Artykuły

Uwaga widz!

Na spektaklu "Obrona Sokratesa" pijanego widza zmogły nudności. Grupkę gimnazjalistów bardziej frapowało strzelanie plastikowymi rurkami do aktorów, niż ich sceniczne popisy w sztuce "Szatan z siódmej klasy". Pogrążona w mroku widownia szeleści papierkami i chrupie chipsy, a na uroczystych premierach dzwonią nawet telefony komórkowe - o zachowaniu młodych widzów w łódzkich teatrach pisze Tomasz Spodenkiewicz w Expressie Ilustrowanym.

Okazuje się, że teatr jest miejscem spotkań nie tylko tak zwanej wyrobionej publiczności. Świadczą o tym opowieści łódzkich aktorów i pracowników obsługujących przedstawienia. Nagminnym grzechem, który popełniają także stali bywalcy teatrów łódzkich, jest przychodzenie z włączonymi telefonami komórkowymi. Elektroniczne melodyjki słychać tak często, że wprowadzono zwyczaj nadawania przed każdym spektaklem komunikatu z prośbą o wyłączenie "kieszonkowego gaduły". Apele nie zawsze jednak skutkują. - Ludzie nic sobie z tego nie robią i często rozmawiają przez telefon w trakcie spektaklu - mówi Elżbieta Kujawińska z działu obsługi widzów Teatru Nowego. Z widowni dolatują także głośne komentarze publiczności.

Łódzkie teatry zatrudniają porządkowych, którzy reagują, gdy ktoś zachowuje się niestosownie. - Zazwyczaj podchodzimy dyskretnie do takich widzów i zwracamy im uwagę. Aktorzy nie lubią, gdy ktoś im przeszkadza. Wyjątkiem jest Bronisław Wrocławski, który poprosił nas, by nie interweniować na jego monodramach. Wykorzystuje odzywki widzów i dodaje coś śmiesznego od siebie - mówi Sebastian Karwan, obsługujący przedstawienia w Teatrze Jaracza.

Plecaki pełne chipsów

Dużo głośniej i niespokojniej jest na spektaklach dla młodzieży szkolnej, a najmłodsi uwielbiają wręcz opychać się łakociami w trakcie przedstawienia.

- Dzieci przynoszą plecaki pełne chipsów, szeleszczą torebkami i zostawiają dużo śmieci. Nie wiedzą, jak się zachować w teatrze, przecież większość z nich na sztukę przyszła pierwszy raz w życiu. To przede wszystkim wina rodziców, którzy nie mają czasu albo ochoty wytłumaczyć malcowi, jakie panują obyczaje w teatrze - mówi Bolesław Galczak, kierownik działu promocji Teatru Nowego.

Za zachowanie uczniów odpowiedzialni są także nauczyciele i wychowawcy. Nie zawsze zwracają uwagę swoim hałaśliwie zachowującym się podopiecznym albo udają, że nie widzą, co wyprawiają ich klasy.

- Po jednym ze spektakli zrobiliśmy uczniom pogadankę na temat sztuki. Powiedzieliśmy im przy okazji, że nie należy jeść chipsów w czasie spektaklu. Wtedy zabrała głos wychowawczyni, tłumacząc, że może byli głodni! A nam ręce opadły - mówi Łukasz Pruchniewicz, aktor Teatru Nowego.

Rurkami w aktorów

Pracownicy teatrów, tak jak wszyscy dorośli, wiedzą, jakie są małe dzieci i mają dla nich dużo wyrozumiałości, ale nie znajdują usprawiedliwienia dla wybryków niektórych licealistów. Piwo pite przez nich przed i w trakcie przedstawienia sprawia, że zachowują się wręcz po chamsku.

- Kiedy zwróciłem uwagę 17-latkowi, najpierw usłyszałem "sp.... j!", a później groźby pod moim adresem. Potrząsnąłem nim i wtedy się uspokoił, ale w przerwie znalazłem go zgiętego w pół na fotelu. Zanieczyścił widownię od tylnych miejsc, aż do drugiego rzędu - mówi Marek Wosiński, który dbał o porządek na przedstawieniach w Teatrze Powszechnym.

Inną rozrywkę znaleźli sobie gimnazjaliści, którzy przyszli na "Szatana z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego. Pocięli rurki z McDonald'sa na dwucentymetrowe odcinki i za pomocą gumek strzelali nimi w aktorów i obsługę.

O mały włos spowodowałoby to koniec spektaklu, bo aktorzy nie chcieli wyjść na drugi akt. - Sztyfciki, którymi w nas strzelano, bardzo nas denerwowały. Nie mogliśmy jednak namierzyć winowajców, bo było za ciemno. Po zakończeniu przedstawienia widownia była cała w rurkach - mówi Marek Wosiński.

Zdaniem pracowników teatralnych zachowanie widzów i tak się poprawiło w porównaniu z latami ubiegłymi, choć nadal pozostawia wiele do życzenia. - W latach 60. i 70. strzelano do nas sztyftami bardzo często, teraz na szczęście rzadziej. Oczywiście, wciąż zdarzają się pijani widzowie. Ostatnio jeden wymiotował na "Obronie Sokratesa" - mówi Jerzy Krasun aktor Teatru Nowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji