Artykuły

Desant łódzki w Kamienicy

"Test" Jordiego Vallejo Duarriego w reż. Tomasza Obary w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski na blogu Teatr dla Wszystkich (platformie zastępczej Teatru dla Was).

Apartament należy do Bruna (Jarosław Boberek), który postanowił na kolację zaprosić swoich najbliższych przyjaciół. Znają się dwadzieścia pięć lat. Pola (Daria Widawska) i Daniel (Mariusz Słupiński) dzisiaj są już małżeństwem. Zanim pojawi się Daniel, Pola już zdąży poznać propozycję Bruna. Na początku wydaje się być ona dla niej niczym więcej niż niewinnym żartem, banalną igraszką, pomału jednak okazuje się, że jest zupełnie inaczej, a rozstrzygnięcie testu psychologicznego, którego autorką jest Beata (Aleksandra Grzelak), dziewczyna Bruna, wcale nie jest takie proste i oczywiste. Co wybrać: sto tysięcy do ręki, od zaraz, czy milion za dziesięć lat. Taka jest stawka.

Pierwsza rozmowa Bruna z Polą, Daniel pojawia się nieco później, nie zwiastuje zupełnie tego, co się wydarzy niebawem. Zresztą dość długo protagoniści rozmawiają raczej spokojnie, bez zbytniego zacietrzewienia, trzymając jakby emocje na postronku. Na chłodno rozważają różne warianty, sposoby wyjścia z "kłopotliwej" sytuacji. Sam Boberek do końca zdaje się być bliżej smalk talk, rzadko podnosi głos, prowadzi luźną, zdystansowaną, chłodną i trzeźwą grę, w której jego dobre intencje mają być najważniejsze. Ale to tylko pozór. Grunt pod nogami dużo szybciej tracą jego goście. Stopniowo napięcie zaczyna wzrastać, atmosfera się zagęszcza i na jaw wychodzą tajemnicze prawdy, o których przyjaciele dotąd nie mieli zielonego pojęcia. To powoduje, że do głosu dochodzą bardziej żarliwe emocje, artykułowane z dużo większą ekspresją. A gdy do akcji wkroczy Beata, okazuje się z pełną mocą, że cała sytuacja wymknęła się już spod ich kontroli i żadna dobra wola nie pomoże doprowadzić do osiągnięcia porozumienia. Tym bardziej, że brutalnie wdziera się w ich życie przeszłość, która każe spojrzeć na wszystkie ich dotychczasowe relacje z zupełnie innej perspektywy. Schemat dramaturgiczny, bliski psychofarsie, jest tu nieco podobny do tego, jaki znamy z "Boga mordu" Yasminy Rezy, co wyraziście eksponuje dobre tłumaczenie Rubi Birden. Konfrontujące spotkanie staje się coraz bardziej gwałtowne, opadają maski, a wybuchy złości nakręcają machinę wzajemnych pretensji i oskarżeń do maksimum. Okazuje się, że jeden wieczór zmienia absolutnie układ sił i żadne strategie nie są w stanie tych relacji uratować. Każdy z protagonistów wychodzi z tego pojedynku mniej lub bardziej okaleczony, a ich życie na pewno już nie będzie takie samo.

Tomasz Obara stara się budować rytmy tego przedstawienia przede wszystkim na psychologicznych niuansach i to jest na pewno dla aktorów w tak skonstruowanej materii dramaturgicznej, pełnej zaskakujących wyznań i manewrów, gdzie dużo dzieje się pod powierzchnią samego konfliktu, sporym wyzwaniem . Trzeba przyznać, że spektakl wyraźnie zaczyna w rysunku aktorskim zwyżkować po wejściu do akcji Mariusza Słupińskiego. Co nie znaczy, że Daria Widawska z Boberkiem ze swoimi bohaterami sobie nie radzą. U Widawskiej najbardziej podobała mi się psychologiczna delikatność, z jaką próbowała nasycać postać Poli. Choć to Słupiński gra w tym kwartecie bez wątpienia główne skrzypce. To jego wchodzenie w zwarcie z pozostałymi pozwala wybrzmieć wszystkim kulminacjom, a także bez jakiejkolwiek szarży wzbogacić tę swoistą psychodramę o elementy komizmu, który do połowy spektaklu przedziera się z niemałym trudem. Trzeba przyznać, że aktor Teatru Jaracza w Łodzi, bez wchodzenia w zbytnią rodzajowość, zdecydowanie najlepiej potrafi odnaleźć się we wszystkich zapętleniach emocjonalnych, jest w tym zaskakująco prawdziwy, stając się jednocześnie jakby kontrapunktem dla pozostałych postaci. Warto było obserwować jak ze sceny na scenę puszczają mu nerwy, jak do głosu dochodzą skrywane instynkty i obnażają mechanizmy naszych relacji z najbliższymi.

Niestety, nazbyt płasko i dość stereotypowo wypada w tym przedstawieniu rola Aleksandry Grzelak. Ale to nie dlatego bardziej byłem tego wieczora skory do refleksji, niż do śmiechu. Bo "Test" Jordi Vallejo Duarri nie ma w sobie nic z rozchichotanej publicystyki. I całe szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji