Artykuły

Jakie świetne przedstawienie!

Na środku wydzielonej przestrzeni funkcjonalnej sali Teatru Małego leży kilka szarych płyt chodnikowych. Na nich szerokie, na kremowo polakierowane łóżko zasłane białym prześcieradłem. Na łóżku bieluśki manekin wyobrażający Wojciecha Siemiona. Leży płasko - kukła uśmiechnięta nieśmiało i przepraszająco. Cztery inne białe Siemiony - manekiny naturalnej wielkości - rozlokowane są po całej sali. Jeden stoi tyłem do ludzi, z rękoma rozpłaszczonymi na murze, jak przed egzekucją. Trzech pozostałych siedzi w krzesłach obok widzów. Widzowie otaczają ze wszystkich stron miejsce akcji zasadniczej - środkowy fragment sali z łóżkiem postawionym na bruku. Gdzieś tam jeszcze zgromadzono kilka sprzętów: stolik i dwa krzesełka, pomocnik z czajnikiem, tacę z filiżankami, fotel. Nie widać ich zbyt dokładnie, nie odcięto ich wyraźnie od krzeseł widzów, świadomie nie wyodrębniono. Liczy się tylko łóżko z Siemionem.

Przedstawienie zaczyna się niepostrzeżenie, bez sygnału dźwiękowego, wygaszenia świateł. Wojciech Siemon, aktor żywy w czarnej bluzce polo i ciemnych spodniach podchodzi do łóżka, zdejmuje swój biały, martwy sobowtór, odkłada go ostrożnie na. bok, po czym sam kładzie się na łóżku, starannie otulając się białym i ogromnym prześcieradłem. Dopiero teraz gaśnie światło na sali a reflektor wydobywa z ciemności jaskrawo białe "miejsce akcji" z pochrapującym cichutko i boleśnie aktorem. Wbiegają Małgorzata Lorentowicz i Andrzej Bogucki. Rodzice ze snu. Dalej jest to, co być musi: ożywienie planu. Rodzice budzą Siemiona, rozkwita Różewiczowski dialog cytatów - przypomnień, Siemion męczy się unikami. Postacie ze snu znikają, wkraczają osoby z jawy. Siemiona słychać już to wprost, już to poprzez taśmę magnetofonową, spod prześcieradła. Własnym nagraniem dialoguje z bohaterami snów i przypomnień, dla żywych zachowuje żywy głos. I twarz, uśmiech, grymas, bezradne gesty, zażenowaną rozpacz. Cały arsenał środków do przekazania tragedii niemożności porozumienia się ludzi, niemożności, wysupłania sensu z wydarzeń własnej życiowej kartoteki, niemożności odejścia od przeszłości...

Po prostu: idzie "Kartoteka". Spektakl toczy się sprawnie normalnym rytmem. Spektakl znakomity, którego sens, wymowę i nastrój określono już na początku, już w scenograficznym zamyśle. "Kartoteka" Tadeusza Minca (reżyseria), Andrzeja Sadowskiego (scenografia) i Wojciecha Siemiona - genialnego odtwórcy Bohatera. I najprawdziwiej, najdotkliwiej, wiernie, adekwatnie, konsekwentnie - "Kartoteka" Tadeusza Różewicza. Ta sama, co weszła do polskiego teatru i literatury przed 13 laty, brawurowo. Co podlegała deformacjom inscenizacyjnym, wała się polem eksperymentów dla eksploratorów nowego teatru - ta sama wciąż najpełniejsza i najlepsza summa dramatyczna filozofii najwybitniejszego polskiego poety współczesnego.

Różewicz ma już stosy literatury krytycznej na własny temat. "Kartoteka" przy okazji każdorazowej konfrontacji ze sceną, została już również wielokrotnie poddana wiwisekcji. Zanalizowano, zważono, zmierzono w niej wszystko. Bohater - nasi współczesny, polski Jedermann koniecznie po czterdziestce, bo musiał zaliczyć wojnę - to, jak dotąd - jedyny syntetyczny portret pokolenia we współczesnej dramaturgii. Portret nieróżowy, okrutny typowością i zwyczajnością, bliski i rozpoznawalny aż do bólu. Portret człowieka wypalonego, dręczonego obsesjami, które zrodziła historia, ale i człowieka próbującego zrobić coś z tego, co się tak fatalnie nie udało.

Przetworzyć szare życie, wszystkie wydarzenia, zawarte w jego kartotece, w twórczość, w nadrzędny sens. Więc portret poety. Działającego hic et nunc, mającego do dyspozycji jedynie to nietypowe, nieudane tworzywo beznadziejnie bezsensownej, typowej biografii. Kartotekę banalnych odczuć i przeżyć, najzwyczajniejszą, będącą udziałem każdego. To nie jest łatwe zadanie, ale Różewicz ma już na to sposób: ważne jest to, aby się zgodzić na siebie. Na swoją pustkę i zmęczenie. Zgodzić się. W przeciwnym razie wszystko jest w życiu rozdarciem. Nie można żyć i pracować bez wyrażenia zgody. I dalej - recepta wyraźna, dedykowana - komu?

"Urządź się tak, żeby na nic nie czekać. Nic nie planuj, na nikogo nie czekaj. Tylko wtedy coś zrobisz. Wejdziesz do środka. Do wnętrza. Do środka, który jest zamknięty dla tych, którzy planują, działają i oczekują".

Wojciech Siemion wchodzi do środka. Jest - jak chce Różewicz - bohaterem, którego czynności nas nie interesują. Którego biografia ważna jest o tyle, o ile żłobi ślad w tym, co jest "wnętrzem". A wnętrze Siemiona podczas wieczorów w Teatrze Małym pozbawione jest nadziei, ale dalekie od rozpaczy. Tym, co dominuje, jest jakieś już wszystko - przebaczające, mądre zdumienie: że tak to wszystko właśnie się toczy... Bez widocznego sensu, daremnie. Najlepszym opisem sposobu wcielenia się aktora w tę rolę człowieka, któremu nie udaje się życiowy bilans, jest parę zdań Różewicza: "Byłem pusty i gotowy na przyjęcie każdej prawdy, ale mijały godziny, dni, lata. Przychodził wieczór, noc. Nic mi się nie objawiło, żaden głos nie odzywał się we mnie ani nie dochodził z zewnątrz". Siemion jest także pusty - czy raczej spustoszony - i gotów na przyjęcie każdej prawdy: daremność tych oczekiwań kwituje zażenowanym zdziwieniem, przepraszającym i żarliwym gestem, ucieczką w przeszłość, wsłuchaniem się w siebie - sprzed lat... Ma jeszcze jedną cechę Siemionowy tragiczny Bohater Współczesny: ciepło, którego źródłem jest humor. Ciepło i humor mimo wszystko krzepiące. Ludzkie. Chociaż nie ma rady na obsesje dawne, chociaż nie ma porozumienia z tym, co NOWE (niemiecka Dziewczyna, kreacja śmiechu - Teresa Sawicka) - jest człowiecza godność. Właśnie poprzez humor - leciuteńki - zaznaczona. To on nie pozwoli Siemionowi zginąć pod stosami gazet, którymi Chór (trzech aktorów komentujących) bombarduje go - skulonego w fotelu - dosłownie. A przy okazji i co bliżej siedzących widzów. Ale przecież w końcu depce się po rozrzuconych po ziemi gazetowych mądrościach. Zresztą - pozostaje schronienie: białe łoże, na którym dokonuje się WSZYSTKO, całe ŻYCIE. Mocne, męskie, znakomite przedstawienie. Godne sceny, na której idzie, nareszcie na miarę tej sali - surowej i intymnej jednocześnie. Przedstawienie, które jest faktem artystycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji