Artykuły

Teatr Muzyczny "Capitol" ruszył z promocją musicalu "Blaszany bębenek". Jej element to zwisające z budynku czerwone szarfy z symbolem przypominającym swastykę nazistowskich Niemiec. - Głupota, obrzydliwe, ściągnijcie to - pisze spora część internautów.

Z daleka rzeczywiście szarfy mogą się kojarzyć z zakazaną w Polsce nazistowską swastyką, jednak z bliska widać, że w białym kole wymalowany jest dziecięcy wiatraczek. "(...) Taka ingerencja w przestrzeń miejską jest celowa - chcemy zainteresować jak największą liczbę wrocławian i gości, zwrócić uwagę na ważne, antyfaszystowskie i antywojenne przesłanie spektaklu, skłonić do rozmowy o banalności zła, które często zaczyna się niewinnie jak dziecięca zabawa" - taki opis widnieje pod zdjęciem dekoracji.

- Flagi wiszące na Capitolu są dziełem plastycznym związanym z wystawieniem "Blaszanego bębenka" Guntera Grassa w reżyserii Wojciecha Kościelniaka - potwierdza Konrad Imiela, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Muzycznego "Capitol". - Nie inspirujemy się symboliką nazistowską bez powodu. Spektakl dotyczy rodzącego się faszyzmu widzianego oczami dziecka. Stąd centralnym elementem plakatów jest wiatraczek. Oddaje to treść i charakter powieści Grassa.

Zdejmijcie to paskudztwo

Kampania nie wszystkim się podoba. "Obrzydliwe, co najmniej głupie, niepotrzebnie prowokujące i antagonizujące, nie tu i nie teraz. Nikt się nie liczy z emocjami i wspomnieniami ludzi, którzy dobrze pamiętają tamte czasy? W imię czego? Promocja? Niesmaczna głupota poniżej krytyki" - pisze jeden z internautów. "(...) Osoby starsze, które przeżyły czasy niemieckiej okupacji i nie tylko one, widząc takie coś na budynku, na pewno nie mają miłych skojarzeń i z chęcią zerwałyby te szmaty. A dobry spektakl obroniłby się bez takiej promocji. Tania akcja" - dodaje inny. "Zdejmijcie to paskudztwo, proszę", "Proszę się nie zdziwić, jeśli któryś widz uderzy dyrektora teatru w twarz, by sprowokować go do myślenia. Bo to jest ten poziom prowokowania do myślenia" - także takie opinie można znaleźć w sieci.

"Antyfaszystowskie przesłanie z niemieckimi swastykami, przecież to sprzeczność sama w sobie", "Prowokacja, która nie powinna mieć miejsca!", "Wieszanie takich banerów to tylko kolejny dowód na to, że są granice reklamy i dobrego smaku" - oto kolejne wypowiedzi.

Przykuwa uwagę

Nie wszyscy są tak radykalni w osądach. "Aż ciarki przeszły na ten widok, robi wrażenie, a przecież o to chodzi. Ale zbierzecie burzę, to pewne", "A mnie się wydaje, że to trochę granie nie na tym bębenku, co trzeba. Teraz jest czas nie na 'odważnie', ale przede wszystkim na 'uważnie'. Kumam ideę i w ogóle PR-owo - istna rewelacja. Ale jednak coś nie pasi" - piszą niektórzy. Są i tacy, którzy doceniają akcję: "Superkampania. Brawa dla autora", "Przykuwa uwagę, trudno przejść obok tego obojętnie".

- Tak, prowokujemy. Sztuka ma to do siebie, że wybija odbiorcę z komfortu, żeby postawić pytania, sprowokować do dyskusji, zwrócić uwagę na problem - przyznaje Imiela. - Nie bez powodu robimy "Blaszany bębenek" teraz, gdy brunatne apetyty na porządkowanie świata dają o sobie znać. Prezydent Rafał Dutkiewicz zasygnalizował mi oburzenie niektórych wrocławian związane z tą akcją. Uspokajam: nie propagujemy faszyzmu, nie chcemy przywrócić tej symboliki. Wręcz przeciwnie: nie powiesiliśmy swastyk, jak to niedawno miało miejsce podczas patriotycznego koncertu w centrum Warszawy, i na pewno nigdy nie użyjemy takiej symboliki dosłownie.

Co myśli o przekraczaniu granic dobrego smaku? - Nie pokazujemy też zakrwawionych płodów nienarodzonych dzieci, które możemy oglądać codziennie na billboardach. Nie uważam, że tą akcją przekroczyliśmy etyczne granice, które codziennie są przekraczane choćby w takich kampaniach. W komentarzach w mediach społecznościowych zauważam jedną zasadę: ci, którzy wiedzą, o czym jest powieść Grassa, z reguły rozumieją i akceptują tę promocję. Dlatego przede wszystkim zapraszam na "Blaszany bębenek".

Premiera spektaklu zaplanowana jest na 5 października.