Artykuły

Agata Buzek: Pociąga mnie ryzyko, inaczej nie potrafię

- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek weszła w próby, bo będzie łatwo, szybko, zarobię pieniądze już - mówi aktorka Agata Buzek w rozmowie z Dorotą Wyżyńską w Co Jest Grane 24.

Aktorka wystąpi w nowym spektaklu Iwana Wyrypajewa "Irańska konferencja". Premiera odbędzie się w piątek 14 września, gościnnie w Teatrze Dramatycznym na Scenie na Woli.

DOROTA WYŻYŃSKA: To twoje drugie spotkanie z Iwanem Wyrypajewem, miałaś okazję pracować z nim przy spektaklu "Taniec Delhi" w Teatrze Narodowym. Ten rosyjski dramatopisarz i reżyser to bardzo szczególna postać w polskim teatrze. Kim jest dla ciebie? Dlaczego do niego wracasz?

AGATA BUZEK: Wania - można powiedzieć - ma bardzo klasyczne podejście do teatru, czasem wręcz konserwatywne. Choćby w tym, jak pracuje z tekstem, któremu jest wierny. A z drugiej strony, to co robi, jest moim zdaniem, absolutną awangardą. Jego teatr - bardzo formalny - jest szalenie nowoczesny.

U Wyrypajewa o postaci mówi się "on", "ona", a nie "ja". Reżyser nie pozwala na mieszanie bohatera z aktorem. Wyrypajew przypomina, że granie jest wielką odpowiedzialnością. Aktor musi znaleźć w sobie co wieczór powód, dla którego staje na scenie i przedstawia nam daną historię. Nigdy tak bardzo nie denerwowałam się w teatrze, jak przed spektaklami "Tańca Delhi" w Narodowym. Domyślam się, że teraz będzie podobnie, że znów mnie to będzie sporo kosztować. Tym bardziej że jego nowy tekst nie należy do łatwych.

Akcja rozgrywa się na międzynarodowej konferencji w Kopenhadze. Tych, którzy znają twórczość Wyrypajewa, jego nowy tekst może początkowo zaskoczyć...

- Ciekawe, że Iwan znajduje wciąż nowe sposoby, aby opowiedzieć, o tym, co najważniejsze, bo podstawowe i uniwersalne. Powraca do swoich tematów. Uważa, że w teatrze warto rozmawiać tylko o sprawach, które dotyczą każdego z nas.

Kiedy zaczęłam czytać "Irańską konferencję", byłam przerażona, bo są w niej bardzo długie monologi, które mają charakter wypowiedzi naukowych. Jednocześnie w sztuce zapisanych jest wiele interakcji między postaciami. Jest też sporo momentów humorystycznych, kiedy uczestnicy konferencji docinają sobie nawzajem albo okazuje się, że jest zupełnie inaczej niż myśleliśmy do tej pory. Nie chcę za dużo zdradzać.

A twoja postać? Astrid Petersen. Spróbujmy ją przedstawić.

- Wania ładnie o niej powiedział: "Astrid Petersen jest bardzo ważna w sztuce, bo ratuje ją przed romantyzmem czy nawet sentymentalizmem". To kobieta, która mocno chodzi po ziemi, jest taką działaczką-idealistką, która wie, czego chce, jest merytorycznie przygotowana, dąży do celu. Ale nie jest skuteczna, bo brakuje jej najważniejszego - współodczuwania, połączenia z innymi ludźmi, zrozumienia.

Nie muszę mówić, że sztuka znakomicie wpisuje się w to, co się dzieje na świecie i co dzieje się w Polsce. Strasznie się wpisuje. I choć dotyczy Iranu, może właśnie przez to oddalenie, staje się uniwersalna i bardzo dla nas bolesna.

Spektakl będzie grany po angielsku, z tłumaczeniem polskim, nie tylko dlatego, że jesteśmy na międzynarodowej konferencji. To projekt, z którym planujecie sporo jeździć po świecie.

- Mamy już potwierdzone spektakle w Austrii, w Wiedniu i Grazu. Na prawie dwa tygodnie jedziemy do Moskwy. W planach też Ameryka.

To dla ciebie kolejne doświadczenie grania na scenie w języku obcym. Po francusku grałaś w "Fedrze" Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Odeon w Paryżu...

- ...a kilka lat temu w teatrze w Dreźnie grałam po niemiecku.

W filmach zdarzało mi się grać po angielsku, po francusku i w językach, których zupełnie nie znałam, ale na planie to trochę co innego, bo zawsze można zrobić dubel.

Bardzo lubię to doświadczenie grania w innym języku w teatrze. Lubię ten rodzaj pustki, którą ma się w głowie, bo w obcym języku nie mamy aż tak wielu skojarzeń, tak natychmiastowej łatwości, jak po polsku, w nadawaniu odpowiedniej intonacji, szukaniu w zdaniu tego, co najważniejsze i improwizacji.

Pamiętam, jak podczas jednego ze spektakli "Fedry" w Paryżu, Isabelle Huppert zapomniała tekstu i musiałam naprowadzić ją, żeby mogła "wskoczyć" w następną scenę. To był moment, który trwał pewnie niecałą minutę, a w moim poczuciu przynajmniej dziesięć. Byłam przerażona, to był dla mnie ogromny wysiłek, ale miałam niemałą satysfakcję, bo sobie poradziłam. To jest szczególne wyzwanie aktorskie, a ja lubię wyzwania.

Zawsze lubiłaś wyzwania, ryzyko, projekty niezależne, niszowe. Kończąc Akademię Teatralną jako córka premiera, co pewnie nie było łatwe dla początkującej aktorki, byłaś współzałożycielką niezależnej grupy Arteria, grałaś w Studio Teatralnym Koło, Teatrze Montownia. Albo brałaś udział w kilkumiesięcznych próbach do spektaklu, którego premiera nigdy się nie odbyła. Czy przy takich ryzykownych projektach się traci czy zyskuje?

- Na pewno coś się traci, a coś zyskuje. Na pewno traci się siły i energię, bo takie projekty zwykle wymagają pełnego zaangażowania. Ale właśnie takie rzeczy mnie pociągają. Być może to wynika z tego, że łatwo się nudzę i potrzebuję nowych, nieoczywistych wyzwań.

Nie przypominam sobie, żebym weszła w próby, bo będzie łatwo, szybko, zarobię pieniądze, spotkam fajnych ludzi i już. Zwykle angażuję się w rzeczy, które są oparte na trudnej literaturze, które często robimy sami od podstaw. To są projekty, które wynikają bardziej z potrzeby serca niż z zimnej kalkulacji.

Co tracę? Pewnie gdybym wybrała inną drogę w teatrze, to miałabym więcej czasu dla siebie. Mogłabym posiedzieć w ogródku, albo przygotowywać przetwory, które uwielbiam robić. Mogłabym jeździć regularnie na wakacje i w ogóle mieć spokojniejsze życie. Ale najwyraźniej nie leży to w mojej naturze. Oczywiście są chwile ekstremalnego zmęczenia, walki z demonami, kiedy trochę żałuję moich wyborów, ale potem znowu pakuję się w kolejny nieoczywisty projekt wymagający oddania się na 100 procent.

Mówimy o teatrze, ale w filmie też możemy cię oglądać w projektach niszowych, choćby w "Performerze" Macieja Sobieszczańskiego i Łukasza Rondudy o artyście Oskarze Dawickim. Ostatnio brałaś udział w filmie Borysa Lankosza o Władysławie Strzemińskim i Katarzynie Kobro.

- Film powstał na zamówienie Centrum Pompidou w Paryżu, które przygotowuje retrospektywę twórczości Kobro i Strzemińskiego. To eksperyment z pogranicza filmu, teatru i performance'u. Wszystkie role męskie gra Łukasz Simlat, ja wszystkie role żeńskie. To była bardzo intensywna praca na trudnym tekście Małgosi Sikorskiej-Miszczuk. Mam nadzieję, że będzie to można zobaczyć też w Polsce, w galeriach albo kinach studyjnych.

Ale żeby nie było, że bierzesz udział tylko w projektach niszowych! W październiku do Nowego wraca spektakl "Wyjeżdżamy" Krzysztofa Warlikowskiego - jedna z najważniejszych premier ubiegłego sezonu z twoją piękną rolą prostytutki, której końcowy monolog wbija widza w fotel. Czekamy na premierę "Córki trenera" Łukasza Grzegorzka - filmu, który został bardzo dobrze przyjęty na festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. I wreszcie na dwa filmy zagraniczne z twoim udziałem. Opowiesz o nich?

- Też ich jeszcze nie widziałam. Nie udało mi się pojechać na festiwal do Wenecji, a tam miał premierę francusko-szwajcarski film "Pearl" w reżyserii Elsy Amiel, w którym zagrałam mistrzynię fitnessu. Mam poczucie, że to taka rola, której w Polsce nikt by mi nie powierzył. Bo jednak polska publiczność, polscy reżyserzy widzą mnie już w określony sposób. A drugi film to "High Life" w reżyserii Claire Denis z udziałem Roberta Pattinsona i Juliette Binoche. Będzie miał premierę na festiwalu w Toronto, ale później zostanie pokazany na festiwalu w San Sebastian. I mam nadzieję, że tam go wreszcie zobaczę. To dwie moje produkcje ubiegłoroczne, cuda, które mi się przytrafiły, na które bardzo czekam i zapraszam.

***

"IRAŃSKA KONFERENCJA"

Autor tekstu i reżyser: Iwan Wyrypajew, przekład angielski: Cazimir Liske, Boris Wolfson, przekład polski: Karolina Gruszka, kostiumy: Maria Duda, scenografia: Karolina Bramowicz, muzyka: Jacek Jędrasik, światło: Adam Czaplicki. Obsada: Agata Buzek, Anna Moskal, Redbad Klynstra-Komarnicki, Philip Mogilnitzkiy, Patrycja Soliman / Justyna Kowalska, Magdalena Górska, Mariusz Zaniewski, Juliusz Chrząstowski, Krzysztof Kumor, Richard Berkeley, lektorzy: Michał Klawiter / Anna Moskal.

PREMIERA w piątek, 14 września, godz. 19. Następne spektakle: 15-17 września, godz. 19. Teatr Dramatyczny, Scena na Woli im. Tadeusza Łomnickiego. PRODUKCJA: Dom Artystyczny WEDA, Aksenov Family Foundation we współpracy z MIA Group oraz Fundacją Sztuki Kreatywna Przestrzeń

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji