Artykuły

Zobaczyłem Fausta

Zobaczyłem Fausta którego Jerzy Sito napisał założywszy się, jak mi się zdaje, z samym sobą, że napisze: "Faust" Sity, zupełnie jak Faust Goethego, wątpi w filozofię, teologię, fizykę, matematykę, medycynę, prawo, pojąwszy je przedtem, oczywiście, równie dokładnie jak doktor z Wittenbergi. Odrzuca też miłość, politykę i wszelkie "działanie". Wdaje się w dysputę z Bogiem i Szatanem, i spala się w kosmicznych ogniach. Robi więc wszystko co należy do historycznego Fausta. Co z tego zostaje? Nic. Potok słów i parę aluzji do współczesności, które... O tym potem.

Więc co? Czy poeta po prostu nie dorósł do zadania? Owszem. Słuchając faustowskich i mefistofelesowskich tyrad ze sceny Teatru Narodowego miałem wrażenie, że patrzę na "rwanie ciężarów" w którym żaden z zawodników nie może poruszyć sztang. Starał się poeta, postarał się też teatr, uruchamiając gigantyczną maszynerię sceniczną, a ciężar ani drgnął. Zadanie było po prostu niewykonalne. Choćby Sito był mądry jak Oppenheimer, Kapica, Heidegger i kardynał Danielou razem wzięci, a zdolny jak (pas de noms!), to i tak by swojego "Fausta" nie napisał, ale bowiem ów dzisiejszy dramat myśli a odbywa się w jakichś innych porządkach, w innych, niefaustycznych procesach i konfliktach, a przede wszystkim w innym języku. Dramat historycznego Fausta wynika z zupełnego nasycenia wiedzą. Faust oświadcza, że wszystko już wie, ale nic nie rozumie. W rzeczywistości więcej rozumie niż wie. Wydaje mu się, że poznał tajemnice organizmu ludzkiego i strukturę minerałów, mechanikę ciał niebieskich i działanie maszyn prostych, prawo rządzące liczbami i społeczeństwem ludzkim, a dowiedziawszy się już wszystkiego, czego dowiedzieć się można, zapragnął sięgnąć poza granicę osiągalnej wiedzy, stworzyć absolutną syntezę; gdy zaś ta okazała się mrzonką, rzucił się w "samo życie". Dobrze. Jest to mit renesansowy przez Goethego zrekonstruowany w analogiach, jakich ludzie oświecenia szukali między swoją epoką a renesansem właśnie. W czasach renesansu i humanizmu nauka była w powijakach: przeżywała swój dziecinny okres. Rozwijała się szybko na wszystkich polach i dawała złudzenie wszechwiedzy dostępnej pojedynczemu człowiekowi. A jednocześnie "dialektyka", rozwinięta była fantastycznie! Myśl ludzka, pracująca dotąd w zupełnej abstrakcji, otrzymawszy tę garstkę pożywienia naukowego, jakiego dostarczyć mogli badacze, poczuła się absolutnie wszechmocna: skoro umiała tak świetnie przedtem określać np. naturę Boga, nic o Nim nie wiedząc, miałaby sobie nie dać rady ze światem, mając do jego badania przybliżające i powiększające szkła? Mityczny Faust to scholastyk, któremu sprawiono teleskop. A Faust Goethego? Stosunek sił między nauką a "dialektyką" był już w XVIII wieku zupełnie inny. Nauka była w pełnym rozwoju i jej wszechstronne opanowanie było już wtedy niemożliwe. Humaniści jeszcze tego nie rozumieli. Toteż typową postacią Oświecenia i początków Romantyzmu jest dyletant zajmujący się wszystkim naraz, i to nie dla przyjemności, a dla wypracowania systemów i teorii. Ten oświeceniowy i post-oświeceniowy dyletantyzm był o krok od szalbierstwa i maniactwa; iluż było takich maniaków tak Swedenborg lub szalbierzy jak Mesmer, którzy robili furorę w salonach. Jedna poezja była zbawieniem dla tych spóźnionych uroszczeń i to zbawienie osiągnął właśnie weimarski botanik, mineralog, "naturalista". Intelektualizm "Fausta" Goethego już wtedy był anachroniczny, fałszywy, "rekonstruowany"; dlatego pewnie jest to dzieło filozoficznie jałowe i odczytywane po dziesięć nawet razy zostawia pustkę myślową. Żywe w "Fauście" było to, co stanowiło istotę ludowego mitu: wieczna młodość, kobieta jako wybawicielka z mocy szatana - więc wątek cyrografu i Małgorzaty, ale Goethe mit faustyczny przeintelektualizował (zwłaszcza w drugiej części) w duchu spóźnionego Oświecenia i zbudował w niej alegorię tyleż mętną co pedantyczną. "Odczyścić" go można dzisiaj tylko, jak mi się wydaje, w duchu Freudowskiej interpretacji. No, a pomysł Sity polegający na przeniesieniu we współczesne warunki właśnie intelektualizmu "Fausta" pomysł filozoficznej pasji doktora Fausta w wieku XX, jest po prostu beznadziejny. Dysproporcja "dialektyki" i nauki jest olbrzymia, ale zmieniła się na korzyść nauki. Synteza wszechnauk nie da się dziś ani wypowiedzieć, ani pomyśleć. Każda z dyscyplin jest dziś językowo samodzielna; każda wypracowała sobie własny język i własną, metafizykę, ile że każda na swój sposób dociera do granic fizykalnego świata. Wiele wyrażeń nauki ociera się o metaforę. Humaniści jak psy wśród nich węszą, wyłapując żer dla siebie, jak ową "antymaterię", z które Sito wysnuł swą fantazję teologiczny Są to łowy na słowa.

Dramat współczesnego humanisty nie na tym chyba polega, że ten wszystko wie i że go, ta wiedza nie zadowala, ale, przeciwnie. na tym, że rozleciała się na kawałki wiedza o całości świata. Faust podrzucający kolejne nauki budzi uśmiech: przyjacielu - chciałoby się rzec - nie udawaj... Faust Sity to humanista, który gorzkim grymasem zwątpienia próbuje odzyskać przewagę nad nauką. Najpierw zapewnia, że ją posiadł, a następnie jej wyspecjalizowane języki tłumaczy na własny wyspecjalizowany język. Jakiż to jest najbardziej wyspecjalizowany język humanisty? Poetycki, oczywiście i to z najbardziej heroicznego, goethowskiego właśnie okresu poezji. Więc Sito nie dość, że wziął historycznego Fausta za bohatera, jeszcze tragedię jego wypowiedział historycznym, stylizowanym, archaicznym, sylabotonicznym, lub wolnym wierszem. Swój pojedynek ze współczesnym światem, ze współczesnym Bogiem i współczesnym szatanem odbył w majestacie tradycji, pod patronatem starych weteranów podobnych walk: Goethego, Mickiewicza... Czyżby nie wiedział, że przedmiot zmienia się wraz z językiem, w którym jest wypowiedziany? Toż jego Bóg, Szatan, człowiek, jego nauka, jego kosmos, jego historia, i wszystkie przezeń Wywołane kategorie wypowiedziane historycznym wierszem same stają się historyczne. To tylko słowne utwory, nic więcej, a cała z nimi rozgrywka jest werbalna.

Współczesność tego Fausta? Owi policjanci, studenci, ślepy prezydent?... Ktoś mi przypomniał przy tej okazji "Antychrysta" Karola Huberta Rostworowskiego. W istocie, po rozruchach krakowskich 1923 roku Rostworowski napisał tragedię wierszem, która rozgrywała się w hrabskim salonie. Hrabiowie przerażeni patrzyli przez okna na bitwę uliczną, w której polski robotnik strzelał do polskiego ułana, lokaj się buntował, a morał był taki, że służbę i w ogóle ludzi pracy lepiej trzeba traktować gdyż w przeciwnym razie Antychryst, na ulice wychodzi. Całkiem podobnie Sito opowiedział dzieje młodzieżowej "kontestacji" 68 roku. Podburzeni studenci biegają po korytarzach Teatru Narodowego, domagając się całkowitej wolności, a Faust? E, Faust!... Niczego się po nim nie spodziewajcie, póki wierszem gada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji