Artykuły

>>Sprawa<< Suchowo-Kobylina

POSTACIE "Sprawy" grupują się jako Nicości czyli osoby prywatne, Podwładni (urzędnicy), Siły i Władze - jest to zatem komedia administracji państwowej.

Treścią sztuki są dzieje pewnej łapówki.

Intryga sprowadza się do legalnej grabieży ostatnich 30 000 u "podejrzanych" Muromskich.

Na akcję, najmniej wymyślną, najprostszą z możliwych, składają się trzy audiencje u potentatów. Są to trzy pasje petenta. U szczytu Kalwarii Nicość, której "chlusnęła w usta prawda wraz z krwią", pada i umiera.

Zmartwychwstania nie będzie. Osoba Prywatna zahacza swym krzyżem Boga, Cara, sprawiedliwość społeczną. Wszystkie moce, podtrzymujące wiarę ludzką, kruszą się po kolei w tej groźnej komedii.

Konfliktu w "Sprawie" nie ma. Nie ma tu żadnego osobistego, indywidualnego starcia się ludzi, stojących w centrum zainteresowania stron. Nikt bowiem nie stoi w centrum. Bohaterowie są dla siebie anonimowi. Nie darmo, a dzieje się tak nie tylko ze względów cenzuralnych, niektórym z nich, i to decydującym, autor odmówił nawet nazwiska.

Jest w sztuce scena ilustrująca charakter tej anonimowości. Urzędnik Tarełkin pokazuje Muromskiemu ulicę.

TAREŁKIN ... proszę popatrzeć, czy wielu jest ludzi na Newskim?

MUROMSKI Wielu.

TAREŁKIN Kogo z nich obchodzi, że pan może skonać ze swoich zmartwień?

MUROMSKI (patrząc w okno i kiwając głową) Tak, nikogo to nie obchodzi...

TAREŁKIN Ale proszę zrobić próbę. Niech pan krzyknie przez okno, że pan rozdaje pieniądze - zobaczy pan, co tu będzie (zaśmiewa się).

Muromski dostał się między tryby aparatu sprawiedliwości, zanim jeszcze owi wszyscy Czybisowowie i Ibisowowie, Herce, Szmerce i Szerce - "koła i transmisje gigantycznej maszyny" - na oczy go widzieli. Nie znają i znać nie chcą jego rysów, charakteru, biografii. Osoba prywatna jest dla nich tylko wiązką paragrafów, za które, jak za haczyki, można zaczepić "wędą procedury sądowej".

Władza u Suchowo-Kobylina jest odarta do cna z atrybutów obrońcy i regulatora porządku społecznego. Jest to siła niszcząca i pasożytnicza, szarańcza, plaga egipska: "spadły na naszą ziemię trzy najazdy: - mówi mądry kupiec Sidorów - tratowali ją Tatarzy, deptali Francuzi, teraz zaś obiegli urzędnicy. I cóż nasza ziemia? Aż żal patrzeć: schorowana do szpiku kości, przegniła na wskroś, zaprzedana w sądach, przepijana w karczmach, leży na wielkim stepie, nie umyta, rogoża nakryta, chora z przepicia".

Bezmyślność automatyzmu władzy przejawia się u Suchowo-Kobylina w tym, że robot ten, poszukując żeru, pochłania przede wszystkim własne podpory. Muromski. oficer i inwalida Wielkiej Wojny Narodowej 1812 r., jest nosicielem owej klasowej i patriotycznej ideologii, jaką ma ponoć realizować Władza. On pierwszy pada jej ofiarą.

Wyobraźnia Suchowo-Kobylina jest zimna, jasna, matematycznie precyzyjna, konkretna. Nie okrywa on swej Władzy czarnym płaszczem, nie stawia jej na koturny, lecz ściąga nieustannie w błoto, tarza w rynsztoku, ukazując jej podludzką nędzę. "Toć to hołota - powiada o potentatach Sidorów - żyje z rabunku. Niech pan weźmie pierwszego z brzegu: dostaje od cara tysiąc rubli, wydaje pięć tysięcy i dorobić się chce..." A jeden z przedstawicieli Siły, Tarełkin, użala się nad swym losem: "Ludzie nawet brzydzą się już ze mną gadać". I zaraz dodaje: "Na litość boską, przecież to pierwsza rzecz, o którą każdy się ubiega: możesz myśleć, co chcesz, ale okazuj szacunek".

Pod koniec sztuki na deski sceniczne pada Nicość - Muromski. Podnoszą go, wloką, wyrzucają. Każdy jednak, kto ma oczy, widzi: to nie Muromski lecz triumfująca Siła jest tym pustym bukłakiem, zdzirą, ścierką.

Rozbieżność między powierzchnią obrazu a jego sensem, między brzmieniem repliki a jej podszewką, między pozorem a istotą rzeczy stanowi o stylu trylogii - o specyfice ironii Suchowo -Kobylina. Jego satyra wychodzi daleko poza pamflet przeciw władzy. Podobnie jak Gogola w "Rewizorze", "Ożenku" i "Graczach" - Suchowo-Kobylina prześladuje w jego trylogii obsesyjna wizja powszechnej degeneracji, nieodwracalnego' rozkładu ideologii, moralności, instytucji. Ostrzej i dokładniej niż Gogol widzi on, w jaki sposób podaż i popyt rządzą światem.

W "Małżeństwie Kreczyńskiego", pierwszej części trylogii, jak w Ożenku, narzeczona ma być kupiona jako przymusowy dodatek do miliona. Rodzin. - podstawowa komórka społeczeństwa, jego witalne jądro, fundament stosunków międzyludzkich - ulega rozkładowi.

W drugim ogniwie trylogii - w "Sprawie" - Temida "wagą, poganka, uprawia handel": W proch rozsypuje się sama idea sprawiedliwości społecznej. Beton gmachu Państwa okazuje się zeschłą, spękaną gliną. "Przecież to bunt!" - woła w przerażeniu Ważna Osoba.

I wreszcie - w "Śmierci Tarełkina" - ogólna degrengolada, samopożeranie się bestii, triumf owego urzędnika - Antychrysta, o którego pojawieniu się w Rosji opowiadał Muromskiemu Sidorów ze "Sprawy".

W przeciwieństwie do swego mistrza, Gogola, Suchowo -Kobylin nie widzi możliwości nawrotu do przeszłości, którą Siły i Władze zrujnowały, zniszczyły. Nie wierzy też w świetlane perspektywy przyszłości. W procesie wymuszania łapówki Warrawin oświeca Muromskiego:

WARRAWIN Filozofowie... twierdzą... jakoby [ludzie] dzisiaj złagodnieli o dwadzieścia procent.

MUROMSKI (na stronie liczy szybko) Dziesięć kopiejek, trzy tysiące...

WARRAWIN (ciągnie) Ciepła duchowego, powiadają, więcej jest na świecie.

MUROMSKI Tak, dziesięć kopiejek - jeszcze trzy tysiące... odjąć sześć tysięcy... To znaczy dwadzieścia cztery, 24 tysiące srebrem.

WARRAWIN Właśnie to ludzie nazywają postępem.

Suchowo-Kobylin nie żywił, żadnych nadziei, nie agitował, nie przekonywał, nie pragnął wzruszać. Gardził widzem w tej samej mierze, co postaciami własnej sztuki. Szydził i podkładał dynamit. Po każdym jego aforyzmie (a jest to proza par excellence aforystyczna) człowiek się wzdryga, każde zatrzaśnięcie aktu; jest maleńkim trzęsieniem, ziemi. Jego cyniczna odwaga, jego anarchistyczne obrazoburstwo dziś jeszcze zapierają chwilami dech w piersi. A godzą one nie tylko w podpory społeczeństwa, ale i w panujące kanony artystyczne.

Ten Europejczyk, naukowiec, dziedzicznie obciążony literat i teatroman (cały ród - wujowie i siostry - parał się beletrystyką i teatrem), współcześnik romantyków i impresjonistów, był zadziwiająco obcy panującym prądom artystycznym: w jego utworach ani śladu sentymentalizmu czy post-romantycznej, impresjonistycznej techniki. W "Śmierci Tarełkina" Suchowo-Kobylin sięga do włoskiej i rosyjskiej komedii dell'arte, do jarmarcznej ludowej bufonady. W "Sprawie" używa chwytów wypracowanych, na paryskich scenkach bulwarowych, w starych pantomimach, w parodystycznych operach komicznych. Z wszystkich tych form wzięte jest tylko to, co niezbędne, a materiał został energicznie przykrojony i zszyty od nowa w kształty zaskakujące oryginalnością.

W inscenizacji rzecz rozpoczyna się prologiem. Nie ma go w tekście. Korzeniewski miał jednak rację: prolog okazał się przydatny. Słowami wstępu do sztuki i uwag, zamieszczonych w spisie osób, Autor prezentuje widowni swoje postacie. Po ciemnej scenie w promieniu reflektora defiluje jaskrawa parada bohaterów. Autor każdego obdarza epitetem jak klaśnięciem policzka. Uniformy operetkowego królestwa, które jest znikąd - a może być skądkolwiek - i jadowita pogarda autora wprowadzają z miejsca nastrój złej, drapieżnej zabawy.

Prawidła gry zawiera list, odczytany na początku pierwszego aktu: "Pewni ludzie chcą od pana dostać łapówkę - niech pan da, bo następstwa odmowy mogą być okropne. Ponieważ nie zna się pan na takich łapówkach, ani na sposobie, w jaki się je bierze, więc postaram się to panu wyjaśnić. Bywają łapówki i łapówki, Są łapówki sielankowe, jak się to mówi, pasterskie, arkadyjskie: bierze się je głównie w naturze i po tyle a tyle od głowy... Są łapówki przemysłowe: bierze się je od zysku, kontraktu, spadku, słowem od wszelkiego przybytku... istnieją łapówki kryminalne, ożyli p o t r z a s k o w e - i te ściąga się do ostatniej koszuli, do goła! Pobiera się je... przy pomocy potrzasków, wilczych jam i wędek sprawiedliwości zarzucanych na polu działalności ludzkiej... Taką właśnie łapówkę potrzaskową chcą teraz zedrzeć z pana, w taką jamę wilczą procesów sądowych chcą zapędzić pańską córkę. Niech się pan wykupi!... Chcą panu zabrać pieniądze- niech pan da! Sprawa... przybiera dla pana obrót wprost fatalny. Wczoraj całe to matactwo odsłoniło mi się w pełni, wczoraj usiłowano mnie nakłonić do. złożenia pewnych zeznań dotyczących honoru pańskiej córki. Zdziwi się pan zapewne, ale proszę sobie wyobrazić, że odmówiłem!"

Aresztowany szuler Kreczyński wyjawia w swym liście kryminalną intrygę sędziów, zbrodniarz demaskuje grabież zaplanowaną przez organy śledcze, oszust złapany na gorącym uczynku odrzuca propozycję sług sprawiedliwości współuczestnictwa w szantażu, wyrzutek społeczeństwa piętnuje amoralność strażników moralności publicznej. Jeśli "Śmierć Tarełkina", którą pokazywano niedawno w łódzkim Teatrze 7.15, była komedią omyłek i trawestacji, to Sprawa, druga część trylogii Suchowo-Kobylina, jest zorganizowaną na sto dwa zabawą w "policjantów i złodziei". W pierwszym ogniwie tej trylogii, w "Małżeństwie Kreczyńskiego", "policjanci" złapali "złodzieja" i usunęli go z gry. W "Sprawie" policjanci sami okazują się złodziejami.

Akcja nie toczy się tu w odrapanym urzędzie dzielnicowym, jak w "Śmierci Tarełkina", lecz na wyższej i najwyższej kondygnacji. Odpowiednio też skonstruowana jest scena. Amfiteatralnie, stromo ku górze pną się biurka, za nimi tkwią Podwładni. W środku komfortowa katedra - tu zasiada Siła. Kompozycję zamykają ogromne drzwi w głębi. Przez nie wkraczają Władze. Meble ustawione w szachownicę z sześcianów lśnią dziewiczą bielą - barwą nieskalanej sprawiedliwości. I tylko jadowita zieleń mundurów ze złotymi wężykami szamerunku przypomina o "topieli, gdzie lęgną się gady". Biuro oświetlone jest jasno i równo, jak przysłało na przybytek jawności i czystego sumienia.

Czarna krecha oddziela raj biurokracji od czyśćca na proscenium, gdzie w półmroku snują się Nicości1. Tu wszystko jest kontrastem do unoszącej się w przestworzu glorii biało-zielono-złotej. Wszystko ma kolory zwiędłe, brązowe i szare. Brudno-brązowe poły kurtyny, dwa szare, podpierające ją z obu stron fotele, sekretera, w głębi - stanowią ubogi asortyment rekwizytów, użyczonych Osobom Prywatnym przez realizatora. Gdy do tej smugi cienia zstępuje wysłannik władzy, Tarełkin, on jeden lśni i mieni się zielono-złotą nadzieją, zresztą zwodniczą.

W sztuce nie ma tak nieprzekraczalnej granicy, takiego pęknięcia świata na dwie przeciwstawne części. Tam, w gruncie rzeczy, obszarnik - bogacz Muromski i Siły oraz Władze "w jednym stoją domu". Konstrukcja Korzeniewskiego jest syntetyczna i czytelna, jednak nadaje metaforze Suchowo-Kobylina nieco inny, dziś może mniej historycznie konkretny sens.

Niemniej ma niewątpliwą rację inscenizator, gdy spycha Nicości pod stopy Administracji.

Siły i Władze igrają Osobami Prywatnymi jak kot myszą. Nic też dziwnego, że inscenizator podrzuca czasem repliki Nicości o piętro wyżej, obnażając w ten sposób nici poruszające marionetkami. Tak np. list Kreczyńskiego, który zaczyna czytać Nicość - Nelkin, kończy nagle oświetlony chór urzędników, w pogodnym, niedbałym recitatiwie serwując sobie z biurka do biurka inwektywy Michała Wasiliewicza. Właśnie tak poznajemy Administrację: w bezczelnej beztrosce jej cynizmu. A gdy się przyglądamy, widzimy, że hen, w głębi kiwają z górnych półek lale z papieroplastyki. Nasuwa się podobna jak w ekspozycji do "Śmierci Tarełkina" refleksja: kto tu w końcu jest człowiekiem, a kto marionetką?

Obraz pełni u Korzeniewskiego podwójną funkcję; nie tylko teatralizuje i uświetnia słowo, ale jednocześnie swoją kompozycją i barwą wydobywa jego sens metaforyczny, ukazuje drugie dno myśli autora. Sam sposób podania tekstu przez inscenizatora dopełnia go i wzbogaca. Konstrukcja Korzeniewskiego i Stopki pozwala ponadto objąć problematykę jednym rzutem oka, wpleść jak najściślej ruinę i śmierć w wątek sowizdrzalskiej bufonady, elementy łzawego dramatu i tragedii - w karykaturalną pantomimę i operę komiczną, nadaje komedii tempo "szałowej" zabawy.

Już "Śmierć Tarełkina" w Teatrze 7.15 zadziwiała nie tylko klasą kunsztu inscenizatorskiego, ale i talentem reżyserskim Korzeniewskiego. Trudna sztuka budowy scen masowych, takiego rozmieszczenia postaci, aby samą swoją konfiguracją nadawały sytuacji należyty styl, rytm i nastrój, umiejętność takiej współpracy ze scenografem i kompozytorem spektaklu, aby każde przesunięcie postaci tworzyło nową, a utrzymaną w duchu całości kompozycję barwną i rytmiczną, sięgają u Korzeniewskiego perfekcji. Nie znaczy to, by nie dawał się chwilami porwać swej wirtuozerii: niektóre sceny pantomimiczne, niektóre partie jego opeery komicznej zyskałyby chyba na sile, gdyby były krótsze.

"Sprawa" w większym jeszcze stopniu niż "Śmierć Tarełkina" zasługuje na zaszczytne miano spektaklu bez statystów. Dawno nie słyszałam tak inteligentnie wypunktowanego tekstu, tak wyrazistej dykcji, nie widziałam tak w każdym szczególe przemyślanej mimiki i gestykulacji. Na czoło zespołu wysuwa się Emil Karewicz w roli arcybestii Warrawina. Uderza głos aktora - przeciągłe miauczenie dzikiego kota, który to mruczy, przymknąwszy oczy, to nagłym ruchem wysuwa pazury.

Kandyd Tarełkin Bogdana Baera jest, prawem kontrastu, małą, ruchliwą gadziną, uwijającą się dokoła dużego drapieżcy. Ze swym milionem dwuznacznych grymasów, falującą i załamującą się sylwetą jest wcieleniem serwilizmu, tchórzostwa i zachłanności. Nie wszystkie jednak partie tej roli wydały mi się jednakowo wyraziste; sądzę, że ostatni słynny monolog powinien był brzmieć mocniej i jadowicie].

Znakomite studium obyczajowe stworzył Ludwik Benoit w epizodycznej roli egzekutora Żywca. Jak bulgotał, jaką fizys, jaką postawę miał ten wysłużony zupak, który "otrzymawszy kilka porcji kijów tym samym wysunął się, naturalnie, naprzód". Cała biografia!

Przedziwną maskę sztucznie ożywionego trupa i przejmujący falset w atakach wściekłości miał Ignacy Machowski (Ważna Osoba). Gra Podwładnych, Sił i Władz była groteskowa, czasem karykaturalna, utrzymana w stylu teatru marionetek. Gra Osób Prywatnych była ludzka, pozbawiona szarży, realistyczna. Szlachetnie, a w finale z dużą mocą mówił Marian Nowicki (Piotr Muromski). Bardzo rosyjską i pełną życia sylwetę starowiercy Sidorowa stworzył Zygmunt Malawski.

Spektakl był triumfem scenografa, Andrzeja Stopki, który stworzył geometrycznie proste, racjonalne i funkcjonalne wnętrze i kostiumy bogate kolorystycznie, o czystych, ostrych i "mądrych" barwach: każda plama, linia nie tylko cieszyły oko, nie tylko' były w stylu autora, miały jeszcze poza tym wymowę metaforyczną. Do maleńkich arcydzieł należał np. uniform Nader Ważnej Osoby: czerwony, jakby krwią ociekający frencz i czarny lakier olbrzymich cholew tworzyły brawurową elegancję ober-kata. Ciekawe, że przy całym uniwersalizmie, Stopka nadał swym postaciom jakieś nieznaczne piętno polskości. Zwłaszcza Muromski był nie tyle rosyjskim szlachcicem, ile, czy ja wiem, starym, polskim powstańcem z 1863 roku.

"Szałowa" zabawa Korzeniewskiego niewiele wzbudzała śmiechu; rzadko na scenach polskich zdarza się widzieć dramat, który by w równej mierze wstrząsał widownią. Już "Śmierć Tarełkina" w Teatrze 7.15 była spektaklem niepospolitym, należącym niewątpliwie do "górnej dziesiątki" współczesnych naszych przedstawień. Wydaje się, że w "Sprawie" Korzeniewski przewyższył samego siebie, osiągając maksimum celowości, precyzji, blasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji