Artykuły

Czy Witkacy mnie lubi

- W istniejącej wśród badaczy jego twórczości legendzie Witkacy powraca na nasz padół i robi różne szpringle - mówi wrocławski teatrolog, znawca twórczości Witkacego PROF. JANUSZ DEGLER, laureat nagrody miesięcznika Odra.

Krzysztof Kucharski: Policzył Pan kiedyś wszystkie nagrody i honory, jakie Pana spotkały?

Janusz Degler: Nigdy ich nie liczyłem. Szczerze mogę powiedzieć, że nagroda "Odry" jest dla mnie najważniejsza.

Wszyscy laureaci tak mówią, nawet nobliści jak Wisława Szymborska. Czy nie jest to trochę grzecznościowa formułka?

- Pozbawię pana wątpliwości w punktach. Po pierwsze - jest to najstarsza w Polsce nagroda przyznawana nieprzerwanie od 45 lat, która przetrwała wszystkie zawirowania w naszej historii. Po drugie - jej prestiż wyznaczają nazwiska laureatów. Po trzecie - nigdy nie była to nagroda koniunkturalna. Zawsze miała akceptację środowiska kulturalnego.

To nagroda za całokształt, bo dwa razy się jej nie dostaje.

Czyli uznano Pana za mędrca i starca, który swoje już zrobił.

- Tę nagrodę dostaję rzeczywiście niedługo przed emeryturą. Nieskromnie powiem, że jestem bardzo szczęśliwy, bo doceniono mój trud badawczo-edytorski. Mam świadomość proporcji, w porównaniu z dokonaniami wielkich mistrzów. To, co ja robię, przypomina pracę mrówki, jest rodzajem pozytywistycznej pracy u podstaw. Kilka moich rozpraw o Witkacym doczekało się licznych przekładów, a z opracowanych przeze mnie edycji jego tekstów korzystają tłumacze w wielu krajach. Cieszę się z nagrody "Odry", bo zwraca ona uwagę na ten rodzaj pracy, która rzadko bywa doceniana, gdyż jest mało widoczna.

Ale odkrył Pan też sporo tekstów dotąd nieznanych.

- Ma pan na myśli tom "Bez kompromisu" wydany w 1976 r. To było rzeczywiście odkrycie zupełnie nieznanego Witkacego. Wydobyłem te teksty z przedwojennych gazet i czasopism. Wiele nie było odnotowanych w jego bibliografii. Odsłonił się nam nowy Witkacy. Witkacy - krytyk literacki i krytyk sztuki, publicysta bezkompromisowo oceniający ówczesne życie kulturalne i umysłowe, znakomity polemista i dowcipny felietonista.

Nagrodę przyznano m.in. za opracowanie pierwszego tomu "Listów do żony", który się świetnie sprzedaje.

- Dla mnie było to spore zaskoczenie, nie mówiąc o wydawnictwie, które ustaliło, iż nakład dwa tysiące egzemplarzy w zupełności wystarczy. Tymczasem musiało zrobić już trzy dodruki. Rezultat jest rewelacyjny, jeśli weźmie się pod uwagę, że mamy do czynienia z edycją korespondencji, opatrzoną ogromnym aparatem przypisów i komentarzy.

Co ludzi fascynuje w tych "Listach do żony"?

- To jest wyjątkowa korespondencja, która nigdy nie była pisana ze świadomością - co się często zdarza wśród pisarzy - że te listy kiedykolwiek ukażą się drukiem. Witkacy był przekonany, że Jadwiga spełnia jego polecenie i je pali po przeczytaniu. On jest w nich szczery do bólu i w ujawnianiu swoich intymnych spraw nieraz przekracza nawet granicę ekshibicjonizmu. Podobnej korespondencji nie ma w naszej literaturze. Adresatkę uważał jakby za spowiednika, któremu można powierzyć najskrytsze tajemnice. Choć miał on wielu znajomych i przyjaciół, to jednak z tej korespondencji wyziera twarz człowieka bardzo samotnego i artysty znającego swoją wartość, ale cierpiącego z istotnego dla twórcy powodów - niedocenienia i niezrozumienia przez współczesnych. Cała ta korespondencja to swoisty dziennik intymny człowieka, który nieustannie walczy ze sobą, ze swoimi słabościami i wadami.

Nawet okazuje swoją słabość.

- Zwłaszcza w drugim tomie, który właśnie opracowuję, zobaczymy, jak sam siebie w jakimś sensie degraduje. Zwłaszcza, kiedy do wszystkich cierpień - nazwijmy to duszy - dochodzą coraz bardziej dokuczliwe cierpienia ciała. Tu niejednokrotnie zbliżamy się do sytuacji, w której edytor ma moralne rozterki i zastanawia się, czy nie powinien niektórych listów ocenzurować, bo granica intymności została w nich wyraźnie naruszona. Postanowiliśmy jednak, że publikujemy te listy bez żadnych ingerencji.

Witkacy traci swoją demoniczność.

- Nie traci, nie traci...

No właśnie, zapomniałem, że Pan, laureat i naukowy autorytet, wierzy w duchy. A właściwie ducha.

- W istniejącej wśród badaczy jego twórczości legendzie Witkacy rzeczywiście powraca na nasz padół i robi różne szpringle. Sam padłem ofiarą takiej jego interwencji zza światów. W roku 1972 szykowałem do druku wspomniany tom "Bez komentarza" i czarną teczkę ze wszystkimi fiszkami i notatkami zostawiłem w szatni na premierze w Teatrze Kameralnym. Kiedy chciałem ją zabrać, okazało się, że zrobił to ktoś przede mną. Postawny, wysoki mężczyzna ubrany nieco staroświecko, który wyszedł, gdy tylko po spektaklu rozległy się oklaski, włożył gabardynowy płaszcz i powiedział: "Tam jest moja teczka". Szatniarka mu ją wydała, bo to była jedyna teczka. To był dla mnie cios. Witkacy co jakiś czas wtrąca się do mojego życia dość brutalnie. On chyba nie lubi, gdy ktoś rozbiera go na czynniki pierwsze. Niemal każdemu z badaczy jego życia i twórczości przydarzyła się jakaś dziwna i niewytłumaczalna przygoda.

NAGRODY ODRY

Wśród ponad 50 laureatów nagrody wrocławskiego miesięcznika znalazło się dotąd wielu wybitnych pisarzy i humanistów, m.in.: Karl Dedecius, Ludwik Flaszen, Andrzej Friszke, Gustaw Herling-Grudziński, Ryszard Kapuściński, Tymoteusz Karpowicz, Józef Kelera, Leszek Kołakowski, Tadeusz Konwicki, Hanna Krall, Zygmunt Kubiak, Stanisław Lem, Ewa Lipska, Czesław Miłosz, Jan Miodek, Włodzimierz Odojewski, Tadeusz Różewicz, Jarosław Marek Rymkiewicz, Jan Strzelecki, Wisława Szymborska i Władysław Terlecki. Jedynym przedstawicielem środowiska plastycznego był prof. Eugeniusz Geppert.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji