Artykuły

Oko za pejs, ząb za jarmułkę

"Król" Szczepana Twardocha w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Marcin Pieszczyk w tygodniku Wprost.

Fani pary Strzępka - Demirski mogą się nieco zdziwić, oglądając ich "Króla" Tym razem duet porzucił intertekstualne gry, przerzucanie się bon motami i zabawy cytatami. Ale starzy fani, do których teraz pewnie dołączą nowi, nie powinni czuć się zawiedzeni. To przedstawienie może oznaczać nowy rozdział w karierze dramatopisarza i reżyserki - teatr bardziej fabularny, by nie powiedzieć tradycyjny, o szerszym oddechu. Nie należę do zakonu wyznawców Twardocha, ale jedno trzeba mu przyznać - jego książki zadziwiająco dobrze sprawdzają się na scenie. Dowodem katowicka "Morfina" sprzed kilku lat i teraz warszawski "Król". To przedstawienie ma długi rozpęd - jak szefowanie Andrzeja Seweryna w Polskim. I tak jak dyrektor porzucił w pewnym momencie zramolałe "Irydiony" by zaprosić do współpracy ciekawych reżyserów, tak Strzępka - Demirski porzucają sceny będące prezentacją bohaterów i z kopyta ruszają z akcją. A jest tu wszystko, co teatr kocha najbardziej: krwiste postaci, walka o idee i piękne kobiety (oraz mężczyzn), starcie racji. Demirski odkrywa za Twardochem nieznane oblicze przedwojennych polskich Żydów. To byli nie tylko krawcy i ludzie kultury, ale też oficerowie i bokserzy. A co za tym idzie - nie tylko uciekali przed faszystami albo dywagowali, co z nimi zrobić, ale też bili ich po gębach. Demirski nie byłby sobą, gdyby do tej historii nie dopisał współczesnych odniesień. Niestety, nie są one zbyt krzepiące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji