Artykuły

Biją mnie po wątrobie

- Dobrze się czuję w sytuacji, kiedy na moich barkach spoczywa zadanie, które może przerastać moje możliwości, bo tak naprawdę w aktorstwie nigdy nie osiągamy idealnego stanu - mówi warszawski aktor MICHAŁ ŻEBROWSKI.

Tomasz Jóźwiak: "Doktor Haust", w którym zagrał pan w Polkowicach, to 32-letni psychoanalityk, opuszczony przez żonę i dziecko. Smutki topi w alkoholu, wiedzie puste życie, bez innych ludzi. Podobno kilka lat czekał pan na sztukę, która trafiłaby we wrażliwość 30-latków zmęczonych życiem. Czy monodram spełnił pana oczekiwania?

Michał Żebrowski: - Rzeczywiście, od pięciu lat poszukiwałem współczesnej sztuki i uniwersalnej roli, która jednocześnie przemówi do polskiego widza i trafi także do mojej wrażliwości. Chciałem zagrać w sztuce ponadczasowej, traktującej o sprawach przyziemnych i bolesnych, a przede wszystkim mówiącej o osobistym dramacie człowieka, brnącego w chorobę alkoholową, który sam dla siebie jest i lekarzem, i pacjentem. Chciałem, by tekst tego monodramu był współczesny i dotyczył bohaterów pochodzących z różnych zakątków kraju. Skoro objawił się nam tak znakomity pisarz jak Wojciech Kuczok, to trzeba wykorzystywać jego dramaturgiczne zapędy prozatorskie. Bardzo się cieszę, że powstał tekst tak dobrze skonstruowany, ciekawy i głęboki. Nie zawiodłem się.

Kuczok napisał scenariusz do tego monodramu specjalnie dla pana. To komfort, ale i duża odpowiedzialność...

- Monodram jest najwyższym zadaniem w sztuce teatralnej i największym wyzwaniem, jakie podejmuje aktor. Bo grając w sztuce, w której występuje kilku bohaterów, tempo, nastrój i dynamikę przedstawienia można regulować w oparciu o widzów i partnerów, których na scenie jest wielu. Natomiast w monodramie lokomotywą przedstawienia jest sam artysta. To odpowiedzialna i trudna forma trafiania do widza, ale tak samo trudna, jak i wielce pociągająca dla tego, kto lubi takie wyzwania. Tym bardziej, jeśli pierwsze pióro młodego pokolenia napisało specjalnie taki tekst z myślą o mnie. Nie czułem z tego powodu wielkiego obciążenia psychicznego, bo w każdym zawodzie trzeba być profesjonalistą.

Po tym spektaklu reakcja publiczności była różna - pewien mężczyzna przez całą sztukę się śmiał, a gdy wychodził, płakał jak dziecko. Czy spodziewał się pan tak skrajnych reakcji?

- Publiczność jest różna, dlatego nigdy nie można przewidzieć jej reakcji. Oczywiście aktor umiejętnie potrafi wyczuć, z jakimi widzami ma do czynienia. Rozbawiona i wesołkowata publiczność nie zawsze oznacza tę, na którą aktor liczy, bo rechot nie jest pożądaną przez artystę reakcją. Choć z drugiej strony dobrze, gdy widzowie reagują żywo, bo aktor wtedy wie, że nikt go nie lekceważy. Zawsze w najbardziej rozchichotanej publiczności znajdzie się jeden widz, który odbiera to inaczej, dla którego przedstawienie jest głębokie, ważne i istotne. Ale może się zdarzyć, że publiczność jest skamieniała, a tylko jeden widz bez przerwy się śmieje. Czy spodziewałem się tak skrajnych reakcji? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo jak wspomniałem, widzowie są różni i nie jestem w stanie odpowiadać za reakcję każdego z nich.

Scenarzystą "Doktora" jest Wojciech Kuczok, laureat Paszportu Polityki i Nagrody Literackiej Nike w 2004 r. Reżyserem - Magdalena Piekorz, zdobywczyni Złotych Lwów Gdyńskich za film "Pręgi". Pan odtwarza główną rolę. Czy to doborowe towarzystwo dalej będzie współpracować?

- Mam nadzieję, że tak, ale na razie nie chciałbym ujawniać związanych z tym planów, by nie zapeszyć.

Osiągnął pan wiele w teatrze i na ekranie. Kreacje Gustawa - Konrada z "Dziadów", "Kordiana" Słowackiego czy Ryszarda II Szekspira to role, a o których mogą tylko pomarzyć artyści młodego pokolenia. Widać, że reżyserzy doceniają pana talent, ale czy nie sądzi pan, że i w tym zawodzie pewną rolę gra szczęście.

- Jak w każdym zawodzie szczęście jest potrzebne. Wydaje mi się, że wszyscy ci ludzie, którzy umożliwili mi tak szybki, a zarazem wysoki start w mojej karierze artystycznej, dostrzegli moją pasję do aktorstwa i do literatury, tej przez duże "L". Poza tym dobrze się czuję w sytuacji, kiedy na moich barkach spoczywa zadanie, które może przerastać moje możliwości, bo tak naprawdę w aktorstwie nigdy nie osiągamy idealnego stanu.

Z zapałem trenuje pan boks. Czy zdarzyło się już panu kogoś poturbować na ringu albo nieźle oberwać?

- Moi trenerzy wiedzą, jaki uprawiam zawód, więc i oni, i moi sparing-partnerzy biją mnie bardziej po wątrobie niż nosie. Uprawianie tej dyscypliny to nie tylko tłuczenie się po twarzy, ale także treningi na skakance, bieganie i inne ogólnorozwojowe ćwiczenia kondycyjne. Polecam wszystkim ten sport, bo tak naprawdę boks wymaga myślenia, a nie tylko używania siły.

Podobno często ucieka pan w Tatry, by odpocząć i... uprawić ziemię.

- Nie zaprzeczam. W gospodarstwie potrafię wszystko zrobić, począwszy od koszenia trawników po sianie zboża do zbierania tego, co wyrosło. Uwielbiam kontakt przyrodą, a przede wszystkim z góralami, którzy są prawdziwymi ludźmi, pozbawionymi chamstwa, chciwości i hipokryzji. Bardzo sobie cenię ich przyjaźń. Powiem panu, że żadna inna nagroda czy wyróżnienie zawodowe nie sprawiło mi tyle satysfakcji i radości, co tytuł Zbójnika przyznany mi przez górali.

Dziękuję za rozmowę.

***

Michał Żebrowski, aktor filmowy i teatralny, urodził się 17 czerwca 1972 r. w Warszawie. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Jeszcze na trzecim roku studiów rektor tej uczelni, Jan Englert, powierzył mu tytułową rolę w "Kordianie" w Teatrze Telewizji. Na dużym ekranie zadebiutował w "Samowolce" Feliksa Falka. Propozycja Jerzego Hoffmana, by zagrał Skrzetuskiego w "Ogniem i Mieczem" była nie mniej kusząca od planów Andrzeja Wajdy do obsadzenia go w tytułowej roli "Pana Tadeusza". Zagrał Geralta z Rivii w "Wiedźminie" Marka Brodzkiego na podstawie opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Uznanie przyniosła mu jednak rola Wojciecha Winklera w obsypanym nagrodami filmie Magdaleny Piekorz pt. "Pręgi". Po kilkuletniej przerwie pojawił się na teatralnej scenie, grając główną rolę w "Ryszardzie II" Szekspira w reżyserii Andrzeja Seweryna. Jego mentorami są: Zbigniew Zapasiewicz, Anna Seniuk i Gustaw Holoubek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji