Artykuły

Leonard Pietraszak: honorowy obywatel Bydgoszczy

O upływie czasu, o ukochanym mieście, o szczęściu i pasji w rozmowie z Leonardem Pietraszakiem, wybitnym aktorem teatralnym i filmowym, miłośnikiem i kolekcjonerem malarstwa, bydgoszczaninem. - To było cudowne, że miałem szczęście spotkać świetnych ludzi teatru, autorytety, artystów światłych i utalentowanych - mówi.

Zaprosiłem do rozmowy pana Leonarda Pietraszaka.

- Bardzo mi miło. Witaj kuzynie. I proszę, nie tak oficjalnie.

Zgoda. Co ostatnio czytałeś?

- "Świat bez głowy". Portret Janusza Głowackiego autorstwa Izy Bartosz. Świetnie napisana, inteligentna, ciekawa, z trafnymi i życzliwymi wypowiedziami jego przyjaciół i tych, z którymi się bliżej zetknął. Niestety, miałem okazję tylko przelotem kilkukrotnie zamienić z nim kilka zdań. Bardzo żałuję.

Bydgoszcz to twoje miasto rodzinne. Odwiedzasz je, prawda?

- Tak, choć rzadziej niżbym chciał. Pozwól, że zacytuję: "Bydgoszcz to piękna kobieta. Europejka z trudnym imieniem dla cudzoziemca. Nowoczesna i kolorowa, preferująca zieleń i rdzawe złoto, wiosną, latem i jesienią. Zakochana ze wzajemnością w Mądrych Ojcach Miasta. Ceni zabytki i tradycję. Troszeczkę próżna, lubi przeglądać się w przytulonej do niej rzece. Wie, że niezwykle awantażownie wychodzi na fotografiach i malarskich portretach. Jest dumna ze swoich Muzealników, Artystów, Poetów i Pisarzy, z Medyków, Pedagogów, Profesorów i wszystkich Pracujących, tych z inicjatywą i bez. Dojrzała, a zawsze pozostanie młoda."

Czyje to słowa?

- Mojej żony. Ale ja tak się z nimi identyfikuję, że właściwie uznaję je za swoje.

No tak Wanda, jak ty wrażliwa, artystyczna dusza, aktorka, poetka, pisarka, potrafi pracować słowami. Bydgoszcz to miasto twojego dzieciństwa i lat młodzieńczych.

- Hmm... trudnych, ciężkich, ale miałem dzielnych rodziców i życzliwych krewnych.

Wspominasz ich?

- Im człowiek staje się starszy, tym częściej odwraca się za siebie, bez względu na ból karku. Ale mówiąc serio, przyznam, choć do tych wniosków dochodzi się późno lub zbyt późno, przegapiłem wiele pytań, których nie zadałem rodzicom, starszemu rodzeństwu. Byłbym teraz bogatszy o szczegóły rodzinnych opowieści. Rozumiałbym więcej, może nawet tęsknił inaczej...

Kim był twój ojciec, Aleksander?

- Podoficerem zawodowym, powstańcem wielkopolskim, (jak i jego bracia pochodził z Chodzieży pod Poznaniem - red.) W 1935 r. został służbowo przeniesiony z Korpusu Ochrony Pogranicza do 61 Pułku Piechoty, stacjonującego w Bydgoszczy. Dzięki temu kilka miesięcy później się urodziłem.

A mama, Janina z Dmowskich?

- Była śliczną żoną i cudowną matką. W czasie okupacji - ciężko pracującą robotnicą w Fabryce Makaronów, przy ul. Chrobrego. Pokazywałem ci bramę, w której na nią czekałem i gdzie dawała mi garść suchego makaronu do przegryzienia. Odeszła zbyt szybko... Gdy jestem w Bydgoszczy, pierwsze kroki zawsze kieruję na Cmentarz Starofarny, gdzie leży mama.

Przypomnijmy szkołę.

- Zaraz po wyzwoleniu chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 20 im. Jana Matejki przy ul. Grunwaldzkiej. W latach 1950-1954 było Liceum Ogólnokształcące im. A. Mickiewicza przy ul. Nowogrodzkiej. Te lata wspominam najmilej.

Moja klasa...

- Niezwykła, zgrana, grupa przyjaciół. Spis alfabetyczny koleżanek i kolegów w dzienniku pamiętam do dziś. Od A do końca. Cudowny etap edukacji. Ciekawe, że np. wielki monolog ze sztuki Cypriana Norwida, "Miłość czysta u kąpieli morskich" powraca w mojej pamięci tylko we fragmentach...

Potem była Łódź. Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna i Filmowa. Wiedziałeś od razu, że jest to ważne miejsce dla ciebie?

- Tak. Jak i potem zawód, który wykonywałem i teraz jeszcze sporadycznie wykonuję w teatrze Krysi Jandy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało patetycznie, ale jest się szczęśliwym, gdy wykonuje się pracę, choćby najcięższą, mając świadomość, że ona jest dla mnie, a ja dla niej. Mnie to spotkało.

Teatr to jedynie praca, sukcesy, twórcze poszukiwanie, budowanie postaci scenicznych czy też może i budowanie siebie?

- To dobre pytanie. To było cudowne, że miałem szczęście spotkać świetnych ludzi teatru, autorytety, artystów światłych i utalentowanych. Byli to reżyserzy, ale potem też często koledzy. W Poznaniu - "Stulek" Hebanowski, pamiętny Teatr "5" - i te role - o takich się marzy - Romeo, Mackie Majcher, Gucio w "Ślubach...", Birbancki w "Dożywociu" Fredry. A wracając do ludzi, w Warszawie - dyrektor i reżyser Janusz Warmiński, Gustaw Holoubek, Jan Świderski, Dudek Dziewoński, Aleksander Bardini. Reżyserzy filmowi i telewizyjni, m.in. Kazio Kutz, Andrzej Konic, Jan Rybkowski, Maria Kaniewska, Basia Borys-Damięcka, Anka Sokołowska, Janusz Majewski, Andrzej Piotrowski, Jurek Gruza. Oni wszyscy mieli wpływ na mój rozwój, sposób zauważania świata, formułowanie zawodowego języka, docenianie wartości. W teatrach nawiązałem wieloletnie przyjaźnie. O tych, którzy są już nieobecni, pozostało myślenie, wspominanie, częste cytowanie, anegdoty. Zabrakło Rysia Pietruskiego, Mańka Kociniaka, Janka Kociniaka, Joasi Jedlewskiej, Jurka Kamasa, Wojtka Młynarskiego, Janka Żardeckiego i innych. Wspominamy ich razem z najstarszym wśród aktorów Witkiem Sadowym, bo tęsknimy za nimi, a dzięki Witka książkom i prasowym wspominkom przywołujemy ich.

Wiem, że od dawna kolekcjonujesz malarstwo, zwłaszcza to polskie z przełomu wieków. Czy może coś się zmieniło?

- No, może pieniądze. Obrazy są, zapewne słusznie, w cenie, ale nie na kieszeń przeciętnego zbieracza. Ale wspaniale, że nasze muzea urządzają często interesujące wystawy.

Nie mogę nie wrócić do ciągle elektryzującej wieści, że przekazaliście z Wandą zbiór swoich prac malarskich prof. Jana Stanisławskiego i jego uczniów Muzeum Okręgowemu im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.

- Tak. W głębokim przekonaniu, że tego chcemy. To nasz zbiór malarstwa dla mojego miasta. Czekamy teraz na ukończenie rozbudowy muzeum, gdzie nasze zbiory będą miały stałą ekspozycję. Pożegnamy się z nimi, aby bydgoszczanie mogli się z nimi przywitać z poczuciem, że należą do nich.

Czy mogę ci zadać kilka osobistych pytań?

- No... jak na razie ta rozmowa z tobą jest dla mnie przyjemnością, co będzie dalej zobaczymy.

Co cenisz w przyjaźni?

- Jej istotę. Szczerość, wzajemne zaufanie i poczucie, że jest ktoś bliski, kto może się na mnie oprzeć i że ja go nie zawiodę.

Wierzysz w przyjaźń kobiety i mężczyzny?

- W wyjątkowych przypadkach. Od wielu lat przyjaźnię się z kobietą, która mnie nigdy nie zawiodła - nosi moje nazwisko.

Polujesz?

- Co?! Czy wyglądam na kogoś żądnego krwi?

Istotnie nie. Cofam pytanie.

- Poczekaj. Jako że już padło... Nie godzę się na zabijanie i dręczenie zwierząt. Kategorycznie! Wśród moich przyjaciół nie ma myśliwych. Poluję jedynie na zobaczenie ciekawego spektaklu, filmu, choćby któryś raz z rzędu Felliniego, z ulubioną muzyką Nino Roty, na możność posłuchania dobrego swingu, wzięcie do rąk zachwycającej pracy malarza, a w przypadku prozy życia - na dobrą smażoną rybę, szklaneczkę whisky, grzybka w occie, na pobyt nad morzem poza sezonem.

Podróżujesz po świecie?

- Sporo podróżowałem z teatrem, z Wandą i przyjaciółmi. Ostatnio polecieliśmy na kilka dni do Madrytu, specjalnie, żeby rozsmakować się w znakomitych zbiorach malarstwa w Muzeum Prado i w Reina Sofia, żeby zatrzymać w sobie to przeżycie na zawsze.

A teraz zapytam o coś niezwykle ważnego, o stan ducha z okazji twojego przyjazdu do Bydgoszczy na zaproszenie prezydenta miasta Rafała Bruskiego i tutejszych radnych w związku z nadaniem ci tytułu Honorowego Obywatela Bydgoszczy.

- Czuję się zaszczycony, wzruszony i szczęśliwy. Jestem pewien, że moi rodzice, rodzeństwo i masa krewnych, gdziekolwiek są..., też są poruszeni i szczęśliwi. Dziękuję ci moja Bydgoszczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji