Artykuły

Jasiński, Kraków i diabeł

Krzysztof Jasiński, jedna z najjaśniejszych twarzy kultury, kończy w lipcu 75 lat. To, że w teatrze reżyseruje i gra, od biedy można zrozumieć - Kraków wszak najwyższą sztuką stoi. To, że robi sztukę wysoką, która przynosi zyski - lekko niektórych irytuje. Ale wszystko to do kupy jako trwający od ponad pół wieku wielki sukces, można tylko wytłumaczyć paktem z diabłem:)

To było tak. Zwykły, szary diabeł polski, moc wielką posiadający, ale żaden tam książę ciemności, Belzebub czy choćby J.M. (Jego Mość) Rokita, jeno łąkowy Kusy napotkał w wielkim mieście K. młodego artystę Krzysztofa J. Diabeł jak to diabeł - duszy chciał. W zamian oferował kasę, kobiety, sławę i wieczną młodość. A cwany Krzysztof J. zażądał jednego: teatru. - Będzie teatr, to będę miał i całą resztę, nawet wieczną młodość, bo jak się sztukę kocha, to ona odpłaca. - OK, a gdzie i kiedy skonsumuję swoją część kontraktu? - zapytał diabeł tonem komisji ds. Amber Gold. - Ech, jak już będę miał teatr, to kiedy zechcesz diable - machnął ręką lekceważąco Krzysztof J. - Duszę oddam ci od razu, gdy nie będę w stu miejscach naraz.

Diabeł, przedstawiciel tępej, narodowo-socjalistycznej prawicy, zatarł łapska. "Przecież nikt nie może być w stu miejscach równocześnie. Głupi ten chłopak z Borzechowa w Lubelskiem". Szast, prast, teatr wzniósł (trochę mu Krzysztof J. kazał jeszcze poprawek dołożyć i przenieść teatr a to z piwnic do namiotu, a to z namiotu na aleję Krasińskiego) i nuże do artysty po duszę przychodzi.

- Masz pecha diable, ten teatr STU się nazywa - odpowiedział bezczelnie Krzysztof J. i diabła pognał precz. (Ale że serce ma dobre, więc daje mu dorobić w organizacji widowni, z czego diabeł rad, bo nareszcie robi coś, co umie).

I tak to od 52 lat działa teatr, który jest fenomenem na skalę światową. Bo Jasiński jest najdłużej nieprzerwanie działającym dyrektorem teatralnym w Europie. Bo tradycja teatru wyrasta - ale nie wyrosła! - z racji tradycji buntu rewolucyjno-społecznego. Bo wzruszającej, emocjonalnej symbolice towarzyszy zawsze rozmach inscenizacyjny. Bo najwięksi tu grają, piszą i reżyserują: Pszoniak, Trela, Łukaszewicz, Stuhr i dziesiątki innych. Bo zawsze jest metafizyka, urok, emocje - słowem wielka sztuka.

A sam Jasiński? To nie tylko dawne czasy tryptyku "Spadanie", "Sennik polski" i "Exodus". To nie tylko widowiska plenerowe typu "Harfy Papuszy" i benefisy artystów. To nie tylko wielkie reżyserie lat 90. ("Kolacja na cztery ręce" (1988, z Nowickim, Binczyckim i Peszkiem). To nie tylko współczesne adaptacje szekspirowskie ("Hamlet", 2000 i "Król Lear", 2010) czy "Wielkie kazanie księdza Bernarda" Leszka Kołakowskiego, monodram z Jerzym Trelą (2006).

Ale najważniejsze jest to, że lata mijają, a on co chwilę wokół teatru skupia nowych, młodych, średnich, starych - ale zawsze jakichś.

I cieszy, że w tym teatrze zgadza się ambitny repertuar z wysoką kasą. Tu nikt nie wznosi błagań: "dotację wysoką racz nam zwrócić, Panie" (choć z szacunkiem i ją się przyjmuje).

Tak, Krzysztofowi J. pozazdrościć można wiele. Od wiecznej młodości poprzez odwzajemnioną miłość do sztuki, aż po nalewki pasjami macerowane we wsi Grom na granicy Warmii i Mazur, gdzie jest coś więcej niż letnia hacjenda Beaty Rybotyckiej i Krzysztofa Jasińskiego.

Ale wszystkich ludzi sztuki namawiać trzeba, by zamiast mu zazdrościli - uczyli się odeń jednego: praca, praca, praca.

Jasiński i jego STU to dowód na to, że Kraków to miasto magii, czasami nawet czarnej. To dlatego tu tworzył Wyspiański, a jego wzruszające pastele z widokiem na kopiec Kościuszki z okna pracowni przy Krowoderskiej 79 dziś są magiczne w dwójnasób. I to dlatego namawiamy was w tym numerze, aby w wakacje ruszyć się gdzieś poza Rynek: np. na Kazimierz czy do Zabłocia...

* Krzysztofie, a Tobie życzymy nie lat stu czy nawet stu pięćdziesięciu, bo weźmiesz sobie od życia tyle, ile potrzebujesz. Zawodowych sukcesów też nie ma Ci co życzyć, bo to masz we krwi.

Życzymy Ci więc kolejnych pomysłów na życie. Miłości co prawda masz mnóstwo, ale nigdy nie zaszkodzi jej więcej, podobnie jak zdrowia. I nalewek jeszcze więcej - tak, to przyda się zawsze.

Ale najszczersze życzenia to zawsze takie, z których zyski czerpie życzący: dlatego Ci życzymy, aby Diabeł Sztuki zawsze był na twe pstryknięcie i abyś nam w Krakowie coś fajnego jeszcze zrobił.

A diabeł duszy nie dostanie, bo Teatr STU jest na wieczność.

Witold Bereś

producent filmowy, scenarzysta, publicysta, pisarz. Redaktor naczelny miesięcznika "Kraków".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji