Artykuły

Trzeba zachować dystans

"0 "masakrze" w czasie pracy przy kreskówkach, wspomnieniach z dzieciństwa, marzeniach o szczęśliwej rodzinie z Edytą Olszówką rozmawia Katarzyna Bartman.

Katarzyna Bartman: - Wracasz z próby w Teatrze Powszechnym. Możesz zdradzić, do jakiej roli się przygotowujesz?

Edyta Olszówka: To wstępny etap i nie jest jeszcze przesądzone, czy ta sztuka będzie realizowana. Mogę jedynie zdradzić, że autorami są młodzi polscy reżyserzy z tzw. Grupy 8, którzy napisali 8 jednoaktówek.

- Jaka po odeśkiu Krystyny Jandy i Joanny Szczepkowskiej jest teraz atmosfera w teatrze?

Nie ciągnijmy już tego tematu, bo to jest nudne i smutne. Teatr Powszechny był i będzie. Tam jest zespół; kilkadziesiąt osób, które ciężko pracują, grają. Nie chcę komentować tej sytuacji, bo z konfliktu dwóch kobiet zrobiła się afera narodowa...

- Może dlatego, że te kobiety nie są przeciętne i obojętne widzom...

To prawda, ale sposób, w jaki się to odbywa, przeraża mnie. Z drugiej strony myślę, że może ta sytuacja jest potrzebna teatrowi, bo każde dzieło zniszczenia jest jednocześnie dziełem tworzenia...

- Zadam pytanie z innej beczki. Kilka lat temu podkładałaś głos za kurę Mac, która ucieka z kurnika zorganizowanego na wzór obozu koncentracyjnego. Niedawno do tej roli dołączyła kolejna. Zagrałaś w "Rogatym ranczo" wyluzowaną na maksa krowę Grace. Interpretujesz role w filmach dla dzieci w osobliwy sposób. Czyżby prześladowało Cię piętno trudnego dzieciństwa?

Praca w kreskówkach to masakra. Ma się do dyspozycji tylko głos, który można szybko stracić z wysiłku. Powracając do twojego pytania o osobliwą interpretację, to myślę, że nie można całkowicie uwolnić się od swojej osobowości. Chyba nie ma nikogo na świecie, kto zdołał się wychować pod kloszem i nic go w życiu nie skaleczyło. Rzeczywiście, nie mam z dzieciństwa dobrych wspomnień. Zapewniam jednak, że nie jestem podobna do szalonej Grace...

- Zatrzymajmy się przy Twoim dzieciństwie, ale przy miłych wspomnieniach. Mam na myśli konkurs piosenkarski, który wygrałaś, śpiewając piosenkę Izabeli Trojanowskiej pt. "Wszystko, czego dziś chcę". Czego, jako mała dziewczynka, chciałaś najbardziej?

Miałam wtedy 8 lat i głowę pełną marzeń. Bardzo chciałam być aktorką, albo... piosenkarką, albo... tancerką...

- Ostatecznie wybrałaś aktorstwo. Co najbardziej pociągało Cię w tym zawodzie?

Możliwość wkraczania w inne, fantastyczne rzeczywistości. Grając różne postacie, zawsze coś z nich we mnie zostaje. Czasami jest to dobre a czasami bardzo złe...

- O jakich złych uczuciach mówimy?

Miałam szczęście do dziwnych ról. Np. w filmie pt. "Strefa ciszy" byłam gwałcona, podpalana, a na końcu to ja usiłowałam kogoś zabić... Kiedy po planie wróciłam wieczorem do domu, miałam siniaki, krwiaki i połamane paznokcie. Byłam kompletnie zdruzgotana. Film był kręcony metodą dogmy. Bartek Prokopowicz robił zdjęcia kamerą cyfrową, nie było więc możliwości schowania się czy zamarkowania czegoś. Uderzenie było uderzeniem. Czułam się tak, jakbym przeżyła czyjeś życie. Powiedziałam sobie wtedy, że to jest ostatni raz, kiedy przekroczyłam tę cienką czerwoną linię, i że już nie pozwolę sobie na coś takiego drugi raz...

- Teraz bardziej świadomie wybierasz role?

Trzeba zachować dystans do tego, w czym się gra. Jak się go przekroczy, to staje się to niebezpieczne. Oczywiście najbardziej przekonujący są ci aktorzy, którzy ten dystans tracą, bo wtedy to aktorstwo jest zwierzęce, bardzo emocjonalne.

- Jak odreagowujesz takie przykre przeżycia?

Medytuję.

- Uprawiasz jogę?

Kiedyś uprawiałam jogę, ale teraz to za dużo powiedziane. Te zajęcia polegają na

systematyczności, a ja nie spełniam tego warunku i dlatego nie mogę dziś powiedzieć, że uprawiam jogę. Natomiast medytuję i dzięki temu wyciszam się.

- Czy poza tym, że jesteś bardziej wyciszona, coś jeszcze dzięki jodze zmieniło się

w Twoim życiu?

Była we mnie zmiana, kiedy kilka lat temu zaczęłam interesować się medytacjami. Wszystko postawiłam wtedy w życiu na tzw. rozwój duchowy. Kłopot polegał na tym, że nie potrafiłam tych praktyk pogodzić z życiem zawodowym. Codziennie wstawałam o 4.30 rano na powitanie słońca. Dzień był wtedy zupełnie inny, ale wiązało się to z tym, że trzeba było też przed zachodem słońca się położyć spać, a ja grałam w teatrze do późnej nocy. Dziś, dzięki jodze, mam umiejętność obserwowania siebie i powściągania "lejcy", gdy się za daleko zagalopuję...

- Powiedziałaś, że najważniejszą zasadą w Twoim życiu jest niekrzywdzenie innych ludzi. Czy podkreślasz to tak mocno, bo masz z tym problem? Zdarza Ci się innych krzywdzić?

Jeśli to robię, to nieświadomie. Nie można chyba przejść przez życie tak, aby nikogo nie skrzywdzić. Kontroluję się, aby nikomu nie zrobić krzywdy świadomie. To jest moje pierwsze przykazanie w życiu.

- Czy niekrzywdzenie oznacza także bierność, wycofywanie się, unikanie trudnych decyzji?

Deklarowałaś wielokrotnie, że nie bierzesz udziału w żadnych wyborach politycznych...

Rzeczywiście, nie głosowałam wcześniej na nikogo. Do wyborów poszłam dopiero podczas referendum akcesyjnego do UE.

- Jak dokończyłabyś dzisiaj słowa piosenki, którą śpiewałaś mając 8 lat? "Wszystko, czego dziś chcę" to...

Rodzina. Bardzo chciałabym zostać kiedyś matką.

- Dziękuję za rozmowę.

EDYTA OLSZÓWKA. AKTORKA. URODZIŁA SIĘ w 1971 ROKU, jest absolwentką wydziału aktorskiego PWSFTW w Łodzi (1994).

Gra w Teatrze Powszechnym w Warszawie, kinie i Teatrze Telewizji. Naturalna blondynka o niskim, charakterystycznie chropawym głosie, najchętniej obsadzana jest w rolach współczesnych kobiet. Swoją pierwszą rolę na warszawskiej scenie zagrała jeszcze jako studentka (Jenny w "Love Story" w Teatrze Ochoty - 1993. Przez prawie cztery lata nie wahała się grac epizodów i niewielkich ról w serialach telewizyjnych. Zagrana gościnnie Duniasza w "Ożenku" na scenie Teatru Powszechnego została zauważona przez widzów i krytyków, ale dopiero Jadzia w

"Żelaznej konstrukcji", Estella w "Tatuowanej Róży", a przede wszystkim Helen w "Kalece z Inishaan", Kelly w "Simpatico", Tania w "Czwartej siostrze" i Blondynka w "Po deszczu" przyniosły aktorce duży sukces i bardzo pochlebne recenzje. Wraz z sukcesem teatralnym przyszedł także sukces filmowy. Role w "Sezonie na leszcza", "Pół serio", "Strefie ciszy" zwróciły na nią uwagę widzów kinowych. "Elvis i Marlin", włoska produkcja Armanda Manniego, przyniosła Olszówce rozgłos międzynarodowy. O Edycie Olszówce mówi się, że łączy w sobie

klasę, tajemniczość, urok i seksapil. Potrafi zagrać i drapieżnego wampa, i niewinne dziewczątko. jest aktorką wszechstronną. Nie unika też estrady - musicalu i kabaretu. Jej charakterystyczny głos pasuje zarówno do "Sentymentów" Agnieszki Osieckiej, jak i do kabaretu Marcina Wolskiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji