Artykuły

Ucieczka w fikcję

Dwie interesujące autobiografie - reżysera Filipa Bajona i aktora Andrzeja Zaorskiego - niezależnie od siebie kreślą portret polskiego inteligenta średniego pokolenia z tzw. środowisk artystycznych - pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

Zarówno Bajon (rocznik 1947), jak i Zaorski (rocznik 1942) mają kąśliwy stosunek do rzeczywistości. Bajon w "Cieniu po dniu" powiada wprost: - "Miałem wyrobiony pogląd na to, że wszystko dookoła jest fikcją, a moim zadaniem jest ją pomnażać". Jak? Kręcąc filmy.

Zaorskiego, gdy rozrabiał w liceum, pocieszano, że jeszcze chwila i pójdzie na swe wymarzone studia aktorskie. Będzie mógł skryć się w "sztucznym świecie teatru i kina". Teraz Zaorski jest chory - miał udar mózgu, był częściowo sparaliżowany, ale na nowo nauczył się mówić i pisać (ślady tych lekcji pisania znajdujemy w jego książce "Ręka, noga, mózg na ścianie", zresztą ślicznie wydanej, z mnóstwem zdjęć i rysunków). Czego mu najbardziej żal? Tego, że już pewnie nie wróci do grania.

Jak najdalej stąd

Czasem ucieczka ma w ich przypadku sens dosłowny. Bajon to "poznańska pyra", syn adwokata z dzielnicy Jeżyce. Przedstawiciel mieszczańskiego świata, w którym człowiek rodził się i umierał w tym samym domu.

On tej reguły nie zaakceptował - już w PRL gnało go za granicę. Gdy spóźniał się z powrotem, zabierano mu paszport. Ma też inklinacje do innej wędrówki - w przeszłość. Pisze: - "Pięknie jest czuć zapach czasu, którego się nie przeżyło". Nic dziwnego, że nakręcił "Magnata", o książętach pszczyńskich, i "Wizję lokalną 1901", o strajku uczniów we Wrześni.

Zaorski w młodości uciekał z domu - ukrywał się gdzieś z kolegami. Młodszy brat Janusz (dziś reżyser, skądinąd prowadził Zespół Filmowy "Dom" wspólnie z Bajonem) cichcem przynosił mu niezbędne rzeczy. Skąd ta rewolta? Zaorski źle znosił rygory narzucane przez surowego ojca, których w latach 60. był wiceministrem kultury, szefem polskiej kinematografii. W kwestiach politycznych nie porozumieli się nigdy.

Od tego, co niechciane, uciec jest jednak coraz trudniej. Bajona mierzi obecny kapitalizm. Nazywa go systemem promującym średniaków pozbawionych zmysłu samooceny i zachwyconych mechanizmem, który ich wywindował. Czy jest nań jakieś antidotum? Odpowiedź brzmi cierpko - pójście do baru.

Niedogodności familijne

Autorzy obu książek odkrywają się przed nami. Pokazują skazy na swej psychice. Zaorski wprost ociera się o ekshibicjonizm: - "Muszę teraz powiedzieć... napisać... coś, przed czym się wzdragam. Nie kochałem swojej matki!".

Bajon rozgrywa to w półtonach. W jego wspomnieniach matka, gdy piszą nekrolog ojca, protestuje przeciwko użyciu terminu "najukochańszy mąż".

Formuła

"Cień po dniu" Bajona ma podtytuł "powieść autobiograficzna". Słusznie, bo to coś więcej niż zbiór anegdot (np. o poznaniu Johna Lennona) i barwnych relacji z przeszłości (np. o wycinaniu lasu w Finlandii czy żegludze jachtem w dół Missisipi). Mamy tu do czynienia z ujętą w formę powieściową wędrówką myśli - wędrówkę pokrętną, z powracającymi motywami (bohater wciąż stoi, z operatorem Jerzym Zielińskim, na kalifornijskiej Zooma Beach, mocząc nogi w Pacyfiku) i zapętlającym się czasem. Idzie nie tylko o to, by przypomnieć sobie, co się stało, ale i zrozumieć, dlaczego się stało, i co to właściwie znaczy.

Zaorski o efektowną formę zadbał inaczej. Podzielił książkę na dwie części (są niczym orzeł i reszka na monecie) - osobistą i zawodową. Po przeczytaniu jednej z nich trzeba obrócić tom o 180 stopni, żeby, od końca, móc czytać drugą. Na jednej z okładek widzimy twarz autora w uśmiechu, na drugiej ze smutnym grymasem. Ich suma oddaje ton książki.

Dwa żywioły

Oczywiście, żywiołem Zaorskiego jest mimo wszystko humor. On nawet najboleśniejsze passusy przetyka dowcipami ("- Dziadku! Czy możemy się pobawić twoimi jajkami?! - Możecie. Tylko nie odchodźcie za daleko!"). Ale to facecjonista autoironiczny - pokpiwa np. z własnego konformizmu.

U Bajona także nie brak dowcipnych konstatacji (jego ojciec zapytany, jaka jest różnica między Niemcami i Polakami, odpowiadał: - "Niemcy ciszej schodzą po schodach"), ale jego temperament jest zdecydowanie epicki. Spełnia się w większych formach - jak ta o lipcu 1902 r., kiedy to jego przodek Jan Bajon pojechał do Monte Carlo, by spłacić długi swego zaaresztowanego w kasynie syna. To naprawdę kawałek markowej prozy.

U obu autorów, choć nie są to przecież ludzie starzy, wyczuwa się coś, co nazwałbym niezdarnie "przeczuciem kresu". Zaorski mruga do nas okiem, cytując, pół żartem, pół serio, ostatni wywiad z Gombrowiczem, w którym ten, zapytany o plany na przyszłość, odpowiada: - "Grób".

Cień po dniu, Filip Bajon, Wydawnictwo Jeden Świat, Warszawa.

Ręka, noga, mózg na ścianie, Andrzej Zaorski, (współpraca Katarzyna Ciesielska), Wydawnictwo Autorskie, Warszawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji