Artykuły

Pośród odprysków pamięci

"1946" Tomasza Śpiewaka w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Wiesław Kowalski na blogu Teatr dla Wszystkich (platformie zastępczej Teatru dla Was).

Pokaz spektaklu "1946" na 38. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych to wydarzenie z wielu powodów szczególne i wyjątkowe. Nie tylko historycznych. To bez wątpienia jedno z najlepszych przedstawień, jakie do tej pory wyszło spod ręki Tomasza Śpiewaka i Remigiusza Brzyka. Tym razem w kieleckim teatrze dramaturg i reżyser zmierzyli się w formie eseju teatralnego z tematem pogromu żydowskiego z 4 lipca 1946 roku, który przez wiele lat pozostawał w ukryciu, o którym nie mówiło się, bo niewygodny i nabrzmiały wielością niedomówień, fałszywych hipotez i przeinaczeń. Ale też realizatorom chyba nie o samą historię chodzi, ani też o jej rekonstrukcję. To raczej nie pozbawiona także w sporym wymiarze intuicyjnego i szlachetnie naiwnego spojrzenia próba okiełznania tego wszystkiego, co obrasta stereotypem, uprzedzeniem czy nieprawdziwym uproszczeniem. Migotliwa i pełna dysonansów wariacja na temat tego, jak ciężko człowiekowi przychodzi odnajdywać w pamięci fakty, które chciałoby się raz na zawsze ze swojej świadomości wyrzucić. A najlepiej o nich zapomnieć.

Aktorzy, całą grupą, wchodzą na scenę z widowni. Przyszli zobaczyć i zwiedzić budynek przy kieleckich Plantach 7/9, poznać topografię kamienicy, o której spokojnym, łagodnym i ciepłym głosem będzie ich informował przewodnik-kustosz (Dawid Żłobiński), wprowadzając nas jakby w rzeczywistość przedstawienia. Już w samym scenograficznym koncepcie, odsłaniającym od początku nagość metalowego rusztowania, dzielącego bardzo umownie poszczególne miejsca akcji w czterech obrazach płynnie się przenikających, objawia się nam perspektywa, z jakiej będziemy nie tylko przyglądać się, ale i współuczestniczyć w kolejnych narracjach, będących niczym projekcja wspomnień tragicznych dni z roku 1946, wspomnień pourywanych, poszarpanych, poprutych mających również swoje konsekwencje w tym wszystkim, co działo się wokół kieleckiego pogromu do roku 2017 (premiera przedstawienia miała miejsce w grudniu tamtego roku). Chodzi przede wszystkim o pojawiające się w kontekście tych wydarzeń hasła na temat politycznej prowokacji, mistyfikacji, różnego pojmowania antysemityzmu, komunistycznego zamrażania pamięci czy też ostatecznie umorzonego śledztwa prowadzonego w sprawie pogromu. Dzisiaj tę perspektywę zmienia jeszcze książka profesor Joanny Tokarskiej-Bakir "Portret społeczny pogromu kieleckiego", która ukazała się w marcu roku 2018.

Równie ważną jak topografia staje się sama historia tego miejsca (przewodnik wspomina również o braku podpiwniczenia, jako że posesja mieściła się nieopodal rzeki, a mówiono że to właśnie w piwnicy Żydzi przetrzymywali katolickie dzieci), którego właścicielem przed wojną był Lejba Machtynger, a którego córka Miriam widziała co się wydarzyło podczas dokonywania mordu na własne oczy. W zakomponowanej scenografii dominuje otwartość (aktorzy, do końca pozostający w dużej mierze zbiorowością, wchodzą również do teatru, tego przy Sienkiewicza 32 w Kielcach, w którym w 1918 roku doszło do pierwszego pogromu), tutaj przestrzeń jakby nigdy się nie kurczy, czasami poszczególne wnętrza budują jedynie krzesła albo stół.

Brzyk, tym razem inaczej niż to było w łódzkim "Kadiszu", nie dokonuje hierarchizacji protagonistów, choć i tutaj kilkakrotnie zwracają się oni bezpośrednio do widzów. Pomimo tragicznego tematu jest w tej inscenizacji, głównie za sprawą dramaturgii Tomasza Śpiewaka i wykorzystanym figurom retorycznym oraz konceptom narracyjnym (motyw młodej poetki Bajli Gartner granej przez Annę Antonieiwcz, odwołania do "legendy o krwi" i spektaklu "Spotkamy się w Jerozolimie" Andrzeja Lenartowskiego w reż. Piotra Szczerskiego, nawiązanie do jednego z "Żywotów świętych" Piotra Skargi, które wybrzmi głosem Krzysztofa Kowalewskiego, syna aktorki Elżbiety Kowalewskiej (Dagna Dywicka) , która na drugi dzień po pogromie opuszcza Kielce i wyjeżdża do Warszawy, "Wiersz o zabiciu doktora Kahane" Juliana Kornhausera, który na białej kartce znajdujemy pod teatralnym fotelem i z tym związane wspomnienie z "Solaris" Stanisława Lema, sekwencja identyfikacji zwłok rozegrana w szpitalu Św. Aleksandra, wędrujące przez całą widownię styropianowe żeberka od kaloryferów, którymi rzekomo zabijano ofiary), coś niezwykle czułego, prawdziwie ludzkiego i poetyckiego, wymykającego się publicystycznym ramom. Szalenie istotny jest zastosowany w spektaklu język, i to zarówno w warstwie dramaturgicznej, jak i formalno-plastycznej, który pozwala każdemu wypowiedzeniu, nawet temu najbardziej intymnemu, nadać słowu odpowiednią rangę i emocjonalną jakość. I choć wszystko ma pozór pozbawionej celebracji jasności, nigdy nie wytraca swojej powagi i ześrodkowania. Mamy tutaj do czynienia nie tylko ze słowem, które jest w stanie opisać czy jakoś ująć rzeczywistość, ale i z tym, które o naszym świecie może stanowić.

Nie mniej ważny jak sam czas i pamięć, a raczej cała problematyka wokół tych wielopłaszczyznowych perspektyw zogniskowana, jest nastrój, który pomaga niekiedy w wydobywaniu symbolicznego wymiaru poszczególnych sekwencji. Jest w spektaklu Śpiewaka i Brzyka jedna scena szczególnie wymowna, zatytułowana "Przestrzeń, która woła", a w niej słowa:

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji