo to Adam wybiera. Bierze na siebie wszystkie konsekwencje tego czynu, pozostaje wierny samemu sobie. I w efekcie zwycięża. Czy zwycięża? A w każdym razie czy zwycięstwo nie jest zaprawione sporą dozą goryczy? Nie ma w nim przecież nic z cynizmu i karierowiczostwa. Order, przemówienia i wiwaty na jubileuszu nie przesłonią mu innych faktów. Że wokół niego skacze koniunkturzysta Szczujniak. Że otacza go wiele nieszczerości. Że dzieci nie są wprawdzie zakłamane, ale że chórem ich dyryguje ręka prof. Pinderowej...

I kiedy Adam samotnie opuszcza uroczystość jubileuszową, stąpa krokiem ciężkim, powolnym, jakby dźwigał na sobie wszystkie doświadczenia przeszłości. W uszach jego brzmią jeszcze odgłosy bratobójczych strzałów i słowa pełne jadu i nienawiści. A przecież... przecież ma jednocześnie poczucie, że wybór jego był słuszny, i że gdyby przyszło jeszcze raz wybierać...

"Wybór" Gawlika Jest sztuką Współczesną. Nie tyle w formie, gdyż ta jest raczej tradycyjna, Me w treści, która stara się odpowiedzieć na węzłowe pytania naszej narodowej współczesności. Naród polski dokonał wyboru. Tak samo jak Adam. Tak też jak on odczuwamy, że dwudziestolecie, które mamy za sobą, było ciężkie, chwilami nawet okrutne. Mamy jednak świadomość, że dokonaliśmy jedynego słusznego wyboru i że nie musimy się naszej przeszłości wstydzić.

W sztuce Gawlika jest wiele odwagi w spojrzeniu na okres błędów, jest wiele żarliwości w dowodzeniu słuszności sprawy, po której stronie angażuje się jej bohater. Miejscami bierze górę publicystyka, ale tu w sukurs przychodzi reżyser.

Tadeusz Minc wraz ze scenografem Henri Poulainem (jaki to dobrze zgrany duet!) znaleźli wydaje się bezbłędny klucz inscenizacyjny dla "Wyboru". Proste schody i podesty umożliwiają przenoszenie się akcji sztuki w miejscu i w czasie bez zmiany dekoracji. Tylko ekran ze zmiennym obrazem w tle sceny koresponduje z upływem czasu i z charakterem wydarzeń.

Reżyseria szczególnie celna zarysowuje się w scenie na cmentarzu. Ocieramy się wprost o kawałek teatru dużego formatu. Brzmią tu echa teatru romantycznego, wzbogacone chyba o doświadczenia włoskiego neorealizmu. Tłum wiejski śpiewający egzekwie symbolizuje cały tragizm dotkniętego nieszczęściami wojennymi narodu. W to tło reżyser wcina krótkie, pełne dynamicznego ładunku rozmowy i wydarzenia. Jest to scena wręcz znakomita.

Bardzo dobrze rozwiązanie są również sceny w UB i sądu (pożal się Boże!) koleżeńskiego nad Adamem w szkole. W sumie mamy do czynienia z przedstawieniem zwartym, ściśle ujętym w nowelową ramę, klarownie oddającym intencje autora. Może tylko podyskutowałbym z zakończeniem. Czy po wyjściu zza kurtynki i przejściu ciężkim krokiem przez scenę Adam ima istotnie jeszcze coś do powiedzenia na proscenium?

Jan Zdrojewski w roli głównej ma na swoich barkach dużą część odpowiedzialności za całość przedstawienia. On jeden przez cały czas nie schodzi ze sceny. Na nim bez przerwy skupia się uwaga widza. Jego Adam jest typem inteligenta-nerwowca, o przejrzystej uczciwości, chwilami może nieco zbyt krzykliwego. W sumie udało się aktorowi stworzyć przekonywającą postać pozytywnego bohatera. To, obok inscenizacji, decyduje o powodzeniu spektaklu.

Z innych wykonawców wspomnieć należy Eugeniusza Kamińskiego za prawdziwą postać watażki-pułkownika, Bogusława Sochnackiego i Ludwika Benoit, którym udało się oddać dwie kontrastujące postawy oficerów bezpieczeństwa. Dobrosława Matera jako oślizłego prof. Szczujniaka, Celinę Klimczak za świetny epizod prof. Niemczykowej i Józefa Pilarskiego za przezabawną, choć niemal niemą rolę prof. Marchewki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji