Artykuły

Pamflecista na scenie

"Fryderyk Wielki" Nowaczyńskiego w Łódzkim Teatrze Nowym nie jest wydarzeniem przynajmniej gdy słowu temu przywrócić właściwą rangą. Ale choć nie jest wydarzeniem, na tle innych towarzyszących mu realizacji (nieraz ciekawszych scenicznie) ma znaczenie specjalne: jest próbą stworzenia teatru serio. Teatru o ambicjach szerszych niż mniej czy bardziej udana transpozycja mniej czy bardziej udanego utworu na scenę. A próby tego typu należą u nas ostatnia do zjawisk nie mniej rzadkich niż wydarzenia.

Aby wyrazić się względnie jasno i sprawiedliwie. W naszym dość martwym życiu teatralnym wciąż jeszcze znajdują się przedstawienia godne uwagi. Nie brak ich także w ciągu ostatnich kilku czy kilkunastu miesięcy. Tylko że - ganione czy chwalone - tak naprawdę nie obchodzą nikogo: i w większości nie sposób powiedzieć z czyjej przede wszystkim winy: teatru, publiczności czy osób trzecich.

Spektakl "Fryderyka Wielkiego" też oczywiście nie poruszy zbyt wielu, być może głęboko nie poruszy nikogo. Ma wszakże przynajmniej jasno zakreślony cel i ambicje - i nie są to ambicje bycia "lepszym" czy bardziej oryginalnym. Dejmek mierzy bowiem wyżej: pragnie przypomnieć, że teatr jest po to, by zachwycać lub oburzać, a nade wszystko - mówić o sprawach, od których zależy byt - nie tylko sceny. Czy udaje mu się mówić językiem naprawdę skutecznym, jest już sprawą inną.

Aby zacząć od wyboru dramatu... Propozycje repertuarowe Dejmka nigdy nie zgadzały się zbyt ściśle z obowiązującą modą - czasem ją wyprzedzały, czasem szły całkiem obok, czasem nawet jakby "w tyle". Wszystkie zrealizowane w ciągu ostatnich sezonów utwory - "Elektra" Giraudoux, "Sułkowski", "Operetka", "Obrona Sokratesa" Herberta, adaptacja "Lorda Jima" wiązały się - z różnych względów - z osobistym ryzykiem reżysera; ich aktualność czy "sceniczność" nie była od dawna - lub w ogóle - sprawdzana przez teatry. W wypadku "Fryderyka" ryzyko to było szczególnie duże, choć Nowaczyńskiego - po raz pierwszy po II wojnie - przypomniał Stanisław Hebanowski głośną przed trzema sezonami, lecz przecież niezbyt fortunną "Cyganerią warszawską". Z "Fryderykiem" sprawa jest zresztą poważniejsza niż z "Cyganerią", a kłopot większy. Z owej liczącej ponad 350 stron "powieści dramatycznej" trzeba dopiero ,wykroić utwór sceniczny, materiału zaś starcza na parę - i to całkiem różnych - sztuk. Tak zresztą jak w wypadku wielu dramatów Nowaczyńskiego, który nigdy możliwościami i rygorami sceny się nie krępował - nawet przy pisaniu swych najbardziej teatralnych dzieł. Zawodziła go tu nawet owa lakoniczność słowa, którą osiągał w swych satyrach, artykułach i szkicach: niewątpliwy nerw dramaturgiczny ożywia raczej jego eseje, paszkwile i polemiki niż sztuki.

Co więcej, to co decydowało mimo wszystko o teatralności owych sztuk to były nęcące aktorskie role, stwarzające szanse kreacji przynajmniej dla postaci tytułowych. Na protagonistów wybierał wszak Nowaczyński zawsze bohaterów nietuzinkowych - i w sensie cech charakteru, i znaczenia, jakie odegrali w historii czy literaturze. Napoleon w "Bogu wojny" (1907), Car Samozwaniec w "Polskich na Moskwie godach" (1908), Fryderyk II Hohenzollern w "Wielkim Fryderyku" (1911), "Pułaski w Ameryce" (1917). Jarosław Dąbrowski w "Komendancie Paryża" (1926). Cezar Borgia i Mikołaj Kopernik w "Cezarze i człowieku" (1937) i z pisarzy Mikołaj Rej w "Reju w Babinie" czy Kajetan Węgierski w "Starościcu ukaranym czyli Niedolach Zoila" (1906).

Nic dziwnego, że sukcesy teatralne tych dzieł, które adaptując i przykrawając, decydowano się wprowadzić do teatru - wiązały się głównie z nazwiskami aktorów, by wspomnieć najgłośniejsze - Solskiego w dwu premierach (1910. 1938) "Fryderyka" i w "Carze Samozwańcu".

Dejmek przystępując do swej inscenizacji aktorem na miarę tej tradycji nie dysponował. Zdawał sobie z tego sprawę i z pewnością część skrótów dyktowała mu świadomość owego braku. Ale, wbrew pozorom, nie ona była decydująca. Dejmka sztuka Nowaczyńskiego zainteresowała bowiem nie jako portret nieprzeciętnego, z pewnością, pruskiego władcy, ale jako dramat postaw oraz politycznych racji, zademonstrowanych na przykładzie drastycznym: wzajemnych stosunków podbijającego i podbijanego.

Nie jest to sprzeczne z intencjami autora sztuki. Mimo owego zainteresowania dla jednostek wybitnych, nie poświęcał się Nowaczyński nigdy odtwarzaniu ich biografii - ani zewnętrznych ani duchowych. Interesowała go nie tyle psychologia, co tło historyczne, społeczne, przy czym mimo rzetelnych studiów - potwierdzanych wyliczaniem źródeł, z których pisarz korzystał - nie miały to być też dramaty tzw. "historyczne" - tworzone z obiektywizmem i dystansem. Wiedza o epoce, przejawiająca sią w znajomości faktów, obyczaju, języka, była jak gdyby bazą, warunkiem, środkiem nie celem; o charakterze tej dramaturgii decydował nie naukowy pedantyzm, lecz znana pasja publicysty, nie oszczędzającego żadnych świętości.

Nie bez znaczenia jest przecie fakt, że największe nasilenie tej dramaturgii (prawie co rok sztuka) przypada na okres, który zrodził najgłośniejsze -co nie znaczy najbezwzględniejsze - satyry Nowaczyńskiego: "Małpie zwierciadło" (1902), "Facecje sowizdrzalskie" (1903), "Skotopaski sowizdrzalskie" (1904), okres, w którym powstała - potwierdzona w latach następnych - opinia o wiecznym "opozycjoniście a priori", opętanym obsesją negacji często dla samej negacji, kruszącym kopią nie zawsze w słusznej - a często głęboko niesłusznej - sprawie.

"Fryderyka II" też zrodziła owa pasja; sam pomysł wybrania na bohatera jednej z najwybitniejszych postaci historycznych wrogiego państwa (przecie trwały jeszcze zabory!) dawał świadectwo odwadze - w oczach współczesnych raczej dwuznacznej. Tym bardziej, że Fryderykowi przyznano - w zgodzie z historią - wiele racji, talentów i inteligencji, których to cech pozbawiono wszystkich występujących tu Polaków - z Ignacym Krasickim na czele, który nie dość iż ukazany został jako skłonny do kompromisów i uciech ciała dworak, to jeszcze - jak zżymali się wszyscy krytycy - nie wypowiada w dramacie ani jednej kwestii, która poświadczałaby jego dowcip, mądrość czy literackie zdolności.

Zresztą, w pewnym sensie i Fryderyk został tu potraktowany mimo wszystko dość powierzchownie, a była to przecie postać ze wszech miar fascynująca - i w swych talentach rzeczywistych i pozornych. Jako dramat o bohaterze historycznym jest utwór Nowaczyńskiego, wbrew pozorom, zaledwie szkicem i to szkicem pisanym w konwencji myślowej dziś już mocno przestarzałej. I szkicowość tę Dejmek wykorzystał do maksimum.

W przedstawieniu Dejmka rysunek indywidualny postaci staje się prawie całkiem niewyraźny. Nie ma mowy nie tylko o osobowościach, ale nawet charakterach. A jednak to co mogłoby zadecydować o klęsce przedstawienia staje się jego zaletą. Dyskretność aktorskich środków, zaznaczanie delikatne postaw (w rolach głównych: Seweryn Butrym - Fryderyk, Janusz Kubicki - Krasicki) współgra z koncepcją scenograficzną (rezygnacja z sal Sans-Souci - na rzecz pustej przestrzeni scenicznej z mapą Rzeczypospolitej po roku 1730 i jednogłowym czarnym orłem), z koncepcją reżyserską i niezwykle precyzyjnym opracowaniem, tekstu, które pomija szereg postaci w sztuce - i nie tylko sztuce - ważnych (jak choćby stary generał Zieten czy minister Bismarck), skupiając się na jednym motywie: sprawie polskiej.

Sposób jej postawienia przez Nowaczyńskiego od początku wzbudzał opory. Rozsierdzony recenzent "Krytyki" pisał nawet, iż Nowaczyńskiemu należy się order od Wilhelma za wybielenie Prusaków i przemienienie Polaków w figury albo moralnie podejrzane, albo wręcz groteskowo bezrozumne. Dziś rzecz - przynajmniej tak jak ukazano ją w Łodzi - nabiera innej perspektywy. Konformizm, pieczeniarstwo, brak dyscypliny, romantyczne, lecz do niczego nie prowadzące porywy nabywa się tu wprawdzie "po imieniu, ale równie jednoznacznie określa się politykę strony przeciwnej - z jej, wbrew oświeceniowej ogładzie, nietolerancją, koncepcjami "czystej rasy", nacjonalizmem i imperializmem. Tyle że w przeciwniku ukazana zostaje nie jego słabość a to co w nim niebezpieczne, zaś we własnym narodzie to co łatwo prowadzi go do zguby. Nie przez przypadek znalazł się też w programie spektaklu następujący cytat z Nowaczyńskiego: "Najwygodniejszy patriotyzm, to być chronicznie dumnym ze swego narodu". Przedstawienie łódzkie mniej zmusza do dumy, bardziej do refleksji, gorzkiej, często zawstydzającej. Z historii wydobywa przy tym nie to co tanio "aluzyjne", ale to co w sposobie myślenia i reakcji waży i na dniu dzisiejszym.

Dzięki temu udało się też pokazać, niejednoznaczną przecie, postać autora w tym wymiarze, jaki nadawał mu Stanisław Brzozowski: "Mówiono nam niedorzeczności o "satyryku bez ideału". W Nowaczyńskim było coś lepszego niż ideał (mianem tym oznacza się u nas poszanowanie dla przesądów jakiejś koterii). W nim tkwiło palące poczucie kłamstw naszej kultury". I nie tylko kultury, oczywiście.

Jest więc "Fryderyk Wielki" w opracowaniu Dejmka pewną odmianą teatru politycznego. Ze względu na swą tematykę i intencje. Właśnie one decydują o owej próbie serio, o której pisałam na początku. Sprawę komplikuje jedna tylko wątpliwość! Warunkiem zaistnienia teatru politycznego jest także, jeśli nie przede wszystkim, rezonans, jaki budzi u publiczności - i nie chodzi tu nawet o żywiołowość reakcji, lecz jej rodzaj. Teatr polityczny ubiera się u nas najczęściej w kostium historyczny. Taki właśnie, jakiego użyto i w Łodzi. Dla znacznej części widowni "Fryderyk Wielki" wydaje się z pewnością jedynie opowieścią o smutnych romansach panienek Gockowsky, samobójstwie przystojnego polskiego oficerka i jakichś tam historycznych już, choć nieprzyjemnych, swarach. Część oburza fakt, że szlachetną postać autora "Monachomachii" pokazane jako konformistycznego pieczeniarza - i odpowiedzialnością za to obarcza nie wiedzieć czemu reżysera Czym jest "Fryderyk" dla pozostałych? Czy ma szanse, by zostać odczytanym, tak jak pragnął inscenizator? A jeśli nawet, to czy porusza sprawy naprawdę dziś najistotniejsze? Czy mógłby je poruszyć? Nie wypada kończyć recenzji retorycznymi pytaniami. Ale przy całym uznaniu dla tego przedsięwzięcia, nie sposób znaleźć na nasuwające się w związku z nim wątpliwości żadnej jednoznacznej, krzepiącej odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji