Artykuły

Zimno, coraz zimniej

"ACID SNOW [będzie jeszcze zimniej]" w reż. Rolfa Alme w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Gdyby nie rola Pauliny Chapko, "Acid Snow", lekko uwspółcześniona wersja "Domu lalki" Ibsena opatrzona łopatologicznym finałem, nie sięgnęłaby powyżej poziomu średnio udanego dyplomu na Akademii Sztuk Teatralnych.

To zresztą efekt założenia samego reżysera. Norweg Rolf Alme chciał pracować z młodymi, początkującymi aktorami. Dlatego nie doszło do realizacji tego samego spektaklu w krakowskim Narodowym Starym Teatrze. Twórca odrzucił propozycję współpracy z takimi sławami jak Dorota Segda, a na zatrudnienie debiutantów nie zgodziła się dyrekcja. To, co nie wyszło w Krakowie, miało się udać we Wrocławiu. "Acid Snow (Będzie jeszcze zimniej)" to kolejny spektakl Teatru Polskiego, w którym zdecydowana większość obsady występuje gościnnie. Poza Pauliną Chapko jedyną "stacjonarną" aktorką jest Iwona Kucharzak-Dziuda, która w zespole pracuje od ubiegłego sezonu.

Alme wystawia klasyczny już dramat Ibsena we współczesnym kostiumie, na pustej scenie, gdzie jedynym elementem scenografii i zarazem istotnym medium jest kamera, przed którą stają aktorzy i ekran. Ta korekta w połączeniu z kosmetycznymi zmianami w tekście ma przełożyć się na komunikat: historia opowiedziana przez norweskiego dramatopisarza 139 lat temu mogłaby równie dobrze zdarzyć się tu i teraz.

A oto historia Nory - niepracująca żona przesadnie skąpego bankiera wiedzie pozornie lekki, łatwy i przyjemny żywot. O tym, że pozory mylą, opowiada w tajemnicy przyjaciółce (Iwona Kucharzak-Dziuda). Oto przed laty, na początku małżeństwa, uratowała męża przed widmem choroby, zapożyczając się na wyjazd "do wód", czyli do słonecznej Italii. Dług wciąż spłaca z pieniędzy zaoszczędzonych na domowych wydatkach. Jednak wierzyciel (Bartosz Cymbalista) domaga się wdzięczności. W zamian oczekuje zatrudnienia w banku zarządzanym przez męża Nory Torvalda. Dla niego z kolei pozory, tak nieistotne dla Nory, są gwarancją trwania małżeństwa. Bardziej liczy się wizerunek rodziny, który mógłby ucierpieć po ujawnieniu transakcji sprzed lat, niż więź z żoną. Kiedy to do niej dociera, odchodzi od męża. To rozwiązanie zresztą - co zostaje w teatralnych didaskaliach w "Acid Snow" kilkakrotnie podkreślone - wywołało po premierze prawdziwy skandal. Do tego stopnia nie godziło się bowiem wówczas, żeby żona opuszczała męża.

Na szczęście - informują nas w finale aktorzy, którzy na tę krótką chwilę wychodzą z ról - dziś jest inaczej.

Dziś możemy łączyć się w pary dowolnie, nawet lekce sobie ważąc tradycją uświęcony związek pierwiastka męskiego z kobiecym, możemy też swojego partnera lub partnerkę opuścić i nie spotka nas za to społeczne wykluczenie.

Niestety, wciąż są kraje, gdzie hołduje się tym skostniałym, krzywdzącym dla kobiet dawnym obyczajom. Które są jak tytułowy kwaśny śnieg, w domyśle - bardziej niebezpieczne od smogu.

Reżyser do tego stopnia łopatologicznie i tępo wykłada swój morał, jakby nie dowierzał w inteligencję widowni, która i tak domyśla się, do jakich to krajów zagrożonych opadami kwaśnego śniegu pije. Nie da się tego zrzucić na karb młodości i niedostatków scenicznego doświadczenia większości biorących udział w spektaklu aktorów. Trzeba naprawdę wielkiego talentu, żeby ów finał wziąć w nawias, uwalniający od wprawiającej widza w osłupienie naiwności. Szkoda, bo za jego sprawą pryska w sekundę efekt mocnej sceny wcześniejszej, kiedy to mąż Nory (w tej roli dwóch aktorów: Piotr Misztela i Tomasz Madej) ciągnie ją za włosy w kulisy, a widownia zamienia się w grupę niemych i bezradnych świadków rozgrywającej się gdzieś na zapleczu sceny przemocy domowej.

Póki do tego dojdzie, młodzi aktorzy pełnią rolę chóru towarzyszącego Norze, chóru mieszkającego w jej głowie, komentującego jej słowa i poczynania, z którego wyłaniają się kolejni bohaterowie dramatu. Ów chór staje się ucieleśnieniem presji, jakiej podlega kobieta w rodzinie i społeczeństwie, wiecznie obecnego, wewnętrznego krytyka, od którego nie jest się w stanie wyzwolić. A raczej stawałby się, gdyby zespół poziomem gry aktorskiej był w stanie wznieść się choć odrobinę wyżej. Bo niestety, po kolejnym zbiorowym dreptaniu z jednej strony sceny na drugą i kolejnym chóralnym westchnieniu "ooooj" ma się ochotę odpowiedzieć własnym "oj", bynajmniej nie z zachwytu.

"Acid Snow" warto jednak zobaczyć dla Pauliny Chapko. Aktorce udaje się to, co nie wyszło w finale - połączyć współczesność i ten moment sprzed 139 lat, kiedy Ibsenowska Nora wyszła prosto w sypiący śnieg, opuszczając własną rodzinę. Chapko w tej roli jest zarazem uroczo retro i całkowicie współczesna. Umie znakomicie udawać naiwną, zagubioną kobietę-dziecko, żeby za moment zaskoczyć dojrzałą samoświadomością, balansując między tonacją komediowego nawiasu a tragedią najzupełniej serio. Jej Norze się wierzy, współczuje, trzyma się za nią kciuki. I te momenty utożsamienia, solidarności widza ze sceniczną postacią są największą siłą "Acid Snow", którego premiera zakończyła sezon w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji