Artykuły

Teatr Papahema: przyjaciele wystawiają Szekspira

- Gdański Teatr Szekspirowski, który nie ma swojego stałego zespołu, może dawać szanse takim teatrom jak my, nieposiadającym stałej siedziby - zgodnie z ideą teatru elżbietańskiego, użyczać przestrzeni wędrownym zespołom. To jest, mam wrażenie, na polskim rynku nowość - mówi Helena Radzikowska, aktorka białostockiego Teatru Papahema, którego "Poskromienie złośnicy" grane jest właśnie w Gdańsku w ramach Urodzin Williama Szekspira.

Pochodzą z Białegostoku, są absolwentami Akademii Teatralnej i zdecydowali się działać niezależnie. W poniedziałek i wtorek ich "Poskromienie złośnicy" można zobaczyć w ramach obchodów Urodzin Williama Szekspira w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Nam opowiadają o tym, jak wygląda ich działalność od kuchni.

Paulina Siegień: Czym jest PAPAHEMA?

Helena Radzikowska [na zdjęciu]: - PAPAHEMA to jest niezależny teatr działający od 2014 roku, założony przez czwórkę przyjaciół, absolwentów jednego rocznika Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej, którzy postanowili nie wiązać się na stałe z żadną instytucją. Założyliśmy fundację, próbujemy przygotowywać przedstawienie we współpracy z różnymi, rozrzuconymi po Polsce, teatrami instytucjonalnymi. W skład zespołu wchodzą Paulina Moś, Paweł Rutkowski, Mateusz Trzmiel i ja, a nazwa PAPAHEMA złożona jest z pierwszych sylab naszych imion.

A dlaczego nie chcieliście się wiązać z konkretnym teatrem?

- Związanie się z jednym konkretnym teatrem łączy się z wieloma wyrzeczeniami i kompromisami, na które, jako młodzi twórcy, nie byliśmy gotowi. Kończąc studia, wiedzieliśmy, że poprzez teatr chcemy wypowiadać się na tematy nas interesujące, takie, które uważamy za istotne, warte poruszenia i że chcemy to robić za pośrednictwem języka teatralnego, który czujemy, rozumiemy, uważamy za atrakcyjny i szlachetny. Nie chcieliśmy stać się narzędziem w rękach innych twórców - być może takich, z którymi byśmy się nie zgadzali, których wypowiedzi artystyczne nie przypadły by nam do gustu. Marzyliśmy o twórczej wolności. Poza tym kierowała nami ciekawość - miejsc, ludzi, zwyczajów teatralnych. Nasze pobudki były więc bezczelne, ale szczere...

A czy w Polsce łatwiej jest młodym absolwentom Akademii Teatralnej dostać pracę w teatrze czy robić swój własny teatr?

- To trudne pytanie i odpowiedź na nie jest pewnie względna. Z każdego rocznika, który opuszcza Wydział Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej, mniej więcej jedna trzecia, może nawet jedna czwarta absolwentów znajduje stałą pracę w teatrze, tak zwany etat. Sądzę, że w przypadku pozostałych wydziałów aktorskich uczelni artystycznych jest podobnie. Pozostali czekają na swój moment, biorąc udział w castingach, rezygnują z pracy w zawodzie albo decydują się na własną działalność. Czy łatwo jest robić swój teatr? To jest ciągłe poszukiwanie, przecieranie sobie szlaków i uczenie się na własnych błędach. Myślę, że trzeba mieć do tego różne predyspozycje, poza artystycznymi też organizacyjne. Trzeba mieć intuicję i dużo szczęścia, które polegają na umiejętności znajdowania się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, aby porozmawiać z odpowiednimi ludźmi, nawiązać odpowiednie kontakty, które dają szansę na jakąś ciekawą współpracę. Trzeba mieć sporo determinacji, żeby takie szanse umieć wykorzystać, chociażby zdobywając odpowiednie dofinansowania. Ale chyba przede wszystkim trzeba lubić niepewność i umieć czerpać satysfakcję z niezależności.

Jest was czworo. Czy wy się kłócicie?

- Rzadko się kłócimy, bo wypracowaliśmy sobie system pracy, który opiera się na poszukiwaniu kompromisu w zespole. Poza tym dobrze się znamy, przyjaźnimy, mamy podobny gust, więc rzadko pojawiają się powody do sporów. Chyba też z natury wszyscy jesteśmy mało konfliktowi.

Jak praca niezależnego teatru wygląda w praktyce? Was jest czworo, ale w różnych waszych spektaklach występuje więcej osób. A poza tym teatr to nie tylko aktorzy na scenie.

- Bardzo lubimy współpracować z innymi aktorami. We czwórkę zrobiliśmy tak naprawdę tylko trzy spektakle, dwa z nich cały czas gramy i można je oglądać, to jest "Alicja po drugiej stronie lustra" i "Skłodowska. Radium Girl", w pozostałych występują również inni aktorzy. W "Poskromieniu złośnicy" występuje dziewięcioro aktorów, wszyscy z jednego roku. Ten spektakl to taka nasza podróż sentymentalna, spełnienie marzenia z czasów studiów. Organizacja pokazów tego spektaklu to duże wyzwanie - koledzy są związani z różnymi teatrami, mają zobowiązania na planach filmowych. Pogodzenie terminów nie jest więc łatwe. Tym większa satysfakcja, kiedy się to udaje. Zrobiliśmy też spektakl z Teatrem Montownia, w Teatrze Miejskim w Gliwicach gramy z aktorem z tamtejszego zespołu, zapraszamy do współpracy młodszych kolegów z Akademii. Każde poszerzenie zespołu jest ciekawym spotkaniem, przygodą, pozwala uniknąć egzaltacji własną wizją teatru. Staramy się też współpracować z różnymi reżyserami, scenografami, kompozytorami. Wiele się od nich uczymy. Poznajemy różne drogi, perspektywy, możliwości. Zawsze jednak zależy nam na tym, aby spektakle powstawały w dialogu z nami, żebyśmy mieli wpływ na wymowę i estetykę przedstawienia.

A czy taka formuła teatru to jest formuła na lata? Czy wyobrażacie sobie, że za dziesięć-piętnaście lat też będziecie działać jako PAPAHEMA?

- Takim wzorem dla nas jest Teatr Montownia - Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski, Maciek Wierzbicki i Adam Krawczuk, których nazywamy swoimi Wujkami. Oni nam pomogli, otworzyli przed nami wiele drzwi, dzięki nim się usamodzielniliśmy i nabraliśmy wiatru w żagle. Są dla nas nie tylko mentorami, ale też etycznym drogowskazem. W zeszłym roku obchodzili jubileusz 20-lecia. Czyli można. Liczymy, że i nam się uda. Może też drogą do sukcesu Montowni i już trochę naszego są inne zawodowe aktywności i wyzwania, które pozwalają na złapanie oddechu, dystansu i uniknięcie przesytu sobą.

Działacie krótko, ale już macie na koncie wiele sukcesów. Z czego jesteście szczególnie dumni?

- Jak się mówi o sukcesach, to najłatwiej powiedzieć o nagrodach, które się zdobyło. My mieliśmy to szczęście, że zdobyliśmy w sumie trzy nagrody na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, w nurcie Szekspiroff w 2016 roku za "Macbetta" (III nagroda), a w 2017 za "Poskromienie złośnicy" (Nagroda Publiczności i Nagroda Gazetki Festiwalowej). Teraz, dosłownie kilka dni temu, zostaliśmy laureatami Alternatywnych Spotkań Teatralnych Klamra w Toruniu, gdzie prezentowaliśmy swój najnowszy spektakl "Skłodowska. Radium Girl" w reżyserii Agaty Biziuk. To wyróżnienie cieszy szczególnie, bo jest wynikiem plebiscytu publiczności, a widzowie są dla nas najważniejszymi jurorami. Nagrody są super, bardzo uszczęśliwiają i dodają wiary w siebie, ale myślę, że największym sukcesem jest każda kolejna premiera, każda produkcja. To złożony, wymagający proces. Od pomysłu, poprzez pozyskiwanie dotacji, dobór realizatorów, dysponowanie budżetem, koordynację pracy wszystkich osób zaangażowanych w projekt, próby, promocję, aż do premiery. Tak, sukcesem jest każda premiera, która daje nam satysfakcję i spotyka się z uznaniem publiczności.

Jak doszło do waszej współpracy z teatrem Szekspirowskim?

- Zaczęliśmy tę współprace od Festiwalu Szekspirowskiego, na którym dwukrotnie - w 2016 i 2017 roku - wystąpiliśmy w nurcie Szekspiroff. Prawdopodobnie dobremu odbiorowi festiwalowej publiczności zawdzięczamy to, że zostaliśmy zaproszeni, by wystąpić z okazji 454. urodzin Williama Szekspira na deskach GTS-u ze spektaklem "Poskromienie złośnicy". Bardzo się cieszymy, bo dotychczas występowaliśmy w Gdańsku w Teatrze Wybrzeże, na Dużej Scenie i na scenie Malarnia, teraz zagramy na scenie, którą dotychczas podziwialiśmy tylko w widowni, na scenie, do której nasz spektakl, silnie nawiązujący do konwencji teatru elżbietańskiego, idealnie pasuje.

Jako młodzi twórcy, którzy założyli swój niezależny teatr, co sądzicie o formule działania, przyjętej przez GTS, czyli o formule teatru impresaryjnego?

- Myślę, że to jest formuła, która ma wielki potencjał, zwłaszcza z naszego punktu widzenia. W Polsce ogromna większość teatrów - właściwie można powiedzieć, że wszystkie - to są teatry ze stałym zespołem, które są często (nie zawsze!) mało otwarte na twórców niezależnych, na młodych, na odważniejsze, niosące ze sobą jakieś ryzyko, propozycje. Gdański Teatr Szekspirowski, który nie ma swojego stałego zespołu, może dawać szanse takim teatrom jak my, nieposiadającym stałej siedziby - zgodnie z ideą teatru elżbietańskiego, użyczać przestrzeni wędrownym zespołom. To jest, mam wrażenie, na polskim rynku nowość. Nowość jeszcze nie do końca wykorzystana w całym swoim potencjale. Byłoby fantastycznie, gdyby takie instytucje jak GTS mogły regularnie zapraszać spektakle o wysokiej jakości artystycznej, a nie komercyjne.

Na urodziny Szekspira pokażecie "Poskromienie złośnicy". Czego widzowie mogą się spodziewać po tym kanonicznym tekście?

- "Poskromienie złośnicy" uchodzi za najbardziej szowinistyczną, budzącą u współczesnego odbiorcy, zwłaszcza jeśli jest nim kobieta, najwięcej wątpliwości i sprzeciwu. My wywracamy tę sztukę na nice. Poruszając problem okrutnej tresury do ról społecznych, ukazujemy zamianę tych ról, ich migotliwość. Robimy to w zabawny i efektowny sposób. Zderzamy elżbietańską konwencję ze współczesną wrażliwością. Mam nadzieję, że energia dziewięciu młodych osób na scenie będzie w stanie zaczarować widzów.

Czy wasza współpraca z GTS - niejako wolnego zespołu teatralnego z wolną sceną teatralną - będzie miała kontynuację?

- Tak! 12 maja obchodzimy Święto Teatru Publicznego w Polsce. Święto to polega na tym, że na stu scenach całego kraju będzie można zobaczyć spektakle za symboliczne 300 groszy. Po raz pierwszy będziemy mieli zaszczyt wziąć udział w tej akcji, właśnie dzięki Gdańskiemu Teatrowi Szekspirowskiemu, gdzie pokażemy nasz najnowszy spektakl "Skłodowska. Radium Girl" na podstawie tekstu i w reżyserii Agaty Biziuk. Spektakl został już nagrodzony w Toruniu na Festiwalu "Klamra", wszędzie, gdzie go do tej pory prezentowaliśmy, spotkał się dobrym, czasem nawet entuzjastycznym przyjęciem, więc liczę na to, że również w Gdańsku spektakl się spodoba!

***

Poniedziałek-wtorek, 23-24 kwietnia, godz. 19, "Poskromienie złośnicy", Gdański Teatr Szekspirowski, Gdańsk, ul. Bogusławskiego 1, bilety: 15-40 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji