Artykuły

Na chwiejnych podstawach

"Pijani" Iwana Wyrypajewa w reż. Wojciecha Urbańskiego i "Plastiki" Mariusa von Mayenburga w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w ramach Letniego Przeglądu Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Kamila Łapicka na blogu Słuchy z teatru (i okolic).

"Plastiki" (na zdjęciu) i "Pijani". Jakkolwiek to brzmi, są to moi faworyci wybrani z tegorocznych propozycji Letniego Przeglądu Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pierwszą sztukę napisał Marius von Mayenburg, drugą - Iwan Wyrypajew.

Obaj autorzy świetnie sobie radzą na polskich scenach. Ich specyficzny język, bardziej dosadny w wypadku Mayenburga i ciążący ku poetyckiej frazie w wydaniu Wyrypajewa, służy zwykle do opisu odmiennych zjawisk. Skarlałe relacje międzyludzkie bierze na warsztat dramatopisarz urodzony w Monachium (1972), zaś relacje uwznioślone buduje autor, który przyszedł na świat w Irkucku (1974). Obaj reżyserują sztuki własne i nie tylko, co sprawia, że zmysł sceny się wyostrza i przedostaje się na jej deski tylko to, co naprawdę niezbędne, by zbudować mięsisty dramat.

Trudno nazwać "Pijanych" komedią, choć w trakcie spektaklu słychać śmiech na sali. Oglądając bohaterów sztuki Wyrypajewa, którzy przez dwie godziny nie trzeźwieją ani na chwilę, zaś aktorzy wykonują pląsy i upadki z niemałym poświęceniem, śmiejemy się początkowo z udanej karykatury. Bywa wszak, że podążając za motem in vino veritas miewamy poetycką wenę, jak Magda ("Kto otworzy kobiecie, która stoi u drzwi?!"), wygłaszamy prawdy ostateczne, jak Gabriel ("Bóg kocha wegetarian, a mięsożerców wysyła do piekła"), odkrywamy w sobie pokłady empatii, jak Mark ("Chse pmós") lub zalewamy przyjaciół potokiem naszych uczuć, jak Laura ("Jesteś wspaniała, jesteś kochana, jesteś skarbem, jesteś złotem, jesteś brylantem"). Jak to bywa w sztukach Wyrypajewa, bohaterowie "opowiedzeni" w osobnych wątkach muszą się w końcu spotkać. Wtedy okazuje się, że każdy niesie w sobie własny dramat - zdradzony mąż, filmowiec chory na raka, odrzucona narzeczona, prostytutka udająca primabalerinę - i przestaje być wesoło. Dużego wysiłku potrzeba, aby przywrócić życiu sens, który był tak oczywisty, gdy bohaterowie "byli sobą". Tym samym teza, że "Bóg zawsze rozmawia ze światem poprzez tych, którzy są pijani" zaczyna być mocno ryzykowna. Jednak jest w przedstawieniu Wojciecha Urbańskiego motyw, który cenię z poprzednich sztuk Wyrypajewa - Miłość to generalna pobudka, która dzięki niewytłumaczalnej energii zmienia zainteresowanego i cały świat. Sceny, w których występują Agata Różycka (Martha) i Łukasz Lewandowski (Gustav), porażeni miłością od pierwszego wejrzenia oraz Robert Majewski (Laurenz) i Agata Góral (Magda), połączeni nieco bardziej sfatygowanym uczuciem, uważam za najlepsze w całym spektaklu.

"Plastiki" to opowieść o rodzinie pozorantów. Ulrike (Magdalena Smalara) jest straszną mieszczanką, która kompensuje sobie zawodowe fiasko poniżaniem służącej, Michael (Waldemar Barwiński) pozoruje odwagę, by zaimponować żonie, która umie go zrównać z ziemią na tysiąc sposobów, a nastoletni Vincent (Kamil Szklany) marzy o tym, aby zamiast bluzy z kapturem nosić sukienki. Kiedy w tę rodzinną sielankę wkracza prostoduszna Jessica (Karolina Bacia) oraz skupiony wyłącznie na sobie Haulupa (Sławomir Grzymkowski), cała plastikowa konstrukcja zaczyna się chwiać. Największa w tym zasługa właśnie "przyjaciela domu" i pracodawcy Ulrike, który prawdę mówi aż za dobitnie, tak jak w kwestii skierowanej do Michaela: "Ty po prostu nie jesteś lekarzem bez granic, granice to twoje życiowe motto, wszędzie je stawiasz" lub do Jessiki: "Sprzątaczko Jessiko, jesteś produktem ubocznym burżuazyjnej tendencji do dekadencji, wilgotną tęsknotą za posiadaniem niewolnicy i całkowicie zbędnym dowodem na sutenerską mentalność Michaela, z naciskiem na sutenerską". Dawno nie widziałam tak dobrego dramatu współczesnego na polskich scenach. Mayenburg podnosi każdą maskę, którą jego bohaterowie przyciskają z całych sił. Inscenizacja Grzegorza Chrapkiewicza jest przy tym wyborna aktorsko, wszyscy bez wyjątku potrafią być pięknie bezwstydni i okrutni.

Co ciekawe, oba spektakle zawierają wątek satyry na współczesnych artystów, a raczej na mitomanów i egocentryków, którzy z jednej strony myślą, że wszyscy marzą, by ich poznać, a z drugich nie są w stanie samodzielnie podgrzać sobie zupy. Przedstawiają się zresztą w sposób, który daje pojęcie o ich charakterze, co także trzeba policzyć autorom w rubryce zasług. Bohater "Pijanych" mówi do napotkanej i cokolwiek upojonej młodziutkiej dziewczyny: "Rzygaj, tylko nie na mój garnitur, bo jestem dyrektorem festiwalu filmowego, nie mogę być obrzygany. Zresztą, mam na imię Mark, byłem tu z wizytą". W "Plastikach" entrée wygląda podobnie, choć artysta jest upojony wyłącznie własną osobowością: "Nazywam się Serge Haulupa i robię tutaj sztukę". Skromnie i zwięźle. Zarówno Maciej Wyczański, jak i Sławomir Grzymkowski zagrali bardzo dobre role, choć taktyka Haulupy, który "poddaje zwyczajowej inkwizycji wszystko, co spotka na swojej drodze" przemawia do mnie bardziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji