Artykuły

Wojciech Malajkat: Komedia jest zwierciadłem, w którym mamy się przejrzeć

- Komedia jest zwierciadłem, w którym mamy się przejrzeć i śmiać do rozpuku, między innymi z naszych ambicji i niedojrzałości naszych zamiarów - z Wojciechem Malajkatem, aktorem, reżyserem, rektorem Akademii Teatralnej w Warszawie, o reżyserowanych przez niego "Ślubach panieńskich" w tarnowskim teatrze rozmawiała Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Beata Stelmach-Kutrzuba: Jak doszło do Pana współpracy z tarnowskim teatrem?

Wojciech Malajkat: Zatelefonował do mnie dyrektor Marcin Hycnar i zapytał, czy nie chciałbym przenieść na tarnowską scenę "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry. Przypuszczam, że zainspirowała go nasza współpraca w Akademii Teatralnej w Warszawie, kiedy mieliśmy wspólne zajęcia ze studentami i robiliśmy z nimi właśnie tę komedię jako ćwiczenie. Na propozycję dyrektora zareagowałem pozytywnie i tak oto znalazłem się w Tarnowie.

Czy "Śluby panieńskie" to według Pana trafny wybór sztuki do teatralnego repertuaru?

- To taki tekst, jak zresztą wiele Fredrowskich komedii, który w ogóle się nie zestarzał. Jest o miłości, o ambicjach, o niespełnionych marzeniach, a przy tym niezwykle dowcipny i dynamiczny. Poza tym myślę, że jako lektura i tekst pisany formalnie, czyli wierszem może być bardzo ciekawym doświadczeniem dla publiczności. Jestem dosyć rygorystyczny, jeśli chodzi o mówienie tekstu i pewną formę, która temu towarzyszy. To znaczy namawiam aktorów, żeby "hałasowali" na końcu wersów albo w średniówce. Wiem, że to brzmi tajemniczo, ale kiedy widzowie przyjdą do teatru i zobaczą inscenizację, to zrozumieją, o co mi chodzi. Wiersz narzuca pewien rytm i mam nadzieję, że to będzie również zabawa formalna, którą docenią odbiorcy.

Twierdzi Pan, że "Śluby panieńskie" są wciąż aktualne. Czy jednak umawianie się pań, że nigdy nie wyjdą za mąż, niegdyś bardzo buntownicze, w dobie feminizmu nie brzmi trochę anachronicznie?

- Sądzę, że w dzisiejszych czasach właśnie wiele kobiet postanawia nie wiązać się i ze swojej niezależności zrobić warownię. A w komedii Fredry widać, czy to się opłaca, czy nie.

Ponadto "śluby", innymi słowy obyczaj robienia różnych postanowień, wciąż funkcjonują w społeczeństwie. Na przykład człowiek sobie zakłada, że nie będzie tył, pójdzie na dietę, a później guzik z tego wynika. Komedia jest zwierciadłem, w którym mamy się przejrzeć i śmiać do rozpuku, między innymi z naszych ambicji i niedojrzałości naszych zamiarów. To ma być dowcipne lustro, w którym widzowie zobaczą.siebie i szczerze się ubawią.

Przypomnijmy im zatem w skrócie, o czym opowiada ta sztuka.

- Fabuła koncentruje się na umowie dwóch panien, które z różnych powodów zamierzają nigdy nie wychodzić za mąż. Dowiadują się o tym dwaj kawalerowie, którzy chcą z kolei te "śluby" ośmieszyć i z pannami się ożenić. Obserwujemy więc na scenie potyczkę między bohaterami płci żeńskiej i męskiej oraz intrygę toczącą się wokół niej.

Modne są obecnie nowe odczytania klasycznych tekstów i uwspółcześnianie ich na teatralnych deskach. Czy Pan w swojej inscenizacji zmierza w podobnym kierunku?

- Jedyną nowością, jaką wprowadzam, jest to, że wszystko dzieje się w kuchni - nie ma różnych miejsc akcji. W kuchni, czyli sercu domowego życia - tam, gdzie domownicy się spotykają i ich drogi na pewno przetną, rozgrywają się wszystkie wydarzenia komedii. Proszę także aktorów, żeby grali współcześnie, żeby niczego nie stylizowali, nie udawali postaci z XIX wieku.

Scenografia i kostiumy nie przenoszą nas w czasy Fredry?

- Nie przenoszą, ale też nie dają do zrozumienia, że jesteśmy w kosmosie. Stroje są takie, w jakie ludzie mogli się ubierać zarówno kiedyś, jak i dzisiaj. Kuchnia chyba też niewiele różni się od ówczesnych, bo te tak bardzo się nie zmieniają, szczególnie kuchnie wiejskie, a rzecz przecież dzieje się na wsi. Z nowości jest "wyspa", czyli miejsce na środku kuchni modne w dzisiejszych aranżacjach wnętrz.

Wśród twórców spektaklu na stronie teatru nie znalazłam nazwiska kompozytora. Czy scenicznej akcji towarzyszyć będzie jakaś muzyka?

- Muzykę dobrałem sam. Korzystam z "Serenady elżbietańskiej" Ronalda Binge'a i z ukochanej dla mnie ścieżki muzycznej do filmu "Dzieci Sancheza" - ta muzyka pewną współczesność w zderzeniu z tekstem Fredry rzeczywiście wprowadza, ale efekt jest ciekawy.

Kto wcieli się w postaci sztuki?

- Katarzyna Pośpiech, Ewa Jakubowicz, Filip Kowalczyk, Aleksander Fiałek, Dominika Markuszewska, Ireneusz Pastuszak, Tomasz Wiśniewski. W spektaklu grają tylko aktorzy tarnowskiego teatru, zresztą bardzo dobrzy. Świetnie sobie radzą z wyzwaniami, jakie im stawiam, na przykład z oddechem po każdym wersie, jeśli jest potrzebny, co jest bardzo trudne. Mają świetne poczucie humoru i mam nadzieję, że zaowocuje to dowcipnym przedstawieniem.

W ubiegłym roku zasiadał Pan w jury Talii, w tym roku Pana inscenizacja wystartuje w konkursie festiwalu. Zmienił Pan strony - z oceniającego na ocenianego. Czy wiąże się to z jakimś, choćby malutkim stresem?

- Chciałbym oczywiście jak zwykle, żeby przedstawienie, które robię, podobało się. A to, że będzie oceniane przez jurorów, jest częścią scenicznego "życia" tego spektaklu. Niech startuje w konkursach i zdobywa nagrody. Żeby jednak było jasne: naszym głównym celem jest stworzenie widowiska, które się ma cieszyć powodzeniem w repertuarze teatru, ma się podobać przede wszystkim publiczności, a jeśli uda się tej produkcji czy występującym w niej aktorom wygrać jakieś festiwale, to będzie super.

W życiu kieruję się taką dewizą, że im. więcej się człowiek napina, walczy sam z sobą o coś, tym gorzej mu to wychodzi. Potrzebny jest pewien dystans, komfort pracy i poczucie dobrej zabawy, przynajmniej przy komedii. Robimy przedstawienie, które ma opowiedzieć jakąś zabawną przygodę, a ludzie - co jeszcze raz podkreślę - przeglądając się w niej, mają się śmiać z własnych przywar, naiwności widzianych na scenie. I o to nam chodzi!

Dziękuję za rozmowę i życzę w takim razie przede wszystkim dużo śmiechu na widowni, a nagród przy okazji.

Premiera "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry w reżyserii Wojciecha Malajkata odbędzie się na Dużej Scenie Teatru im. J. Solskiego w Tarnowie 16 września o godz. 19. Spektakl będzie można zobaczyć również na pokazach przedpremierowych 14 września o godz. 11 oraz 15 września O godz. 19.

Na zdjęciu: próba prasowa spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji