Artykuły

Mąż idealny

Warto czasem poszukać wśród sztuk rzadziej grywanych, pójść w bok od szerokich, uczęszczanych traktów repertuaru teatralnego. Potwierdziło tę prawdę przedstawienie komedii Wilde'a "Mąż idealny". Teatr Telewizji ma już od kilku lat tę zasługę, że interesuje się twórczością pisarza, trochę zapomnianego, zwanego kiedyś mistrzem paradoksu. A twórczość Wilde'a wcale nie zbladła, wcale się nie zestarzała. Świadczyły o tym spektakle "Brat marnotrawny" i "Portret Doriana Greya", podobnie jak obecnie przedstawienie "Męża idealnego". Jest to "sztuka salonowa", której akcja rozgrywa się wśród wysokich sfer angielskiej arystokracji rodu, pieniądza i pozycji społecznej. Ale pod pozorami blichtru, elegancji, dobrych manier i szlachetnego postępowania wykrywa Wilde zakłamanie, obłudę, żądzę pieniądza i władzy, a nawet zwyczajne nadużycia i afery finansowe, karalne sądownie. Są one oczywiście skrzętnie ukrywane przez szanownych gentlemanów, a kiedy ktoś przypadkiem się o nich dowie, szantażuje nieszczęsną ofiarę, której się noga powinęła.

Wszystko tu właściwie wolno i nikogo nie obchodzi, skąd biorą się pieniądze i wpływy różnych osobistości, pod warunkiem, że wszystko się powiedzie i nie wyjdą na jaw brudne sprawki, które rozegrały się u narodzin wielkiej fortuny czy wielkiej kariery politycznej. A jeśli wszystko się uda, wówczas wysoko postawiona osobistość będzie wygłaszała wielkie umoralniające przemówienia, będzie przybierała pozy Katona, nie zarumieniwszy się nawet na myśl o tym, jak mało głoszone dewizy moralne odpowiadają jej własnej praktyce życiowej. Czasem obrócić się to może przeciw szanownemu gentlemanowi: kiedy jego otoczenie, jego najbliższa rodzina, jego własna żona zacznie domagać się od niego zgodności teorii z praktyką, głoszonych ideałów z ich wcielaniem w życie. Ale po małym nieporozumieniu okaże się, że trzeba wtedy zastosować inne angielskie zasady, bardzo wygodne i skuteczne dla rozgrzeszenia swojego i cudzego sumienia: o wyrozumiałości, tolerancji, o wybaczaniu błędów i grzechów młodości.

Wilde nienawidził tego świata eleganckich łajdaków. Jego obłudy moralnej i jego podłości. Wiedział, czego się może od niego spodziewać i nie omylił się. Ten świat nie wybaczył mu jego paradoksów, jego ironii i jego swobodnego trybu życia. Zabił go bez litości, kiedy przekroczył granice tego, co dozwolone było według niepisanego kodeksu konwenansu. I jakby w przewidywaniu tego nieuniknionego konfliktu zostawił Wilde dzieła literackie, oskarżające i demaskujące bez reszty owych szlachetnych panów i panie, owych lordów i mężów stanu. Do najostrzejszych sztuk tego typu należy "Mąż idealny", choć komedia ta zachowuje styl angielskiego "wielkiego świata" i choć wcale nie odmawia swym bohaterom dobrych manier, elegancji, czy nawet swoistego wdzięku i inteligencji. Może właśnie dlatego jest tak przekonująca. Po dziś dzień krąży w Polsce wiele baśni i bajeczek na temat angielskiej demokracji i szlachetności postępowania wysoko urodzonych lordów. Wilde mówi prawdę o tym, jacy są w istocie, uchyla rąbka tajemnicy, którą tak skrzętnie ukrywają.

Przedstawienie Maryny Broniewskiej wydobyło cały społeczny sens sztuki, nie tracąc jej elegancji, dowcipu, lekkości. Było stylowe, miało bardzo efektowną oprawę scenograficzną Andrzeja Sadowskiego i ładne kostiumy. A w dodatku świetną obsadę. Popisowo zagrał rolę sir Roberta Chilterna, który od afery finansowej dochodzi przez liczne stopnie kariery i majątku do fotela ministerialnego - Mieczysław Voit. Jest wielką zasługą telewizji, że pokazała nam znowu tego utalentowanego aktora, którego tak rzadko możemy oglądać na scenie jego macierzystego teatru. Jego żonę, pełną cnót i dystyngowanych manier zagrała bezbłędnie Zofia Mrozowska. Aferzystką, usiłującą szybko i brutalnie zdobyć duży majątek, ale przekraczającą reguły gry i dlatego przegrywającą ją - była Barbara Horawianka, która bardzo ładnie wyglądała i precyzyjnie podawała dialog Wilde'a. Przydała się tu szkoła Teatru Rapsodycznego. Znakomitym lordem Arturem, który jest w tej komedii często porte parole autora j wygłasza jego paradoksy - był Ignacy Gogolewski, a jego wytwornym i bardzo zabawnym ojcem - Zdzisław Mrożewski. W niewielkiej roli angielskiej damy, przyjaźniącej się z aferzystką wystąpiła Zofia Małynicz, a wdzięczną role Mabel zagrała Alicja Sędzińska.

Pouczająca rozrywka - tak można by określić spektakl "Męża idealnego". Czyż może być większy komplement dla teatru? I wprawdzie akcja sztuki rozgrywa się pod koniec XIX wieku w Anglii wiktoriańskiej, nie sądzę jednak, by zaszły w tym kraju od tego czasu tak wielkie zmiany, aby nie mogła się ona rozgrywać w Anglii Elżbiety II. Jest to bowiem kraj konserwatywny, gdzie tradycje wielkich afer są równie mocne, jak tradycje dobrych manier. Poczynając od ministra Walpole'a, kończąc na ministrze Profumo. Przypomina o tym znakomicie komedia Wilde'a, ukazując ukryte sprężyny, mechanizm i przyczyny tego zjawiska. Moralistyka jest zawsze podejrzana, ludzie uczciwi nie mówią tyle o grzechu i cnocie - wydaje się mówić Wilde, i jest to jeden z jego najmądrzejszych paradoksów. Jakże blisko tu jesteśmy już Shawa i ostrej wymowy społecznej jego "sztuk nieprzyjemnych". Ale bo też bez Wilde'a nie byłoby Wielkiego Kpiarza. I choćby dlatego, by lepiej zrozumieć tę genealogię, warto było obejrzeć "Męża idealnego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji