Artykuły

Terroryzm, wolność, rewolucja

"W oczach Zachodu" Josepha Conrada w reż. Janusza Opryńskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski na blogu Teatr dla Wszystkich (platformie zastępczej Teatru dla Was).

Twórczość pisarska Josepha Conrada, a raczej wiedza o człowieku, jaką nam w swoich powieściach przekazuje, zawsze interesowała reżyserów teatralnych, a nawet filmowych. "Lord Jim", "Tajny agent", "Jądro ciemności" czy "Smuga cienia" doczekały się wielu realizacji również telewizyjnych i radiowych. Pierwsza adaptacja "W oczach Zachodu" pojawiła się w 1980 roku w Teatrze Powszechnym w Warszawie za sprawą Michała Komara i Zbigniewa Hübnera, który spektakl zatytułowany "Spiskowcy" wyreżyserował. Niedawno pod tym samym tytułem adaptacji i reżyserii tego utworu na potrzeby Teatru Telewizji podjął się Jan Englert. Niespełna osiem miesięcy po emisji realizacji telewizyjnej, na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego pojawia się kolejna inscenizacja podszytego Dostojewskim dzieła Korzeniowskiego. Tym razem w adaptacji Janusza Opryńskiego, który wcześniej z powodzeniem przysposabiał na teatralnej scenie powieści Jacka Dukaja ("Lód"), Jonathana Littella ("Łaskawe") i między innymi "Zbrodnię i karę" Dostojewskiego. Choćby dlatego wybór Conrada nieszczególnie dziwi i jest kolejną osobistą wypowiedzią reżysera, który ma świadomość jak bardzo dzieła autorów "Tajfuna" i "Biesów" ze sobą korespondują i na jaki poziom polemiki wchodzą.

Na scenie, wyraźnie podzielonej na trzy plany przestrzenne, pojawia się najpierw niepozbawiony ironicznego i sarkastycznego stosunku do świata przedstawianego Narrator (intrygujący w tej roli filologa-anglisty Szymon Kuśmider), który będzie od czasu od czasu wkraczał w akcję nie tylko jako powściągliwy i dyskretny komentator, ale swego rodzaju przewodnik po najtajniejszych meandrach rosyjskiej mentalności. Za chwilę usłyszymy głos Wiktora Haldina (Przemysław Wyszyński), młodego rewolucjonisty, który - choć wierzy w Boga - wziął udział w zamachu na ministra policji de P., odrażającego przedstawiciela autokratycznej rosyjskiej władzy. O schronienie i pomoc w ucieczce młody student prosi swojego uczelnianego kolegę Razumowa, który dotychczas starał się nie angażować w jakiekolwiek rozgrywki polityczne (Łukasz Lewandowski). Ten, w pierwszym odruchu, decyduje się na oddanie anarchiście przysługi. Ostatecznie jednak zdradzi Haldina. W tym momencie rozpoczyna się walka bohatera o swoje - ale nie tylko - człowieczeństwo, w której zaczynają dochodzić do głosu - oprócz pojawiającej się najpierw chęci przeżycia - poruszone instynkty i niepokojące sumienie. Rezultaty przedsięwziętego wyboru otwierają lawinę kolejnych niepożądanych decyzji, które w Szwajcarii, gdzie zostaje jako agent oddelegowany z Petersburga, aby zebrać informacje na temat działających tam rosyjskich wywrotowców, osiągają swoje apogeum. Okrutny los jaki go spotyka spowoduje, że zostanie bestialsko pozbawiony słuchu. Wcześniej jednak pod wpływem miłości do siostry ofiary, Natalii Haldin (Eliza Borowska), uzmysłowi sobie ciężar swoich własnych win i sam siebie wyda na zgubę.

Powieść "W oczach Zachodu" została wydana w 1911 roku, a więc na kilka lat przed wybuchem Rewolucji Październikowej. I próba ustawienia innego spojrzenia na rosyjską przestrzeń jest tutaj bardzo widoczna. Chodzi bowiem między innymi o odpowiedź na pytanie, czy człowiek Zachodu jest w stanie zrozumieć Wschód, jego całą psychologię. Tych jakże dotkliwych pytań u Conrada, wnikliwego obserwatora świata, jest bardzo dużo - dotyczą nie tylko kondycji człowieka i naszej moralności, wiecznej potrzeby wolności, ale także mechanizmów jakimi rządzi się ruch terrorystyczny, tyrania czy wszelkie zbrodnie i radykalizmy. Tyle że Opryński w swojej adaptacji stawia - jak sam to określił - na nierozstrzygalność dialogową, stara się przyjrzeć racjom, by niczego nie wyrokować, niczego nie rozstrzygać, niczego nie rozwiązywać. Już na poziomie samej adaptacji pojawia się jednak jakaś trudność, która nie pozwala nam zagłębić się w tę historię bez końca; w konsekwencji ogląda się to wszystko dość chłodno i bez szczególnych emocji. Zresztą miałem wrażenie, że i sami aktorzy z niemałym trudem odnajdują się w tak skonstruowanej literacko materii, która jakby usypiała ich emocje i nie pozwalała na bardziej niż deklaratywne uczestnictwo w intrygującej akcji. Dlatego aktorstwo jest w tym spektaklu dość nierówne i jakby mało jednorodne w dramatycznej grze uczuć. Na pierwszy plan wychodzi to, co się mówi, a mniej to, jak się to słowo rodzi i jak może świadczyć o samych bohaterach. Dlatego być może tak brakuje w spektaklu akcentów, barw, dźwięków i tonów w głosie zawieszanych, w umyśle i w sercu wstrzymywanych, które by pomogły odejść od wkradającej się momentami płaskiej retoryki. Sporym zaskoczenie są środki użyte przez Grzegorza Mielczarka, który w roli Radcy Mikulina zamyka postać w ostrym rysunku gestyczno-ruchowym, który sam w sobie może i jest imponujący, tyle że nie bardzo wiadomo po co właśnie tak i dlaczego.

Największym rozczarowaniem jest rola Razumowa w interpretacji Łukasza Lewandowskiego, który w poprzednich realizacjach Opryńskiego tworzył zapadające głęboko w pamięci sceniczne osobowości. Tutaj jest dość bezbarwny i jakby w swoich autonomicznych zmaganiach zagubiony. Intensywność duchowego cierpienia i wewnętrznego niepokoju, a także maskowanie lęków i wszelkich ekscytacji nie dotyka całej głębi ich przeżywania, a w emocjonalnej amplitudzie zatrzymuje się na poziomie bardziej deklaracyjnym, przy jednoczesnym jakby braku afektywnej siły przekonania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji