Artykuły

Teatr TV. O Stefanii Grodzieńskiej na ekranie

Stefania Grodzieńska urodziła się w Łodzi w roku 1914. Mieszkała w Paryżu i Moskwie. I, oczywiście, w Warszawie. Pod wieloma adresami, przedwojennymi i wojennymi. Najdłużej, bo od lat 50., na Słonecznej na Mokotowie. W poniedziałek 7 maja zobaczymy o niej spektakl Teatru Telewizji.

Pełna humoru opowieść o kobiecie i mężczyźnie, podkreślająca absurdy życia codziennego. Spektakl nawiązuje do najlepszych tradycji kabaretu literackiego.

Stefania ze Słonecznej

Często nazywano ją Damą, co akurat wywołałoby jej uśmiech. Tego określenia unikała. Była humorystką, takim przydomkiem obdarzył ją Jan Brzechwa. Kochała balet. I góry. Wspinania po nich uczyła się od Wawrzyńca Żuławskiego. Ktokolwiek w nie wyruszył, wie, o kim mowa. Kochała też życie, była go ciekawa jak nikt inny. Zjednywała przyjaciół. Pozostając wobec nich lojalna, do samego końca.

W 2008 roku znalazła się w gronie laureatów nagrody miasta stołecznego Warszawy. Uznała, że dopiero ta nagroda uczyniła z niej prawdziwą warszawiankę. Mówiła wtedy: - Jestem elementem napływowym: nie urodziłam się w Warszawie, mieszkam tu zaledwie od 78 lat i aż do teraz cierpiałam na kompleks warszawianki przez zasiedzenie.

Gdy zauważyłam, że była żoną rodowitego warszawiaka, odpowiedziała: - Przez 42 lata, co wzbogaciło mnie o drugi kompleks - warszawianki przez wżenienie. A dzięki nagrodzie Rady Miasta Stołecznego Warszawy wreszcie poczułam się warszawianką samą z siebie.

Wielka patriotka lokalna

I wyznała: - Kocham Warszawę. Kocham każde miejsce, gdzie w czasach mojej młodości coś było, a teraz jest coś innego. Kocham każdy lokal, który kojarzy mi się z tańcem, wódką i pieczarkami z patelni, a w którym teraz mogłabym wziąć kredyt albo kupić telefon komórkowy. Kocham też każde miejsce, gdzie kiedyś stałam w kolejce po papier toaletowy, a teraz mogłabym zjeść boeuf bourguignon au vin. Kocham każdy dom, w którym bywałam u nieżyjących przyjaciół. Kiedy jeszcze żyli oczywiście. Kocham dwa miasta - to, którego już nie ma, i to, które już jest. Oba są moje, a teraz ja jestem ich.

Tadeusz Sobolewski wspominał: - W felietonie z lat 80., który zachowałem na pamiątkę, humorystka Stefania Grodzieńska najkrócej podsumowała naszą powojenną historię, w której kolejno coraz to inna grupa społeczna jest uznawana przez rządzących za obce ciało. Grodzieńska pokazuje to na modelu zwykłej polskiej rodziny:

"- Moja mama jest partyjna, mój tata jest internowany, moja babcia jest pochodzenia akowskiego, a mój dziadzio syjonistycznego. Moja mama miała nieprzyjemności w 56-ym, mój tata w 82-gim, moja babcia w 45-tym, a mój dziadzio w 68-ym. Moja mama miała przyjemność w 48-ym, mój tata w 80-tym, moja babcia w 57-ym, a mój dziadzio nie miał przyjemności.

- Dobrze dziecko. A kto ty jesteś?

- Polak mały".

Zasłużone oklaski

Zawsze chwaliła. Nigdy nie ganiła. Uważała, że szkoda na to czasu. Miała swoje tajemnice. Była pod tym względem kobietą stanowczą.

Stefania Grodzieńska odeszła 28 kwietnia 2010 r. Do grobu męża Jerzego Jurandota urnę z jej prochami zaniósł Michał, wnuk. Jak każda z nas miała miłości życia. Byli nimi właśnie oni dwaj. Mąż Jerzy, dramaturg, autor tekstów piosenek. I Michał, wnuk, o którym mówiła, pękając z dumy.

I Joanna, córka bliska jak nikt inny. To było pożegnanie jak sama Stefania Grodzieńska. Skromne, cichutkie.

I jeszcze "Światła rampy", o które poprosiła, wygrane na trąbce.

I oklaski, którymi obdarzyli ją najbliżsi. A które należały się jak nikomu innemu.

***

"Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej", poniedziałek 7 maja, 20.35, TVP 1

Teatr Telewizji, Polska 2014, aut. Stefania Grodzieńska, Jerzy Jurandot, reż. Grażyna Barszczewska, wyk. Grażyna Barszczewska, Grzegorz Damięcki, Andrzej Poniedzielski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji