Artykuły

Surrealistyczna wersja arcydzieła Carrolla

Intrygująca "Alicja" Pawia Miśkiewicza w Dramatycznym. Spektakl jest swobodną adaptacją pierwowzoru. Na bazie powiastki dla dzieci reżyser stworzył opowieść o dramatach dorosłych

W kolejowym wagonie, w który przeobraziła się scena Teatru Dramatycznego, roz­grywa się dziwny sen - fan­tazja na temat przygód ma­łej Alicji z książek Lewisa Carrolla. Przedstawienie dziwne, zaskakujące, bardzo piękne. W tej swobodnej adaptacji prozy Carrolla najciekawsza wydaje się być narracja, prze­pływanie scen pozornie bez żadnego związku, aktorskie metamorfozy, purnonsensowy humor, a wreszcie sama scenografia przyjęta na pre­mierze westchnieniem podzi­wu. To wszystko jest sennym marzeniem, maligną, w której na pół świadomi słyszymy w głowie absurdalne wierszyki, widzimy krajobrazy. Ten sen bywa zabawny, a nagle przeła­muje się, beztroska gra prze­obraża się w dręczący kosz­mar. To "senne" zorganizowa­nie przedstawienia przywodzi na myśl twórczość surrealistów czerpiących inspiracje z sennych marzeń. Miśkiewicz pokazuje, że Aragon, Eluard, Magritte i Dali mieli prekurso­ra właśnie w Carrollu, a oglą­danie "Psa andaluzyjskiego" warto poprzedzić lekturą dwóch książeczek o Alicji.

Scenograf Barbara Hanicka pogłębiła i tak sporą już przestrzeń sceny Teatru Drama­tycznego. Śmiała perspekty­wa rysuje dziwne, nieokreślo­ne pomieszczenie - trochę to wagon kolejowy z charaktery­stycznymi oknami i półkami na bagaż, trochę średnio ele­gancki bar. W tej scenerii symbolizującej podróż w nie­znane i niepewne wszystko może się zdarzyć. Przez prze­suwane drzwi do wagonu wchodzą sztukmistrze, prze­zabawne kwiaty (świetne ko­miczne epizody Władysława Kowalskiego i Henryka Niebudka z głowami przybrany­mi w kretyńskie płatki - jak­by wyrysowane przez małe dziecko), tymi drzwiami na scenę wkracza neurotyczna Biała Królowa w kapitalnej interpretacji Joanny Szczepkowskiej. To jej dziełem jest jedna z najzabawniejszych scen: durna piosenka o Sindi, która Królowej "sama się śpiewa", nagle zmienia się w jakąś monstrualną bibopową improwizację. Są dwie obser­wujące się i uzupełniające Ali­cje: młodziutka i ta mająca za sobą szmat życia. Wielka jest rola Barbary Krafftówny, Ali­cji "po drugiej stronie lustra", gorzkiej, stanowczej, niepoddającej się temu światu całko­witej dowolności i płynności. Młodziutka Klara Bielawka, jakby wyjęta żywcem z ry­sunków Johna Tenniela do pierwszych wydań powieści Carrolla, jest Alicją zbuntowaną, walczącą o swoją tożsa­mość. Jej krzyk: "Ja jestem prawdziwa!" to jednak nie jest bunt. Słychać w nim bezrad­ną rozpacz dziecka. Piękny, mądry pomysł. Specjalne wy­razy uznania dla Krzysztofa Dracza za rolę uśmiechnięte­go kota z Cheshire, za kociość ruchu, za wymyślne pozy, w których zastyga na fotelu, co każdy miłośnik kotów przyj­muje z pełnym uznaniem. Ale także za ironię w potrakto­waniu tej postaci i wokalny show parodiujący po trosze Bogdana Łazukę z najlep­szych lat, a po trosze Micha­ela Buble'a.

Do pełni szczęścia w tym śnie brakuje tylko niewielkie­go skrótu w ostatniej sekwencji. Ten dręczący koszmar dręczy bowiem za długo o do­bry kwadrans.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji